pixabay.com
pixabay.com
alamira alamira
946
BLOG

Karp patrzący na księżyc.

alamira alamira Gotowanie Obserwuj temat Obserwuj notkę 22

Święta za pasem, czas na karpia.

Nigdy nie lubiłem karpia. Kiedy rodzice siadali do kolacji wigilijnej i pojawiało się to danie wpadałem w przygnębienie. Na prezenty trzeba było czekać a coś słodkiego - czyli makówki - były na końcu. Gapienie się na rodziców grzebiących w tym daniu, szukających ości, mlaskających z zachwytu to były tortury.

Potem w latach osiemdziesiątych pojawiła się okazja i zostałem współdzierżawcą stawu rybnego. Hodowaliśmy karpia. Od narybku do kroczka. Czyli tak do 30-40 deko. Nienawiść do karpia nienawiścią do karpia, ale z czegoś trzeba żyć. Kroczka sprzedawaliśmy hodowcom karpia konsumpcyjnego, a że w sklepach królowały nagie haki więc mieliśmy niezły biznes.

I wtedy w mojej psychice zaczęły następować powolne zmiany. Zmiany w psychice od miłości do nienawiści zostały w literaturze obficie opisane, te w drugą stronę nie bardzo. Szczególnie wobec karpia. Dość że stałem się miłośnikiem dań z karpia.

Na początku lat dziewięćdziesiątych w mieście Katowice powstała pierwsza knajpa z chińskim jedzeniem. "A Dong" była elegancką restauracją powstałą na miejscu peerelowskiego wyszynku w okolicach placu Wolności. Często tam zachodziłem, raz z rodziną innym razem z biznesowych powodów. Danie, które mnie zachwyciło to "karp patrzący na księżyc". Była to połówka karpia dokładnie wyfiletowana i pozbawiona ości, wysmażona na chrupko ale soczysta w środku, podana w zagadkowym sosie i z jajem sadzonym, który robił za księżyc. Księżyc w pełni.

Knajpę założyli Wietnamczycy, moje pierwsze zapytanie do kucharza o przepis na sos zostało zbyte milczeniem. Nie ustępowałem. Próbowałem dalej z podobnym skutkiem. Podrywałem kelnerki w nadziei, że któraś zdradzi sekrety sosu. Wszystko na nic. Wywiesiłem białą flagę. Poddałem się. Trudno, nie wszystko można wiedzieć. Wprawdzie w domu jeszcze jakiś czas eksperymentowałem z różnymi smakami ale i tu w końcu dałem za wygraną.

Piętnaście lat później odkryłem tajemnicę. Zanim ją zdradzę muszę najpierw opowiedzieć historię ryb. Ryb jako ludzkiego jadła. A zaraz po niej historię smrodu. Niedobrych zapachów towarzyszących rybom w świecie człowieka.

Ryby zaspokajają dziś około 12% zapotrzebowania na proteiny. Około 45% zapotrzebowania ludzkości zapełniają wyroby mleczarskie i jaja, a 35% mięsne. Kiedy opanowaliśmy sztukę rozpalania ognia równie szybko opanowaliśmy sztukę wędzenia i suszenia. Potem tam gdzie był dostęp do soli nauczyliśmy się solić mięso i ryby. Około sześć tysięcy lat temu w Babilonii a równolegle u Indian zauważono, że rozdrobnione solone i suszone ryby dodane do zup albo placków odpowiednio z płaskurki lub kukurydzy znakomicie poprawiają smak. Tak powoli zaczyna się rodzić tajemnica garum.

Garum w początkach naszej ery było wyceniane na 500 srebrnych sestercji za 3 i ćwierć litra. To cena większa niż dziś za kawior z rosyjskiej Bieługi. Dwie - trzy krople garum nadawało smak mdłym potrawom z rozgotowanej kaszy czy kilku litrom cienkiej zupy.

Garum narodziło się ze smrodu. W miastach portowych rybacy sprawiali ryby i odrzucone wnętrzności fermentowały w pełnym słońcu. Ktoś naprawdę zdesperowany dodał ten smród do swojej bryji z rozgotowanej kaszy i tak się zaczęło. Przepis na garum jest następujący: układamy w naczyniu warstwami sól szarą, odpadki z ryb, zioła lub wywary z aromatycznych roślin. Zostawiamy na kilka tygodni. Następnie zanurzamy w naczyniu sito o drobnych oczkach i ściągamy chochlą płyn. Mamy garum. 

Pozostała masa bogata w proteiny i sole mineralne, była wykorzystywana w ubogich domach jako dodatek do wszystkiego. Bogacze kupowali garum. Najdroższy na rynku - z wnętrzności tuńczyka - osiągał zawrotne ceny. Był dostępny także jako oleogarum - wymieszany z oliwą - albo vinogarum - z dodatkiem słodkiego wina. Dzisiejszy sos rybny to dziecko garum. Japończycy - spośród innych narodów - przodują w spożyciu protein z ryb i innych darów morza w tym wodorostów. To oni są uważani za ojców różnych technik łowienia i przechowywania żywności pozyskanej z wód. Techniki te rozeszły się po całym Dalekim Wschodzie.

Obok sosu rybnego niezwykle popularny jest też sos ostrygowy. Takich pofermentacyjnych różności z wód i sadów jest w kuchni azjatyckiej mnóstwo, w Europie przyjęły się tylko niektóre, najpopularniejsze to tofu ze sfermentowanej soi i sos sojowy.

Czas rozwiązać zagadkę. Tajemniczym składnikiem, odpowiedzialnym za smak sosu w którym kąpał się karp patrzący na księżyc, jest pasta ze sfermentowanej czarnej fasoli. Black bean sauce możecie kupić w sklepikach z azjatyckimi specjałami. U mnie w wigilię karp będzie się gapił na księżyc choć powinien na słońce, którego przecież z dnia na dzień będzie przybywać.












alamira
O mnie alamira

Ślązak od zawsze, studiował Ekonomię na UE w Katowicach, Psychologię i Nauki Polityczne na UŚ w Katowicach, Pisanie scenariuszy w PWSzFTviT w Łodzi. Pisze felietony kulinarne do tygodnika "Nowe Info". Jest prywatnym przedsiębiorcą.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości