Adam Bodnar i Vera Jourova. Fot. PAP/Marcin Obara/Canva
Adam Bodnar i Vera Jourova. Fot. PAP/Marcin Obara/Canva

Nie patrzcie na Zachód. On nam demokracji nie ocali

Rafał Woś Rafał Woś UE Obserwuj temat Obserwuj notkę 145
Napędzany poczuciem moralnej wyższości oraz zemsty za dawne krzywdy obóz rządowy wszedł na drogę przemocy fizycznej i prawnej. Złudne jest jednak liczenie na moderujący wpływ Unii Europejskiej albo Stanów Zjednoczonych.

Europa nie będzie reagować 

W pierwszych reakcjach na siłowe metody zastosowane przez ministra Sienkiewicza albo na „uchwałokrację” ministra Bodnara wiele głów odwróciło się w kierunku zachodnim. Były apele do - akurat przebywającej w Polsce - czeskiej komisarz UE Very Jourovej. Było chwytanie pojawiających się tu i ówdzie komentarzy „zaniepokojonych” sytuacją analityków czy komentatorów z zagranicy. Prawda jest jednak taka, że to wszystko jest klasyczne myślenie życzeniowe. Każdy, kto zechce mieć dostęp do zachodnich mediów czy do opinii mających jakiekolwiek przełożenie na zachodnia opinię publiczną, ten w trzy sekundy (a najdalej w pięć) zauważy, że… Europa przechodzi nad tym, co się od paru dni w Polsce dzieje do porządku dziennego. I to w najlepszym wypadku. Bo jest sporo i takich relacji, które Tuskowej pacyfikacji proPiSowskich mediów przyklaskują. Czytamy więc w wielu ważnych rozsadnikach opinii (od BBC, przez Reutersa, po niemieckie tygodniki opinii), że nareszcie „narodowa prawica” (czyli PiS) została odspawana od wpływu na media. A w jakim to się odbywa stylu i w jakim trybie? To już się w tych - zazwyczaj prostych jak instrukcja obsługi cepa - doniesieniach rzecz jasna nie mieści. Opowieść o dobrym Tusku i złym PiSie jest zbyt atrakcyjna i zbyt dobrze sprzężona z interesem czy wrażliwością estetyczną dominującego na Zachodzie liberalnego establishmentu, by nagle zacząć poddawać ją w wątpliwość. 


Ostatni na placu boju 

Krążą wprawdzie na tzw. mieście plotki jakoby Amerykanie (w osobie ambasadora Brzezińskiego) mieli już przekazać nowemu premierowi, że zbyt głębokie rozliczenia z rządem PiS nie są tym, czego nasz największy sojusznik militarny, by sobie w tej części Europy i w tym momencie życzył. Ich prawdziwości nikt jednak potwierdzić dotąd nie zdołał. I równie dobrze może to być klasyczna „kaczka dziennikarska”. Zwana też ostatnio „fake newsem”. W zasadzie jedną instytucją, której udało się uzyskać jakiś rodzaj gwarancji przed tłukącą na prawo i lewo uchwałami nową władzą jest Narodowy Bank Polski. Polski bank centralny pokazał w ostatnich dniach opinii publicznej (oraz swoim przeciwnikom) cały plik listów z wyrazami sympatii, poparcia i troski o to, by jego niezależność nie była naruszona. Listy płyną od wielu banków centralnych z krajów Europy wschodniej i zachodniej. Wśród nich zaś najważniejszy jest ten od szefowej Europejskiego Banku Centralnego Christine Lagarde, która - pośrednio i wyciągana za uszy, ale jednak - zapewnia Adama Glapińskiego, że NBP jako uczestnik tzw. Europejskiego Systemu Banków Centralnych cieszy się wsparciem i ochroną prawa unijnego. 

Jeśli więc Tusk powściągnie zamiary swoich siepaczy względem niezależności NBP to w zasadzie na innych polach nic wielkiego mu nie grozi. A nowy typ „uchwałokracji” (zwanej kiedyś „jazdą po bandzie” lub „chodzeniem na rympał”) może być spokojnie kontynuowany. W europejskich mediach głównego nurtu oraz unijnych instytucjach nikt im złego słowa nie powie. A już na pewno nie w stylu do jakiego przyzwyczaiła nas Europa w latach 2015-2023, gdy każdy ruch PiSu oglądany był przez szkło powiększające olbrzymiej mocy. I każdy zarzut w mig urastał do definitywnego „końca polskiej demokracji”. Można się spodziewać, że teraz będzie dokładnie odwrotnie. Gdyby - nie daj Boże - Polska demokracja miała paść z rąk obozu antyPiSowskiego to Zachód - na chwilę obecną - będzie ostatnim, który to dostrzeże i przyjmie do wiadomości. Niestety. 

Dużo powiedzą wybory do Europarlamentu 

Żeby jednak nie było tak smętnie - na koniec - dwa zastrzeżenia. Po pierwsze, taka sytuacja nie będzie trwała wiecznie. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że w wyniku przyszłorocznych wyborów do Europarlamentu sporej zmianie ulegnie układ sił w trzewiach unijnej polityki. W siłę stale bowiem rosną ugrupowania antyestabliszmentowe, którym odwieczna dominacja „bardzo wielkiej koalicji chadeków, socjalistów i liberałów” nie bardzo się podoba. Po drugie, nawet najbardziej stronnicza i powierzchowna opinia publiczna na Zachodzie nie jest nieprzemakalna. I jeśli „rympał” w wykonaniu nowej władzy nie ustanie to wkrótce zacznie on przesiąkać do świadomości zachodnich mediów i do komentariatu. To potrwa. Ale jest nieuchronne. 

Na razie jednak - jesteśmy w Polsce skazani na samych siebie. I to od nas zależy, czy z naszej własnej praworządności oraz demokracji będzie co zbierać.  

Rafał Woś

Adam Bodnar i Vera Jourova. Fot. PAP/Marcin Obara/Canva

Czytaj dalej:

Rafał Woś
Dziennikarz Salon24 Rafał Woś
Nowości od autora

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka