Prokuratura ujawnia nowe informacje ws. zamachu na prezydenta Adamowicza. Fot. PAP/Adam Warżawa
Prokuratura ujawnia nowe informacje ws. zamachu na prezydenta Adamowicza. Fot. PAP/Adam Warżawa

Prokuratura: Szef ochrony imprezy WOŚP w Gdańsku wprowadził policję w błąd

Redakcja Redakcja Przestępczość Obserwuj temat Obserwuj notkę 109

Stefan W. nie użył identyfikatora z napisem "media" w czasie zamachu na prezydenta Pawła Adamowicza - wynika z ustaleń prokuratury. Szef ochrony finału WOŚP usłyszał trzy zarzuty - dwa w sprawie składania fałszywych zeznań i jedno, dotyczące podżegania innego pracownika do popełnienia przestępstwa. 

Według prokuratury, to Dariusz S., nadzorujący ochronę finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy w Gdańsku, miał przekazać policji identyfikator. Później nakłaniał pracownika ochrony "Tajfun" do składania fałszywych zeznań ws. rzekomego posługiwania się identyfikatorem na scenie przez Stefana W.

Szef ochrony finału WOŚP z Gdańska zatrzymany. Oszukał policję?

Zarzuty dla szefa ochrony finału WOŚP 

- Doszło do próby utrudnienia wykrycia istotnych informacji dla postępowania przez Dariusza S. - poinformowała Grażyna Wawryniuk z Prokuratury Okręgowej w Gdańsku. - Bezpośrednio po zdarzeniu jak i zatrzymaniu Stefana W., doszło do utrudnienia ustaleń policji i prokuratury - oceniła prokurator.

W toku postępowania wyszło na jaw, że zamachowiec z Gdańska nie posłużył się identyfikatorem. To jeden z ważnych wątków śledztwa, ponieważ plakietka mogła umożliwić zabójcy swobodne poruszanie się po scenie WOŚP. 

Dariusz S. - dyrektor agencji "Tajfun" - został przesłuchany przez prokuraturę 15 stycznia. Zeznał, że nigdy nie widział identyfikatora i nie pokazywał go policjantom. A to właśnie podczas pierwszej relacji, udzielonej policjantom tuż po zamachu, przekazał plakietkę i stwierdził, że miał ją przy sobie Stefan W. Śledczy sprawdzają wątek ostrzeżenia, jaki przekazała policji matka zamachowca jeszcze przed wyjściem 27-latka z więzienia. 

- Stefan W. nie przyznał się do zrzucanych mu czynów. Wyjaśnienia, które złożył, obecnie są weryfikowane. Stefan W. był w Warszawie i przebywał przed Pałacem Prezydenckim. Jak wynika z naszych ustaleń, rozważał wejście na teren pałacu. Natomiast czy rzeczywiście taka sytuacja miała miejsce, musimy poczekać na monitoringi, by to zweryfikować - stwierdziła Wawryniuk. 

Zobacz fragment konferencji prokuratury (TVN24/x-news)


Pierwszy wywiad z matką zamachowca

Matka Stefana W. udzieliła pierwszego wywiadu - i jak sama stwierdziła - ostatniego w mediach. W "Dużym Formacie" przeprosiła rodzinę Pawła Adamowicza i wszystkich za tragedię, do której doprowadził jej syn. - To najtrudniejsze uczucie, jakie można sobie wyobrazić. Urodziłam syna, który zabił człowieka, i muszę z tym żyć - powiedziała zrozpaczona kobieta. 

- Jeden z moich synów do mnie zadzwonił: "Mamo, Stefan dźgnął nożem prezydenta Adamowicza i teraz go reanimują". A syn dowiedział się od kolegi, który oglądał relację z Orkiestry i zatelefonował, by mu powiedzieć. (...) Najpierw syna nie poznałam. Pierwszy raz widziałam tę kurtkę i czapkę, gdy oglądałam nagranie. "To nie on", mówię do męża. Ale wtedy te słowa: "Halo! Halo! Nazywam się Stefan…". Jezu, synu, jak mogłeś… Módlmy się, mówię do męża, żeby prezydent przeżył - relacjonuje matka Stefana W. 

Pani Jolanta przyznaje, że niepokoiła się o syna przed jego wyjściem z więzienia. Chłopak miał się zmienić w zakładzie karnym w Malborku. - Uważałam, że nie powinien wychodzić albo ktoś powinien go obserwować. Ale usłyszałam, że nie ma podstaw, że zgłoszą tylko swoje wątpliwości zakładowi karnemu. Nikt się ze mną później nie kontaktował. Skończyłam resocjalizację, rozumiałam, co się dzieje, ale skoro mój syn został wypuszczony, nie wińcie mnie, proszę, ani moje dzieci. Co mieliśmy zrobić? - pyta zrozpaczona. 

- Czytam, że komuś wbił nóż w rękę. Niech mi ktoś pokaże tego, co mu wbił. Niech stanie przede mną ten, co twierdzi, że mój Stefan chciał być komendantem obozu koncentracyjnego. W czwartek dowiedziałam się z telewizji, że mnie bił, brał narkotyki, wymuszał haracze. To wszystko kłamstwa - odpowiada matka Stefana W. na pojawiające się sensacyjne doniesienia o Stefanie W. Pani Jolanta ma pretensje do portalu wp.pl, który podał dokładny adres zamieszkania rodziny zamachowca, co odbiło się na życiu jej dzieci. 

- Boją się teraz tam wrócić. Boją się napaści, podpalenia domu. A to są normalni, dorośli ludzie: studentka archeologii, absolwent politechniki czy kelner - podkreśliła. 

- Chodząc ulicami, ciągle myślę o tej tragedii, że już nic nie będzie jak dawniej. Myślę o żonie i dzieciach pana prezydenta, wiem, co czują, bo kiedyś moja rodzina też przeżyła tragedię, gdy zginął mój mąż - dodała matka Stefana W. 

Źródło: "Duży Format"

GW

© Artykuł jest chroniony prawem autorskim. Wykorzystanie tylko pod warunkiem podania linkującego źródła.



Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo