pixabay.com
pixabay.com
alamira alamira
1741
BLOG

Dlaczego Amerykanie jedzą nadziewanego Turka?

alamira alamira Obyczaje Obserwuj temat Obserwuj notkę 44

Po kiego grzyba Amerykanie w Dniu Dziękczynienia jedzą pieczonego turka (turkey)? Jaki Turek w tym mieszał? A może jakaś inna nacja na złość Turkom sprowadziła ich do piekarnika? W końcu Turcy przez stulecia nieźle sobie nagrabili u swoich sąsiadów i nie tylko.  No nie, miłujący wszystkie narody Amerykanie by na to nie pozwolili. Może gdyby to była sowiecka ptica, albo jakoś podobnie? Choć przecież "kura (indyk) eto nie ptica, kak Polsza eto nie zagranica".

Zanim rozwiążemy tą poważną zagadkę, trochę historii nam się należy.

W 1620 roku - ci którzy przeżyli ze statku "Mayflower", który z Europy dobił do Zatoki Plymouth - dziękowali Bogu, że przeżyli pierwszy rok. Obsiali wykarczowane poletka, pobudowali pierwsze domostwa, nauczyli się łowić miejscowe ryby i polować na miejscową zwierzynę. Równie jak Bogu dziękowali miejscowym Indianom, od których nabyli ziarno i podstawowe umiejętności radzenia sobie w nowych warunkach. Świętowali trzy dni razem z nimi. Takie były początki Thansgiving Day.

Powinni byli też świętować spotkanie z dzikim indykiem. Jego lotnicze umiejętności były mizerne, co najwyżej do pobliskiego drzewa na konar, żeby uniknąć spotkania z wilkiem. Nie to co dzikie gęsi, których w okolicach też było bez liku.

Zanim opiszemy wędrówkę indyka na nasze stoły zróbmy krótką wycieczkę do masorza (rzeźnika). Na półkach sklepowych leżą piersi indyka, każę je zważyć. Na wadze jest prawie trzy kilo. To pojedyncza pierś, więc cała pierś tego indyka waży około 6  kilogramów. Czy to jest jeszcze indyk? 

Nie tak dawno można było kupić u zaprzyjaźnionego gospodarza wolno chodzącą indyczkę. Te dorodne - po oskubaniu - ważyły 4-6 kilo, indyki nawet 7- 9 kilo. Pieczenie indyczki w piekarniku to prawdziwe wyzwanie, ale i efekt piorunujący. Mój ulubiony przepis to indyczka faszerowana cielęciną, wątróbką, zieloną pietruszką i kaszą pęczak. Jeśli przyjęcie jest na dziesięć osób to indyczka musi być faszerowana, żeby wystarczyło dla każdego. Śląskie dodatki to kluski i buraczki. Pewnie Amerykanie dorzucili by na deser kołocz z dyni.

Wracamy do naszego rozebranego do rosołu indyka ze sklepowej wagi. Jeśli piersi jego ważą prawie sześć kilo to on sam musi mieć prawie dwadzieścia. I tyle ma indyk z dzisiejszych hodowli. Dlatego nie widujemy go w całości, ludzie by nie uwierzyli. Czasami w specjalistycznych sklepach można jeszcze kupić indyka w całości. Jest to indyczka z "przerwanej" hodowli, tak by mogła się zmieścić w piecu. Czy wyhodujemy 30 kilowego indyka? Nie, chyba nie. Nie dlatego, że ludzkość nie jest do tego zdolna. Zupełnie z innej przyczyny.

Dzisiejsza pogoń za sześciokilową piersią to pogoń za niskotłuszczowym mięsem. To najtańsze w hodowli prawie beztłuszczowe mięso. Pierś ze strusia, równie dobra a może i lepsza jest kilkakrotnie droższa. Jednak popyt na niskotłuszczowe parówki z szynki indyka dla dzieci, skończy się podobną katastrofą jak wychwalanie margaryny przed masłem. Pierwsze oznaki tego jedzeniowego debilizmu już nadciągają. Póki co jak ktoś chce umierać "zdrowszy" to nikt tego nie zabroni.

Wędrówka warzyw, owoców i zwierząt z "Indii zachodnich" na europejskie stoły była dosyć pokrętna. Pisałem już o pomidorach a innym razem o kukurydzy. Wędrówka dzikiego, a później hodowlanego indyka, też jest zagadkowa. U naszych południowych sąsiadów można zamówić sobie polowanie na indyki kanadyjskie, czyli dzikie indyki. Tak prawdę powiedziawszy dzikie są one tak samo jak dzikie są bażanty, na które poluje minister Szyszko. Samo polowanie to prawdziwa masakra. To jak polowanie na kury na podwórku tyle, że w lesie. Żeby było jasne nie mam nic przeciwko myśliwym. Zresztą odkąd moje córki przeszły na wegetarianizm dla zachowania równowagi w rodzinie, zdałem egzaminy i zostałem myśliwym. Równowaga w przyrodzie musi być zachowana.

We Francji indyk objawia się nam jako "dinde", skrót od kurki indyjskiej. We Francji w dziedzinie jedzenia panuje porządek. Nie na darmo symbolem Francji jest kogut. Jednak kogut znalazł się tam dlatego, że Rzymianie mówili o mieszkańcach  tych rejonów czyli Gallach - gallus - a po łacinie to kogut. Francuzi się nie obrazili, w końcu coq au vin bliższe ciału niż marsylianka i gilotyna. Nie wróć, gilotyna nie pasuje.

Anglicy nazwali indyka "turkey". Dlaczego?

No właśnie. "Panie alamira, kończ pan tę notkę" krzyknie pewnie za chwilę znany komentator. Turek jest niewinny. To angielscy handlarze, podobnie jak dzisiejsi posiadacze jakiejkolwiek technologii, próbują zawsze ukryć lub maksymalnie odłożyć w czasie odkrycie sposobów zarabiania. Podobnie było na początku z kukurydzą. Nazwali ją zbożem indyjskim lub zbożem tureckim. Nieujawnianie źródeł pochodzenia towarów, którymi handlowali leżało w ich naturze. Inna sprawa, że kukurydza dostała się do Europy przez Turcję i kraje bałkańskie. Podobnie było zapewne z pierwszymi dostawami indyków do Anglii. Z Turcji sprowadzali ptaki afrykańskie, więc gdy pojawiły się na tych statkach dziwne duże ptaszyska, których wcześniej nie widziano to poszło w miasto, że to turkey.

I tak zostało.




alamira
O mnie alamira

Ślązak od zawsze, studiował Ekonomię na UE w Katowicach, Psychologię i Nauki Polityczne na UŚ w Katowicach, Pisanie scenariuszy w PWSzFTviT w Łodzi. Pisze felietony kulinarne do tygodnika "Nowe Info". Jest prywatnym przedsiębiorcą.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości