Mój syn był w szpitalu na badaniach, a ponieważ jest mały, w dzień była z nim żona, a wieczorem i w nocy ja. Na korytarzu wyodrębnione było miejsce do spożywania posiłków, gdzie mogli posiedzieć odwiedzający i gdzie umieszczony był telewizor. Stała tam również lodówka do użytku pacjentów oraz mały stolik kawowy z fotelami. W pierwszym dniu, gdy przyszedłem do syna, bawił się z on dwoma kolegami w policjantów i złodziei, więc zabawa polegała na ganianiu się. Żona i mama jednego z chłopców zwróciły uwagę (każda swojemu dziecku) żeby chłopcy nie biegali, bo nie jest to bezpieczne. Trzecia mama zareagowała
- KSAWIER, USPOKÓJ SIĘ *
Ksawier nie zareagował od razu, dlatego był ciąg dalszy
- KSAWIER BO W DUPĘ DOSTANIESZ.
Pomogło na 3 minuty. W tym czasie mamusia siedziała i piła kawę przy stoliku. Za pół godziny przyszedł tatuś, przywitał się z Ksawierem, usiadł koło mamusi, wyjął kanapki i popijali z mamusią kawę, zajadając kanapki. Ksawier, chłopiec około 6 lat nudził się w tym czasie, biegał, trochę hałasował, ale nie było to nic, co odbiegałoby od zachowania sześciolatka. Żona pojechała do domu, przeczytałem synowi bajkę, a inna mama przyniosła od pielęgniarek pilota, bo zaczęła się wieczorynka. Ksawier chciał usiąść koło mojego syna, ale nogi krzesła zahaczyły się o inne krzesło, więc wstałem i pomogłem ustawić mu krzesło. Spojrzał na mnie, uśmiechnął się i powiedział
- dziękuję panu.
Po kolejnej bajce znowu się znudził, zaczął biegać, wiec rodzice zareagowali:
- KSAWIER BO W DUPĘ DOSTANIESZ.
Na oddziale, działa cos w rodzaju przedszkola, przychodzą dwie profesjonalne opiekunki, jest osobna sala, i panie zajmują się dziećmi, ci rodzice, którzy chcą mogą w tych zajęciach uczestniczyć. Ksawier lubił być w przedszkolu, lubił rysować, bawić się z dziećmi, gdy trochę się rozbrykał, panie spokojnie, ale stanowczo zwracały mu uwagę, lub dawały jakieś zajęcie i to skutkowało. Nasz syn to trochę przylepa, więc rysował sobie siedząc u żony na kolanach. W pewnym momencie do żony podszedł Ksawier i się do niej przytulił. Było to już w trzeci dzień pobytu w szpitalu i pani opiekunka powiedziała do żony
- zauważyła pani, że Ksawier jest już spokojniejszy?
Trzy dni, wspólnego pobytu i ani razu nie widziałem aby rodzice Ksawiera próbowali się z nim jakoś pobawić, poczytać mu, gdy przychodził tato, to był rytuał, kawa, kanapki i przywoływanie do porządku Ksawiera krzykiem.
Dlaczego w tytule przywołałem Sowińca?
Napisał kiedyś notkę „Histeria wokół klapsa”, w której opisał sytuację, której rzekomo był świadkiem, a tymczasem jest to suchar krążący w necie od kilkunastu, jeśli nie dłużej, lat. Ogólne przesłanie było takie, że od klapsa jeszcze nikt nie umarł, a bezstresowe wychowanie jest be.
Tylko, że zarówno Sowiniec jak i jego ideologiczni pobratymcy, używają pojęć, których nie rozumieją, lub świadomie je fałszują, ponieważ bezstresowe wychowanie to nie jest pozwalanie dziecku na co tylko ma ochotę. Bezstresowe wychowanie, to
- nie bicie dziecka, (gdyby Sowiniec dostał z liścia to chyba by się zestresował),
- nie wyzywanie go,
- poświęcanie mu dużo czasu,
- wychowywanie przez pokazywanie prawidłowych wzorców własnego zachowania,
- okazywanie czułości i miłości.
Czy zdziwi kogoś to, że gdy pewnego dnia moja żona jadąc wieczorem do domu, minęła się w windzie z tatusiem Ksawiera, poczuła w windzie woń alkoholu? Po tatusiu nie było widać, że pił, ale było czuć.
P.S. Dwa razy byłem świadkiem, gdy Ksawier dostał klapsa, nie zareagowałem tylko dlatego, że było to w szpitalu, mogło skończyć się awanturą, a byłem tam z synem.