„Panie Tusk, Ja i Inni dopiero się rozkręcamy.....” (Konrad Matyszczak 15.07.2011 r.)
(uwaga ważne, aby ten tekst był czytany w całości. Można wykorzystać w tym celu i funkcjędrukuj, umożliwiającą taki zabieg)
Z uwagi na wielowątkowość przytaczanych faktów i opinii –zdecydowałam się na podział obszernego tekstu. Kolejna część już jutro.
Tak, jestem ewidentnie posmoleńskim dzieckiem. Aktywnie wzmożonym w tropieniu niejasności w dochodzeniu przyczyn katastrofy. Serwowanych przez oficjalne komisje lotnicze, prokuraturę i niektóre media. W tym medium szczególnie aktywnego, czyli GW. Najczęściej reprezentowanego przez takie tuzy dziennikarstwa jak znana specjalistka od katastrof lotniczych i życiorysów biegłych współpracujących z Komisją Macierewicza jak red. Agnieszka Kublik.
Tak jak przeważająca część ludzi zajmujących się niezrozumiałej etiologii nieprawidłowości w prowadzonym dochodzeniu, raportach i interpretacjach, przez cztery lata dociekań nie kierowałam się żadnymi względami materialnymi. Mimo ciągle powtarzanych zarzutów, że prawdy docieka „liczna grupa kontestatorów raportów i śledztwa to ludzie uprawiających rzekomo „przemysł smoleński”. Nikt nie zauważa faktów: żeby uzyskać wiarygodny materiał do analiz trzeba ponosić koszty kopii, sanów, analiz fachowców, wydruków, wysyłek, badań w terenie, kontaktów bezpośrednich(podróże), rozmów telefonicznych filmów paradokumentalnych i tak można wyliczać w nieskończoność. Często staje się to także kosztem zaniedbania obowiązków wynikających z konieczności utrzymania rodziny.
To, ze jakaś prasa jest zdolna do wysyłania dziennikarzy i ludzi weryfikujących oficjalne ustalenia, bo na publikacjach zarabia – to świetnie. Tej grupy, (o której piszę) - na takie działania już nie byłoby w ogóle stać. A efekt ich działań w informowaniu opinii publicznej o sprzecznościach w oficjalnych wersjach stanowi wsparcie moralne dla rodzin Ofiar oraz jest wyrazem szacunku wobec samych Ofiar. Elity polskiej władzy, dowództwa wojskowego,
Jak wielu z Was wie, wspólnie z Tomkiem Pernakiem i Konradem Matyszczakiem ( z inicjatywy tego ostatniego!) organizowaliśmy akcję tłumaczenia uwag polskich prokuratorów do raportu MAK na język angielski i rozesłaliśmy je do instytucji awiacyjnych, MON ważnych Państw UE i NATO, władz i szefów partii politycznych. Nastąpiło to już niestety potem, kiedy w świadomości opinii publicznej na świecie była utrwalona ostateczna wersja: pijany Generał Błasik, niedouczeni piloci Tutki, brawura i brak wyobraźni oraz podstawowej odpowiedzialności kapitana Protasiuka….
Nasze działanie to była próba sprowokowania polskich władz do oficjalnego wystąpienia o to, o co od chwili powzięcia przekonania (jak u większości Polaków w tym momencie), że raport Anodiny nadaje się do kosza. Czyli formalnego poparcia wniosku końcowego z Uwag: przeprowadzenia dochodzenia przyczyn katastrofy od nowa.A pośrednio: do spowodowania udziału w tym dochodzeniu międzynarodowej Komisji Śledczej. Te Uwagi były dla rządu Tuska i prezydenta Komorowskiego doskonałym przyczynkiem do takiej prośby.
Od początku mieliśmy świadomość, że jedynie oficjalne wystąpienie polskich władz może przynieść skutek w postaci zaangażowania międzynarodowych ekspertów do badań. Wszystkie odpowiedzi jakie otrzymaliśmy, w tym od Margaret Ashton, ICAO i innych były jasne: tylko polski rząd mógł zwrócić się z taką prośbą. Zapewnienie Tuska o możliwości odwołania się od końcowego raportu MAK do międzynarodowych instytucji awiacyjnych było albo skutkiem jego niewiedzy albo świadomej woli wprowadzenia w błąd polskiej opinii publicznej. Dochodzenie MAK było poddane nie przepisom Konwencji Chicagowskiej a oddane pod działanie rosyjskich przepisów prawa. A wszelkie odniesienia do ustnej(sic!) umowy o stosowaniu tzw. załącznika 13 pozostały tylko n poziomie deklaracji. Bo w praktyce złamano większość tam opisanych procedur.(Uwagi polskich prokuratorów do raportu MAK). Mijają 4 lata, a polski rząd zamiast powołania niezależnej grupy ekspertów ( w tym międzynarodowych) powołał …Komisję Laska do tłumaczenia tego, co wyjaśnić się racjonalnie nie da!
Kłopot od czasu do czasu sprawia pani redaktor przyszpilona do muru NPW, która wskutek nacisków rodzin, ZP, jej pełnomocników, naukowców czy biegłych ogłasza informacje stojące w sprzeczności z tezami i „pewnikami” ustaleń propagowanych przez panią Kublik i jej gazetę. Ale pani redaktor się nie poddaje. Wspólnie z panem Laskiem ( będącym na etacie u premiera Tuska) zawsze jest gotowa do wyciagnięcia „nowych”- starych argumentów broniących oficjalnej wersji wydarzeń.
Przed czwartą rocznicą Katastrof, ale przede wszystkim dla poparcia odmowy uchwały w sprawie przywrócenia dobrego imienia śp. generałowi Błasikowi wyciągnęła znane od dawna zapisy nagrań z kokpitu Tutki. Sugeruje, że Generał jednak naciskał na pilotów. Bo padają słowa ”siadaj, lub siadajcie…”. Niewyraźne, w tle. Jak wiele innych niewyraźnych mogących pochodzić z salonki….. Nie chodzi jednak o prawdę materialna, chodzi tylko o kolejne spotwarzenie bez jednoznacznych wskazań – polskich wojskowych (sugestia o obecności w kokpicie gen. Buka) oraz polskich pilotów. Kiedy wytrącono jednoznacznie argument pijanego Generała, trzeba wrócić do klasyki smsa PO z dnia Katastrofy. Piloci lądowali we mgle, pozostaje wyjaśnić, kto ich do tego zmusił…..
Robi się to oczywiście na użytek kampanii wyborczej. A to, że przy okazji bezpodstawnie kolejny raz atakuje się pamięć o Ofiarach w tym gronie nikogo nie obchodzi już od dawna.
Dla usłużnych obrońców wersji oficjalnej „nic to”. Wszak można zawsze podważać nie to, co się absurdalnego słyszy z oficjalnych przekazów, a przyczepiać się do szczegółów wskazywanych przez naukowców wspierających ZP.
Cieszewski vs Czachor.
Ostatnio na tapecie były dane dotyczące umiejscowienia brzozy. Inne w dokumentach MAK, inne w raporcie Millera, inne przyjęte przez prokuraturę. Oraz dwa, jeszcze inne z analizy profesora Cieszewskiego vs obmiary profesora Czachora. Te ostatnie zresztą robione były nie wg koordynat ze zdjęć analizowanych przez tego ostatniego. Stąd – mimo szacunku dla wiedzy profesora Czachora – mam wątpliwości także co do Jego ustaleń. Tylko przez różnice w prezentacji.
Obaj panowie są naukowcami – należało zrobić obmiary według tej samej reguły, nanieść szablon i pokazać różnice. Tego prof. Czachor nie uczynił.
Prof. Cieszewski od początku prosił naukowców o ich komentarz do swoich wskazań, nie wykluczając możliwości własnej pomyłki w ocenie zdjęć.” Cieszewski był gościem telewizji Polsat News. I przyznał, że nie można wykluczyć pomyłki ws. "wcześniejszego" ścięcia brzozy. - To nie jest teza. To jest wynik badań. „ I tyle.
W dyskursie pomija się inne ważne fakty. Bo w obu opisanych przypadkach nie ma mowy o możliwości złamania brzozy wskutek kontaktu z Tu-154 M. Skrupulatnie usuwana jest też przyczyna podstawowa, dla której prof. Cieszewski śledził zdjęcia satelitarne wg systemu stosowanego w leśnictwie. Chodzi o stan odłamu brzozy. Na podstawie sposobu wydzielania soków przez drzewo i jego odłamki stwierdzono, że odłam musiał powstać przed 10 kwietnia. I tyle.
Sam profesor Czachor wskazuje na wagę innego swojego spostrzeżenia: na 8, 5 sek. przed „brzozą” doszło do wyłączenia mechanizmu trymowania (chodzi o wolant).Czas wyłączenia jest jednoczesny z komendą śp. kpt. Protasiuka: odchodzimy.! Co ciekawsze. Profesor stwierdza, że potencjalnych śladów wybuchu trzeba szukać właśnie w tym miejscu. Na wysokości około 100 m.
c.d.n.
Inne tematy w dziale Polityka