prof. Wojciech Maksymowicz i prof. Monika Barczewska na tle strony www Polskiego Banku Komórek Macierzystych
prof. Wojciech Maksymowicz i prof. Monika Barczewska na tle strony www Polskiego Banku Komórek Macierzystych
Adam Jerzy Socha Adam Jerzy Socha
2456
BLOG

Mejza zawieszony, ale biznes komórkowy w Polsce ma się dobrze

Adam Jerzy Socha Adam Jerzy Socha Zdrowie Obserwuj temat Obserwuj notkę 15
Nie trzeba lecieć do Meksyku i płacić 1 mln zł, by dostać „zastrzyk z komórek” „leczący nieuleczalne” choroby, jak reklamowała się firma Vinci NeoClinic, wiceministra Łukasza Mejzy i Tomasza Guzowskiego, chorego na adrenoleukodystrofię. Na terenie Polski jest kilkanaście prywatnych klinik, prowadzonych przez profesorów medycyny, które oferują identyczną „cudowną terapię komórkową” na ponad 80 nieuleczalnych chorób, a nawet na łysienie. Kliniki te zarabiają dziesiątki milionów złotych rocznie. Za jedną z takich klinik stoi poseł prof. Wojciech Maksymowicz. Biznes komórkowy uratował poseł PiS Bolesław Piecha

Za jedną z takich klinik stoi poseł prof. Wojciech Maksymowicz, były minister zdrowia oraz nauki, który wszedł do Sejmu z listy PiS, a obecnie jest w kole Polska2050. Tysiące chorych pada łupem prywatnych klinik, gdyż pozwala na to system prawa oraz bierność instytucji i organów państwa, które powinny z urzędu stanąć w obronie chorych, a także samorządu lekarskiego. Kres temu żerowaniu na śmiertelnie chorych, gotowych zapłacić każdą kwotę za iskierkę nadziei, mógł położyć jeden paragraf w ustawie o zawodzie lekarza, ale jego wpisanie zablokował przewodniczący sejmowej komisji zdrowia, poseł Bolesław Piecha.

Wiceminister Łukasz Mejza jako dowód, że „terapie komórkowe” działają przedstawił na konferencji prasowej 8 listopada przyjaciela i wspólnika 37-letniego Tomasza Guzowskiego, chorego na nieuleczalną, śmiertelną chorobę genetyczną adrenoleukodystrofię. Guzowski stwierdził na konferencji, że zastrzyki z komórkami, które otrzymał w klinice w Meksyku  zatrzymały rozwój choroby (na konferencji wstał z wózka inwalidzkiego). Chcąc pomóc innym nieuleczalnie chorym, założył firmę, wraz z posłem Mejzą, Vinci NeoClinic i oferował im za 80 tys. dolarów „cudowną terapię” za pomocą „pluripotencjalnych komórek macierzystych”, w tej samej klinice w Meksyku. (Guzowski twierdził, że jego terapia będzie kosztowała prawie 1 mln zł, ponoć uzbierał 337 tys. zł).  Guzowski nie przedstawił na konferencji dokumentacji medycznej swojej choroby, ani opinii lekarzy, którzy zdiagnozowali u niego  adrenoleukodystrofię.

„Bank” oferuje „lek” na 80 ciężkich chorób!


Negatywne stanowisko w sprawie oferowania terapii komórkowych zajęły EASAC (zrzesza 28 Akademii Nauk Państw Unii Europejskiej) i FEAM (Federacja Europejskich Akademii Medycznych). W ich Raporcie czytamy: „Prywatne kliniki – kierując się chęcią zysku – oferują terapie komórkowe i genowe o niesprawdzonym działaniu. Takie nieetyczne praktyki niosą ryzyko dla pacjentów”. Ostrzeżenie wystosował też Komitet ds. Terapii Zaawansowanych (CAT) Europejskiej Agencji Leków (EMA). Czytamy w nim:

"Z uwagi na ogromy wzrost liczby terapii komórkowych reklamowanych jako leki stosowane w leczeniu wielu poważnych schorzeń, w tym nowotworów, chorób sercowo-naczyniowych, autyzmu, porażenia mózgowego, dystrofii mięśniowej i utraty wzroku, CAT ostrzega przed stosowaniem niepotwierdzonych terapii. Terapie takie mogą być nieskuteczne, zwiększać ryzyko poważnych działań niepożądanych, w tym infekcji, niepożądanych reakcji immunologicznych, powstawania nowotworów, utraty wzroku, krwotoków mózgowych, a nawet prowadzić do śmierci”.

Mimo tych ostrzeżeń biznes komórkowy w Polsce i na świecie kwitnie. Na czele lobby komórkowego w Polsce stoi „Polski Bank Komórek Macierzystych S.A” (PBKM), Spółka powstała w 2002 roku i jest częścią międzynarodowego koncernu FamiCord. PBKM uzyskał ponad 11 mln zł dofinansowania z Narodowego Centrum Badań i Rozwoju na projekt - „Zastosowanie mezenchymalnych komórek, w celu uzyskania leku na stwardnienie zanikowe boczne (SLA)”. Projekt pozytywnie zaopiniował prof. Wojciech Maksymowicz, jako ekspert PBKM (jak podał w oświadczeniu majątkowym z sierpnia 2019 roku, jako wiceminister nauki, z tego tytułu otrzymał honorarium w wys. 42 tys. zł). Na stronie PBKM brak wyników projektu.

Bank zarabia ogromne kwoty oferując rodzącym kobietom „bankowanie krwi”. Kobietom mówi się, że jeśli w przyszłości okaże się, że ich dziecko zachoruje na jedną z 80 poważnych chorób hematologicznych i onkologicznych, to z przechowywanej krwi wytworzy się „lek”.

Pobranie, badanie krwi pępowinowej kosztuje w sumie około 2750 zł, a następnie za przechowywanie płaci się 50 zł miesięcznie. Natomiast za pobranie i badanie krwi pępowinowej, łożyskowej i sznura pępowinowego zapłacimy ok 5 tys. zł, abonament miesięczny wynosi 70 zł. Koncern podaje na swojej stronie, że „bankuje” 550 000 porcji materiału biologicznego.

Tymczasem prof. Wiktor Jędrzejczak, hematoonkolog, pionier leczenia białaczek komórkami, wieloletni konsultant krajowy powiedział, że możliwość skorzystania w przyszłości przez dziecko z tej krwi jest bliska zeru. Natomiast oferowanie jej jako leku na choroby neurodegeneracyjne czy autyzm określił jako “sprzedaż marzeń”.

Zadzwoniłem do PBKM i podzieliłem się z konsultantką, panią Weroniką swoimi wątpliwościami, w związku z „aferą Mejzy” (zacytowałem artykuł z wp.pl), wówczas konsultantka przyznała, że ich „komórki” może nie wyleczą dziecka z autyzmu czy porażenia mózgowego, ale „pomogą w funkcjonowaniu dziecka”.

Bank nie tylko zarabia na „bankowaniu”, ale przede wszystkim na sprzedawaniu preparatów produkowanych ze sznurów pępowinowych tzw. komórek mezenchymalnych z galarety Whartona, kilkunastu prywatnym klinikom w Polsce (m.in. W Krakowie, Warszawie, Łodzi, Częstochowie, Bydgoszczy, Kielcach, Gdańsku, Wrocławiu, Olsztynie). Oferują one terapie komórkowe na ponad 80 różnych chorób: onkologicznych, ortopedycznych, ginekologicznych, kardiologicznych, okulistycznych, na autyzm dziecięcy, dziecięce porażenie mózgowe, po nieuleczalne choroby neurodegeneracyjne, jak stwardnienie zanikowe boczne (SLA), a nawet na łysienie!

Koszt „terapii komórkowej” kształtuje się od 18 tys. złotych za 1 podanie “komórek” (ale trzeba przyjąć minimum 3 podania) w olsztyńskim Instytucie Komórek Macierzystych sp z o.o. (głównym udziałowcem jest PBKM). W Częstochowie Alfamedica za  „podanie tłuszczu bogatego w komórki macierzyste dostawowo” bierze 8 tys zł, a klinika Strefa Medycyny, w tym samym mieście, za leczenie łysiny komórkami - 6000 zł. Koszt „leczenia komórkami” w Klinice Żagiel Med w Lublinie to ok. 300 tys zł.

W oczach zdesperowanych chorych i ich rodzin terapie w tych klinikach uwiarygodniają profesorowie medycyny zatrudnieni w klinikach uniwersyteckich. Np. dr hab. n.med. Magdalena Chrościńska-Krawczyk z Lublina, jest adiunktem w Klinice Neurologii Dziecięcej Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Lublinie (razem z prof. Wojciechem Maksymowiczem zasiada w Radzie Naukowej Fundacji Komórki Życia) i pracuje w prywatnej klinice Żagiel Med, która oferuje komórki dzieciom chorym na porażenie mózgowe, rozszczepienie kręgosłupa, dystrofię mięśni i autyzm. Koszt całej terapii to około 300 tys zł. W wywiadach dla mediów dr Chróścińska, jako dowód, że terapia działa powołuje się na opinie rodziców, którzy komórkom przypisują np. to, że dziecko ruszyło niespodziewanie palcem. Nikt z naukowców, spoza kliniki Żagiel, tych rewelacji nie weryfikował.

„Z punktu widzenia standardów międzynarodowych, określenia „eksperyment leczniczy” oraz „naukowe badanie terapeutyczne” są zwodnicze i nie powinny być w ogóle stosowane – czytamy w artykule Marcina Waligóry, w czasopiśmie Uniwersytetu Jagiellońskiego „Filozofia w praktyce”, w którym odnosi się do oferowania chorym dzieciom przez dr hab. n. med. Magdalenę Chrościńską-Krawczyk z Lublina terapii komórkowych jako „leczniczego eksperymentu medycznego”. - (…) określenie to zostało wyeliminowane z Deklaracji Helsińskiej w 2000 roku”.

Zarabiają na śmiertelnie chorych

Dokładnie zbadałem biznes komórkowy w Olsztynie. Zaczął się on w 2012 roku od eksperymentów klinicznych prof. Wojciecha Maksymowicza, kierownika kliniki neurochirurgii Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Olsztynie (Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego), zarazem dziekana Wydziału Nauk Medycznych i prorektora ds Collegium Medicum, w przeszłości ministra zdrowia (w czasie rządów AWS) oraz wiceministra nauki w rządzie Mateusza Morawieckiego (do kwietnia 2021r). Profesor otrzymał z ministerstwa zdrowia dofinansowanie w wysokości 9 470 911,00 zł na poszukiwanie leku na choroby neurologiczne, jak stwardnienie rozsiane czy stwardnienie zanikowe boczne (SLA).

SLA to śmiertelna choroba. Polega na obumieraniu neuronów odpowiedzialnych za czynności ruchu. Stopniowo następuje paraliż rąk, nóg, aż do paraliżu całego ciała wraz z organem mowy. Śmierć następuje w ciągu 2-5 lat przez uduszenie. Chory do końca zachowuje świadomość.  Eksperymenty kliniczne prof. Maksymowicza zakończył się fiaskiem. Nikogo nie uleczono. Dotarłem do 4 chorych kobiet poddanych eksperymentowi w kierowanej przez niego klinice. U żadnej komórki nie powstrzymały rozwoju choroby, jedna kobieta po podaniu komórek zapadła w śpiączkę i zmarła w hospicjum.

Mimo to, od 2016 roku terapie komórkowe zaczęto oferować odpłatnie w powołanej w tym celu spółce  z o.o. Instytut Terapii Komórkowych, której wydzierżawiono budynek na terenie szpitala uniwersyteckiego w Olsztynie. Uniwersytet objął w spółce 10% udziałów (po moich publikacjach na portalu obywatelskim debata.olsztyn.pl i w miesięczniku „Debata”, uniwersytet odsprzedał udziały). W Instytucie zatrudnili się  lekarze z kliniki prof. Maksymowicza, jego zastępczyni prof. Monika Barczewska została dyrektorką ds medycznych ITK oraz lekarze Mariusz Sowa i Tomasz Siwik. Pracę znalazł tam też syn prof. Maksymowicza, dr socjologii Stanisław Maksymowicz.  Zapisy pacjentów prowadzi pielęgniarka oddziałowa kliniki prof. Maksymowicza mgr Małgorzata Wojtkowska.

image
Konferencja prasowa prof. Wojciecha Maksymowicza z Ewą Blaszczyk, prezes fundacji "Akogo?" w sprawie eksperymentu z komórkami

Spółka oferuje terapie tym samym preparatem na zanik wieloukładowy (MSA), postępujące porażenie nadjądrowe (PSP), postępujące porażenie opuszkowe (PBP), chorobę Z. Kennedyego - opuszkowo rdzeniowy zanik mięśni, chorobę Huntingtona, otępienie czołowo-skroniowe (FTD), otępienie z ciałami Lewy’ego (LBD), stwardnienie rozsiane postać wtórnie postępująca (SPMS). Nazywa to „medycznym eksperymentem leczniczym”.

Autorytet prof. Maksymowicza, szyld szpitala uniwersyteckiego uwiarygodniał w oczach przerażonych chorych, którzy usłyszeli straszną diagnozę, będącą wyrokiem śmierci, oferowane terapie „komórkowe”.  Śmiertelnie chorzy i ich rodziny rujnowały się, by uzbierać na terapię. Gdy nie było ich stać, organizowali zbiórki w internecie, w którym roi się od dramatycznych apeli.
Zwróciłem się do prezesa spółki ITK Pawła Kwiatkowskiego o wskazanie chociaż jednego pacjenta, któremu komórki trwale zatrzymały rozwój choroby. Nie odpowiedział.

Sam znalazłem rodziny chorych, którzy skorzystali z usług ITK. Rozmawiałem m.in. z Mirosławem Jakubielem z Kielc (na zdjęciu z kieleckiego „Echa Dnia”), który wpłacił za 5 podań około 80 tys. złotych, by ratować żonę Joannę. Terapia nic nie dała. Jego żona zmarła 5 maja 2020 roku.

image
zdjęcie z kieleckiego "Echa Dnia"

30-letni Michał Łuczak z Poznania (na zdjęciu z córeczką, zdjęcie z FB), jeszcze w 2016 roku mocno wierzył, że będzie „pierwszym pacjentem wyleczonym z SLA” - informował „Głos Wielkopolski”. Walczył o życie dla córeczki. Przeszedł terapię komórkową m.in. w ITK w Olsztynie, brał też udział we francuskim programie lekowym, przeszedł wielotygodniową eksperymentalną, francuską antybiotykoterapię. Gdy nie było efektu uwierzył w komórki embrionalne z ludzkich płodów podawane w Chinach. Uzbierał 130 tys. zł. Po powrocie z Pekinu był przekonany, że za pół roku będzie ponownie chodził. Niestety, żył jeszcze jakiś czas po tracheotomii i podłączeniu pod respirator.

image
Rodzina Ireny Czarnoty z woj. pomorskiego, nauczycielki (na zdjęciu z FB) zebrała w publicznych zbiórkach i wpłaciła spółce 50 tys. złotych. Komórki nie zatrzymały choroby. Pani Irena jest od wielu miesięcy sparaliżowana i oddycha przez rurkę tracheotomiczną. Żyje tylko dzięki temu, że mąż zwolnił się z pracy i non-stop opiekuje się żoną. - Nie płaćcie za terapie komórkowe, które nic nie dają – apeluje jej mąż, Mirosław Czarnota. - Zbierajcie pieniądze na całodobową opiekę hospicyjną.  

image

We wrześniu 2020 roku straszną diagnozę usłyszała Małgorzata Zielska z Olsztyna. Jeszcze w sierpniu prowadziła auto, a miesiąc później pojawiły się pierwsze symptomy choroby, upadki, wypadanie kubka z dłoni. Ordynator neurologii w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym w Olsztynie dr Andrzej Tutaj nie miał wątpliwości: SLA. Wypisał Małgorzatę i powiedział, że na tę chorobę nie ma żadnego leku. - W takiej sytuacji człowiek chwyta się rozpaczliwie każdej iskierki nadziei – tłumaczył mi jej mąż Stefan Zielski. My chwyciliśmy się oferty ITK. Byliśmy przekonani, że stoi za tym uniwersytet, bo budynek mieści się na terenie szpitala uniwersyteckiego. W sumie zapłaciliśmy 49 tys złotych za 3 podania na przełomie 2020 i 21 roku. Nic nie dały. Sparaliżowaną  przy życiu podtrzymywał respirator. Tracheotomię - założenia rurki oddechowej do krtani duszącej się pacjentki wykonano w klinice prof. Maksymowicza. - Profesor dwukrotnie oglądał Małgosię i widział w jakim jest stanie po terapii komórkowej – mówi Stefan Zielski - Nic nie powiedział. Małgorzata zmarła 20 października tego roku, w wieku 61 lat.

Gdy po kolejnym podaniu chorzy mówili lekarzom w ITK, że „komórki” nie działają”, to słyszeli: „trzeba przyjąć więcej podań”. Ale po wydaniu nawet po 100-120 tys złotych już więcej nie byli w stanie zapłacić.

Przeciwko zarabianiu na śmiertelnie chorych ludziach przez lekarzy szpitala uniwersyteckiego w Olsztynie zaprotestowała otwarcie tylko prof. dr hab. Joanna Wojtkiewicz, która brała od początku udział w eksperymentach prof. Maksymowicza i wiedziała, że nie przyniosły one efektu leczniczego. Gdy prof. Maksymowicz zablokował jej druk artykułu naukowego na ten temat, wydała oświadczenie: „Pacjenci mogą nabrać mylnego przekonania, że Uczelnia firmuje prywatnej spółce oferowanie za 54 000 złotych trzech podań tak zwanego „produktu zaawansowanej terapii komórkowej”, a w rzeczywistości sprzedawanie złudnej nadziei ludziom często nieuleczalnie chorym". Nie wyraziła również zgody, jako kierownik laboratorium na przygotowanie preparatu z komórek mezenchymalnych, kupionych przez ITK w PBKM, na odpłatne podania w ITK. Po tym jej kariera na UWM się załamała. Została pozbawiona stanowiska kierowniczki laboratorium, kierowniczki katedry, prof. Maksymowicz zablokował też jej przewód profesorski, mimo że w tamtym momencie miała najwięcej punktów Impact Factor na UWM.

Mimo ewidentnego braku efektów leczniczych z komórkami mezenchymalnymi, w 2019 roku prof. Maksymowicz publicznie ogłosił , iż jako pierwszy na świecie dokona pobrania komórek z rdzenia kręgowego i mózgowia poronionych płodów ludzkich, celem przeszczepienia osobom w śpiączce oraz chorym na SLA. W tym wystąpieniu przed kamerami towarzyszyła mu aktorka Ewa Błaszczyk, której córka od 2000 roku jest w śpiączce po zakrztuszeniu się tabletką. Aktorka pokładała wielką nadzieję w tym eksperymencie. Czy do niego doszło, nie wiadomo. Prof. Maksymowicz udziela mediom sprzecznych informacji na ten temat. Jedno jest pewne, córka Ewy Błaszczyk nadal jest w śpiączce, a to, czy doszło do pobrania komórek z płodów bada Prokuratura Regionalna w Łodzi.


 
„Cudowny lek” nie istnieje

Na moje pytania dotyczące efektów medycznych eksperymentów leczniczych w ITK, prezes ITK Paweł Kwiatkowski powołał się na artykuł w piśmie  „Stem Cell  Reviews and Reports” z 28 lipca 2020 roku pt. „Mezenchymalne komórki macierzyste z pępowiny w stwardnieniu zanikowym bocznym”. Jej autorami są zatrudnieni w ITK prof. Monika Barczewska, lek Tomasz Siwek i socjolog Stanisław Maksymowicz oraz pracownicy PBKM:  biostatystyk Izabela Zdolińska-Malinowska i dr neurolog Mariusz Grudniak. Opisali oni badania kliniczno-kontrolne w ITK z udziałem 67 pacjentów chorych na SLA, wytypowanych przed 2018 rokiem, którzy otrzymali 3 podania komórek mezenchymalnych w odstępach 2-miesięcznych i porównano ich z 67 pacjentami, u których też stwierdzono SLA, w tym samym stadium choroby, tej samej płci i w tym samym wieku.

Autorzy twierdzą, że spośród 67 leczonych pacjentów, 21 prezentowało spadek wskaźnika rozwoju choroby, 33 nie prezentowało różnicy w tempie rozwoju, a u 13 nastąpił wzrost wskaźnika rozwoju choroby.  Na tej podstawie autorzy podsumowali: „terapia jest bezpieczna i skuteczna u niektórych pacjentów z SLA”.

Poprosiłem innych lekarzy neurologów o ocenę tego artykułu. Prof. hab. med neurochirurg Jarosław Andrychowski odpisał mi, że grupa do badań była zbyt mała, badanie było jednorazowe, nie oceniono skutków po dłuższym upływie czasu, a wyników nikt ze świata nauki nie weryfikował. Autorzy zatrudnieni są w firmach, które zarabiają na tych terapiach są więc sędziami we własnej sprawie. „Skoro wyniki były pozytywne, to dlaczego ITK i PBKM nie zarejestrowali tej terapii do leczenia SLA?” - podkreślił prof. Andrychowski.

- Nie jest prawdą, że niemal dowolne komórki (wystarczy, by je nazwać „macierzystymi”), po podaniu do krwi dotrą do chorego narządu, że są w stanie leczyć tak różne zaburzenia i choroby – powiedział mi prof. dr hab. Józef Dulak, Kierownik Zakładu Biotechnologii Medycznej na Wydziale Biochemii, Biofizyki i Biotechnologii Uniwersytetu Jagiellońskiego, wiceprzewodniczący Komisji Biotechnologii PAN, od wielu lat badający komórki macierzyste. Jak dotąd z pewną korzyścią stosuje się komórki macierzyste jedynie w 3 przypadkach. Komórki macierzyste naskórka pomagają w leczeniu ciężkich oparzeń i niektórych dziedzicznych chorób skóry, pozwalają  na zregenerowanie uszkodzonej rogówki oka, nie mogą jednak leczyć utraty wzroku, a mimo to komórki z pępowiny są oferowane odpłatnie przez kliniki do leczenia ślepoty. Skutecznie leczy się też za pomocą komórek macierzystych niektóre białaczki. To jedyne naukowo potwierdzone i dopuszczone zastosowanie komórek w celach leczniczych.
- Chciałoby się mieć nadzieję, że pobieraniem od pacjentów często wysokiej zapłaty za usługi o wątpliwej skuteczności terapeutycznej zajmą się w końcu odpowiednie instytucje, Naczelna Rada Lekarska, organy administracji rządowej – podkreślił prof. Dulak.

Przewodniczący Rady Naukowej przy Ministrze Zdrowia prof. Kazimierz Roszkowski-Śliż chciał skonfrontować prof. Dulaka z prof. Maksymowiczem, członkiem Rady Naukowej. W tym celu zaprosił prof. Dulaka na posiedzenie Rady z wykładem. Minister Łukasz Szumowski to spotkanie odwołał. Prof Roszkowski na znak protestu podał się do dymisji.

Zapytałem obecnego Ministra Zdrowia Adama Niedzielskiego, czy znane są resortowi zdrowia jakieś wyniki klinicznych badań naukowych potwierdzających skuteczność stosowania komórek mezenchymalnych, powstrzymujących trwale rozwój SLA lub innego leku, w Polsce lub na świecie?

Na podstawie opinii Konsultanta krajowego w dziedzinie neurologii – prof. dr hab. n. med. Agnieszki Słowik, obecnie nie ma w Polsce i na świecie zarejestrowanego leku, który leczy stwardnienie boczne zanikowe – otrzymałem odpowiedź z ministerstwa. Nie ma też żadnych wiarygodnych danych dokumentujących skuteczność mezenchymalnych komórek macierzystych na SLA”

Gdy wybuchła pandemia Covid-19 prof. Wojciech Maksymowicz już jako wiceminister nauki w rządzie PiS, ogłosił 21 marca 2020 roku, iż „komórki macierzyste” zostaną zastosowane do leczenia chorych na Covid-19 z ostrą niewydolnością oddechową. Zaprotestowali: Komitet Biotechnologii PAN, Polskie Towarzystwo Immunologii Klinicznej i Doświadczalnej oraz Komitet Immunologii i Etiologii Zakażeń PAN. Wysłali protest na ręce ówczesnego wicepremiera Jarosława Gowina i ministra zdrowia Łukasza Szumowskiego.

Napisali: „wyrażamy głębokie zaniepokojenie w związku z wypowiedzią wiceministra Wojciecha Maksymowicza, gdyż brak jest podstaw do stosowania leczniczego takich komórek u pacjentów z tą właśnie chorobą”.

Poseł Piecha ratuje lobby komórkowe

Na stosowanie eksperymentów medycznych musi być zgoda Komisji Bioetycznej działającej przy każdym uniwersytecie medycznym. W przypadku Komisji Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego o jej składzie decydował prorektor ds Collegium Medicum prof. Maksymowicz. Ulokował tam pielęgniarkę ze swojej kliniki mgr Małgorzatę Wojtkowską, która jednocześnie pracuje dla ITK (rejestruje pacjentów), lek. Mariusza Sowę oraz kolegów lekarzy.

Wysłałem zapytanie do przewodniczącej Komisji Bioetycznej UWM prof. Elżbiety Bandurskiej-Stankiewicz, czy ITK otrzymał zgodę na ODPŁATNE medyczne eksperymenty lecznicze? Dopiero po roku otrzymałem odpowiedź: „Nie było zgody na eksperyment ODPŁATNY”.

W 2019 roku ministerstwo zdrowia nowelizując ustawę o zawodzie lekarza wprowadziło zapis, który miał położyć kres żerowaniu na chorych. Zapis ten wprowadzał zakaz pobierania opłat od pacjentów za terapie podawane w ramach eksperymentu medycznego. Jednak podczas procedowania projektu w sejmowej podkomisji komisji zdrowia, na wniosek przewodniczącego podkomisji, byłego ministra zdrowia, posła PiS Bolesława Piechy, posłowie wykreślili ten zakaz. Poseł Piecha nie odpowiedział na moje pytania, czym się kierował wnioskując o wykreślenie tego paragrafu z projektu ustawy?  

Prywatne kliniki proceder z „komórkami” uprawiają więc legalnie, korzystając z zapisu w ustawie o zawodzie lekarza, który zezwala na „medyczne eksperymenty lecznicze na zasadzie wyjątku szpitalnego”. Ale dla każdego pacjenta powinien być przygotowany indywidualny preparat. Tymczasem kliniki podają ten sam preparat produkowany przez PBKM hurtowo na 80 różnych chorób. Odpowiedzialność nie spoczywa na producencie (PBKM) preparatu, tylko na lekarzu, który poda choremu „komórki”, dlatego kliniki zabezpieczają się przed odpowiedzialnością prawną, zastrzegając w umowie, że terapia ma charakter eksperymentalny i nie gwarantują jej skuteczności terapeutycznej i nie ponoszą odpowiedzialności za jej skutki kliniczne. Pacjentowi musi podpisać, iż zrzeka się wszelkich roszczeń w przypadku brak pozytywnego efektu leczniczego.

Dzięki temu w Polsce nadal można od chorych wyciągać dziesiątki i setki tysięcy złotych na „terapie komórkowe” .
Od 2 lat wysyłam pytania dotyczące odpłatnego oferowania terapii komórkowych prof. Wojciechowi Maksymowiczowi oraz jego lekarzom z kliniki neurochirurgii pracujących w ITK.  Po dwóch latach zareagowała jedynie dr hab. Monika Barczewska, prof. UWM, dyrektor ds medycznych ITK. Poniżej załączam z rozmowę z prof. Barczewską.

Adam Socha/adamsocha.debata@gmail.com
PS. Tekst oferowałem kolejno Faktowi, OKO.press, "Rz" i "Gazecie Prawnej". Naczelna Faktu stwierdziła, że tekst jest bardzo ciekawy, tylko trzeba go uzupełnić o głos lobby komórkowego, co uczyniłem. Jednak już nikt z redakcji się do mnie nie odezwał

Prof. Barczewska: "Nie daję pacjentom żadnych złudzeń..."

image

- Dlaczego pani uczestniczy w odpłatnych podaniach (18 tys. Zł jedno podanie) komórek mezenchymalnych chorym na nieuleczalną, straszną, śmiertelną chorobę stwardnienie zanikowe boczne, jako dyrektor ds medycznych ITK spółka z o.o. w Olsztynie?

Prof. Monika Barczewska: -- Jest to choroba przewlekła, nieuleczalna i nie ma na to leczenia nigdzie na świecie. Próbuje się różnych metod, w tym z komórkami macierzystymi. Nie my odkryliśmy tę metodę, prekursorami są Amerykanie, Włosi i Izrael. My powtarzamy schemat eksperymentalnego leczenia, który oni wymyślili. Każdy pacjent, który zgłasza się na to leczenie, zgłasza się dobrowolnie, nikt nie jest nagabywany. Gdy przychodzi do Instytutu, pytam, czy na pewno chce tej terapii, bo rokowania są niewielkie. Choroby za pomocą tej metody wyleczyć nie można, obserwuje się co najwyżej spowolnienie procesu chorobowego w bardzo małych, pojedynczych przypadkach i ci pacjenci się na to decydują. Mało tego, jak przyjeżdżają na kolejne podania, to pytam, czy są zdecydowani kontynuować. Mówią tak: może nie ma poprawy, albo niewielka, ale dostali u nas np. rehabilitanta, bo tam gdzie mieszkają to rehabilitanci i lekarz uciekają od nich. Tutaj w ITK dowiadują się jak korzystać z różnych urządzeń. Nie było ani jednego przypadku na świecie by w takim modelu jak my wykonujemy osobie dorosłej komórka mezenchymalna zaszkodziła.

- Cóż, ja z literatury znam przypadku śmiertelne. W 2012. r. lekarze M. Carozzi, A. Amaddeo, A. Biondi, C. Zanus, F. Monti i V. Alessandro wezwali do lepszej kontroli stosowania komórek macierzystych, opisując przypadek nakazanego przez sąd podania mezenchymalnych komórek macierzystych pięciorgu niemowląt z SMA, z których żadne nie doświadczyło poprawy, a dwoje zmarło. Ich apel poparli na łamach czasopism naukowych tacy wybitni neurolodzy, jak E. Mercuri i E. Bertini, R. Finkel oraz R. Cohn”. W latach 2005–2010 prace nad opracowaniem skutecznego leku na rdzeniowy zanik mięśni na bazie komórek macierzystych prowadziła amerykańska firma biotechnologiczna California Stem Cell, przy znacznym wsparciu finansowym amerykańskiej społeczności osób chorych na SMA. W 2010 r. prace zostały zaniechane, gdy mimo wieloletnich wysiłków uzyskiwane wyniki nie pozwoliły na przejście do etapu badań klinicznych. Pani Profesor, czy komórki mezenchymalne z galarety Whartona są w stanie różnicować się do uszkodzonych neuronów mózgowych?

Prof. Monika Barczewska: - Nie, nie. Jeszcze raz powtarzam. Jest to procedura eksperymentalna o której pacjenci wiedzą oraz wyrażają świadomą zgodę. Pojawiły się też doniesienia jako to z 2015 r. gdzie dr M. Villanova i dr J. Bach opisali przypadek niewielkiej tymczasowej poprawy siły mięśni u trójki włoskich dzieci z SMA1 w trakcie podawania komórek macierzystych pozyskanych od rodziców. Oczywiście zaznaczyli, że przypadek ten nie pozwala na stwierdzenie związku przyczynowo-skutkowego między podaniem komórek a poprawą ale na tym polega terapia eksperymentalna oraz udowodnionego leczenia opartego na EBM.

- To po co to robicie, sprzedajecie złudzenia, nadzieję?

Prof. Monika Barczewska: -- U nas w ITK nie było żadnych powikłań, my nie oszukujemy tych ludzi i nie opowiadamy, że w naszym organizmie komórki mezenchymalne będą się różnicowały w kierunku linii neuronów układu piramidowego, bo to jest nieprawda, dementujemy to, bo niektórzy pacjenci tak twierdzą. Komórki mezenchymalne powodują, że wzmaga się działania saportowe komórek glejowych w mózgu i następuje lepsze odżywienie tych komórek które jeszcze żyją. Bo te, które obumarły, to już jest koniec, my nie mamy możliwości wskrzeszania czymkolwiek komórek, które nie żyją. Jeśli jest zahamowanie progresji choroby na jakiś czas, to jest to wynikiem tego, że te komórki oddziałują na glej, a glej na neurony, które już są zwyrodniałe i przeszły na niższy poziom metaboliczny swojego funkcjonowania i dają im zastrzyk nowej energii, więc jeśli medycyna nie ma nic tym ludziom do zaoferowania innego, a każdy z tych pacjentów, który się na to decyduje, chce każdego dodatkowego miesiąca życia, każdy miesiąc jest ważny. Nie zapomnę 42-letniego żołnierza z misji w Afganistanie. Porażenie czterokończynowe, pogarszał się oddech,.

Tłumaczyłam, że na tym etapie trudno będzie uzyskać jakąkolwiek poprawę, a zwolnienie procesu jest bardzo wątpliwe. Robiliśmy badania, zwolnienie procesu jest tylko u tych ludzi, u których krótko trwa choroba i nie ma gwałtownego przebiegu. U tych osób uzyskuje się pewną poprawę na jakiś czas. A u pana to nie będzie zauważalne. Mimo wszystko chciał, dopóki przyjeżdżał do nas promieniał, przez jakiś czas pojawiły się nawet ledwo dostrzegalne, małe ruchy w czterech kończynach. Po 4 latach zmarł, ale przez 4 lata nie siedział w depresji. Ludzie mówią nam, jak nie możecie pomóc, to dajcie nam arszenik, więc jak znajdują taką nikłą szansę, to się jej chwytają.

Miałam ojca z rakiem trzustki na bardzo wczesnym etapie. Przeczytałam, że jest terapia komórkowa w Monachium. Jeździłam do kliniki biologii nowotworów i tam były produkowane przeciwciała, które miały unicestwiać komórki nowotworowe w jego organizmie. Wydaliśmy na to z mamą gigantyczne pieniądze. Myśli pan, że ja dzisiaj żałuję, mimo że nie pomogło i ojciec nie żyje? Nawet jednej złotówki. I w takim samym duchu zgłaszają się pacjenci do ITK. Nie mam sobie nic do zarzucenia, że ja podaję komórki, bo ja nikogo nie uśmiercam, nikomu krzywdy nie robię, nie było żadnych powikłań, a my wszyscy kiedyś poumieramy, więc dajemy tym ludziom psychiczny komfort życia i nie skazujemy ich na depresje. Rozumie pan?

- Rozmawiałem z mężami tych kobiet, bo one już były w stanie agonalnym, były „roślinkami”. Niedawno byłem na pogrzebie wspaniałej pedagog z Olsztyna Małgorzaty Zielskiej, miała 3 podania w Instytucie Terapii Komórkowych za ok. 50 tys złotych, na przełomie 2020 i 21 roku. Powiedzieli mi, że żałują, że płacili, bo powinni te pieniądze wydać na całodobową opiekę paliatywną nad żonami. Zapewne czytała pani mój artykuł o ks. Andrzeju Preussie ze Szczytna. ITK wyliczyło mu koszt terapii na 600 tys. złotych! Za co, pytam?! A jak odmówił, to grozili mu sądem.

Prof. Monika Barczewska: -- Ja nie daję pacjentom żadnych złudzeń, że za pomocą komórek macierzystych dokonamy wyleczenia choroby. To jest swego rodzaju doświadczenie bez grupy kontrolnej, bo trudno w placówce gdzie pacjent płaci za podanie, podawać mu placebo, w związku z tym grupą porównawczą jest grupa pacjentów która nie jest leczona w ITK a która ma naturalny przebieg choroby.

- Z moich lektur i rozmów to „wydłużenie życia” nie jest poparte żadnymi naukowymi dowodami a poczucie pacjenta, że „choroba się zatrzymała”, to złudzenie terapeutyczne. Lekarze neurolodzy mówią mi, że równie dobrze można by podawać tym chorym wodę destylowaną, z takim samym efektem wrażenia „spowolnienia choroby”. Pani brała udział w akcji promocyjnej Fundacji Moc Komórek, finansowanej przez Polski Bank Komórek Macierzystych S.A. Podawała Pani wywiadach przykład pani Joanny i pana Janusza. U Pana Janusza po 3 podaniach- powiedziała Pani, że od pół roku nie obserwujecie pogorszenia jakości życia. (załączam link do tego wywiadu). Będę wdzięczny za podanie mi kontaktu telefonicznego do tych chorych.

Prof. Monika Barczewska: - Zaproszę pana kiedyś na moją rozmowę z pacjentem, który pierwszy raz się zgłasza i przekona się pan, że ja nie namawiam, mówię uczciwie co czeka chorego.

- Chętnie przyjmę takie zaproszenie. Proszę o to prezesa ITK od kilku lat, w zamian co kilka miesięcy otrzymuję od jego kancelarii prawnej kolejną groźbę wytoczenia procesu, jeśli nie usunę moich artykułów, nie przeproszę i nie wpłacę kolejnych 30 tys. złotych.
Rozmawiał Adam Socha/adamsocha.debata@gmail.com

Dziennikarz śledczy, obywatelskiego portalu debata.olsztyn.pl i miesięcznika "Debata" w Olsztynie, w przeszłości zca red. nacz. Super Expressu oraz "Dziennika Łódzkiego", red. nacz. "Rezonansu", "Gazety Warmińskiej" w Olsztynie oraz Gazety Współczesnej i Kuriera Porannego w Białymstoku. Autor dwóch książek reporterskich: "Jedwabne życie" i "Spałem z Tymińskim".

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości