pixabay.com
pixabay.com
alamira alamira
998
BLOG

Awantura w barze mlecznym i Wiener Schnitzel w wiedeńskiej tańcbudzie.

alamira alamira Gotowanie Obserwuj temat Obserwuj notkę 8

I się porobiło. W naszym osiedlowym barze mlecznym jeden ze stałych klientów zrobił awanturę. Poszło o zupę tajską, ale tak naprawdę bar nagrabił sobie już wcześniej. Najpierw pojawiły się nudle bolońskie i nie schodziły z karty przez tydzień a potem przyszła ta zupa tajska. Tego było już za wiele.

- Jaka zupa tajska? Czemu nie ma mlecznej?

Sprzedawczyni serwująca posiłki była zaprawiona w bojach. Jak to z menelami w barze mlecznym. Tym razem jednak starszy gość był dobrze ubrany i miał okulary.

- A kto dziś je mleczną? Pan widzę prosto z peerelu.

- Jak wprowadziliście nudle bolońskie to już mnie korciło żeby zapytać: czemu nie ma nudli z białym serem?

- A kto to będzie jadł?

- Ja.

- A takich jak pan to już nie produkują.

- Nic pani nie wie o barach mlecznych, w ogóle się pani nie zna. Nie przyjda tu więcej a  te fanaberie to se w rzić wciepnijcie! 

Wyszedł trzaskając drzwiami.

Niedawno jeden z blogerów kulinarnych na naszym salonie zamieścił opis tworzenia falafeli. Wcześniej specjalizował się w tworzeniu uroczych dań, na przykład podgardla wieprzowego do krojenia na kromkę chleba, z krążkiem cebuli. Fotografował to ze wszystkich stron i serwował w niedzielne przedpołudnie, przed sumą. Innym razem boczki albo galaretki z nóżek. Aż tu nagle falafele w sobotni wieczór. Może obejrzał "Pokot" albo jakieś inne nieszczęście mu się przydarzyło? Nie wiadomo.  Zobaczymy następną notkę.


Znajoma restauratorka zastanawia się nad zmianą nazwy restauracji  z "Pod prosiakiem" na "Cukinia z bazylią". A znany bar "Pod Kasztanami" serwujący między Mikołowem a Tychami najlepsze w Polsce golonka wprowadził kartę dań i ukrył golonka na ostatniej pozycji. 

Jak tak dalej pójdzie to galert na przystawkę i pieczyste na drugie będą serwować w namiotach albo jak pierwsi chrześcijanie będziemy się ukrywać w katakumbach.

Trzymałem już od jakiegoś czasu (w nerwowym oczekiwaniu) adres restauracji,  do której chodzili rodowici wiedeńczycy, więc gdy tylko przytrafił mi się wyjazd służbowy do Wiednia to wziąłem ze sobą małżonkę i dzień wcześniej zawitaliśmy do hotelu. Wieczorem podekscytowani ruszyliśmy na kolację. Budynek przypominał mi siedzibę ochotniczej straży pożarnej na jakiejś naszej wsi. Kiedy otworzyliśmy drzwi kłęby dymu o mało nas nie przewróciły. Nie był to jednak pożar. Przy kilkunastu szczelnie wypełnionych stolikach siedziało towarzystwo niemiłosiernie kopcące papierochy. Przy pierwszym dwie matrony siedziały ze szklanymi lufkami z papierosami w towarzystwie białego wina, kiełbasek i kartofel salad.  Na widok kelnera moja małżonka nieśmiało zapytała o pomieszczenie dla niepalących. Kelner się zdziwił i machnął od niechcenia ręką dając znać byśmy za nim poszli. Na końcu tej dużej sali, przypominającej wiejską tańcbudę, uchylił drzwi i wprowadził nas do niewielkiego pomieszczenia gdzie nie było nikogo i usadził nas przy jednym z czterech stolików. Dostaliśmy zwykłą kartkę papieru z wypisanymi kilkoma daniami i zostaliśmy sami.

Zjedliśmy znakomite matjasy na jabłkowo - kartoflano - musztardowym podkładzie a potem Wiener Schnitzel wielkości pizzy i zapiliśmy to litrową karafką białego domowego wina.

Zdarzenie to miało miejsce trzy lata temu, w międzyczasie znalazłem podobne miejsca w Czechach. Może podobne katakumby powstaną u nas?

A może to z nami jest coś nie tak? Może nie potrafimy dostosować się do nowej rzeczywistości? Może w tej epoce lodowcowej czas na takie dinozaury jak ja dobiegł końca? Jeszcze gdzieś w galicyjskich katakumbach coś pomaszkiecimy i popalimy, ale generalnie czas umierać.

 



 

alamira
O mnie alamira

Ślązak od zawsze, studiował Ekonomię na UE w Katowicach, Psychologię i Nauki Polityczne na UŚ w Katowicach, Pisanie scenariuszy w PWSzFTviT w Łodzi. Pisze felietony kulinarne do tygodnika "Nowe Info". Jest prywatnym przedsiębiorcą.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości