Poniedziałek 1 października roku 2012, samo południe. Opozycyjny premier nieistniejącego rządu, w expose wygłoszonym do dziennikarzy (PiS opuściło salę), musi budzić politowanie i w sumie współczucie, jednak przede wszystkim, budzi śmiech i drwinę. Zastanawiam się po co skądinąd sympatyczny profesor Piotr Gliński zgodził się na udział w cyrku Jarosława Kaczyńskiego. Nie mam złudzeń, że jest to zwyczajnie kontynuacja Matriksu prezesa PiS, który także swoje expose był raczył wygłosić, lawirując w alternatywnej rzeczywistości i podporządkowując jej pisowskie eventy. Smutne to nie jest, to jest śmieszne i żałosne, dajmy jednak prezesowi poczuć się znów u władzy, poczuć że podejmuje jakieś ważne dla losów Rzeczpospolitej decyzje. Bo chyba tego brakuje mu obecnie najbardziej.
W sobotę, także w samo południe, swój mały występ miał Zbigniew Ziobro. Został praktycznie przemilczany i zignorowany, gdyż show w tamtym dniu należał do Kaczyńskiego, Dudy i Rydzyka, na domiar złego ten ostatni nie chciał przemawiającego Ziobry podczas marszu pod hasłem "Obudź się Polsko". A Zibi tak się starał, tak bronił Trwam, tak walczył dzielnie o głosy niezadowolonych. Nawiasem mówiąc, ten cały spęd miał chyba jedynie na celu podlizanie się obrotnemu redemptoryście, bowiem całość przypominała "bitwę na głosy" Kaczyńskiego z Ziobro, i Kaczyński zmiótł Zbigniewa ze sceny, aż się zakurzyło. A starania lidera Solidarnej Polski były niesamowicie intensywne, w pewnym momencie poleciał takim socjalizmem, że aż się Lenin w mauzoleum poruszył. I nic z tego, wysiłek na darmo bo Rydzyk swoim starym zwyczajem stawia na silniejszego, niekoniecznie na bardziej socjalnego, wszak dla dyrektora Rydzyka ważniejszy jest Multipleks niż jakiś tam biedujący plebs. W końcu wyborcy PiSu zapomną o sromotnym laniu sprzed roku i znów uwierzą, że Kaczyński cokolwiek może jeszcze wygrać. Ale to nie koniec Ziobry, bo na nadziejach się jedynie skończy. Po kolejnej porażce PiSu, wciąż młody Zbigniew wróci do gry by zająć miejsce przegranego Jarosława.
To jednak bez znaczenia. Triumfuje Tadeusz Rydzyk oraz Piotr Duda z Solidarności, który zyskał spory poklask, co daje mu potencjał by stać się trybunem ludowym. Natomiast Jarosław Kaczyński, oddalając chwilowo zagrożenie ze strony Solidarnej Polski, ma świadomość iż nie jest jedynym uwielbianym przez lud smoleński przewodnikiem. Obok Tadeusza Rydzyka, którego musiał z niechęcią przełknąć, pojawi się jeszcze lider Solidarności, młodszy, równie obeznany w meandrach populizmu i demagogii, przy tym nie będący politykiem, zatem da się lubić jeśli ktoś preferuje abstrakcyjną ekonomię i pomysły rodem z dzieł klasyków socjalizmu.
A Rydzyk? Multipleksu co prawda nie wywalczył, ale zyskał stronników w sprawie koncesji, nawet wśród niektórych swoich oponentów, co w pewnym sensie jakimś tam zwycięstwem jest. Można bowiem płynąć na tej wyjątkowo bezczelnej demagogii, że ktoś chce ograniczać Trwam wolność słowa, a wolności słowa domagają się w końcu wszyscy. Jak już pisałem kiedyś, zamiast biadolić, niech Rydzyk zmobilizuje swoich wyznawców by ci zrobili zrzutkę dla zadłużonego Lux Veritatis. A ci zbierają jedynie podpisy, tak jakby ilością podpisów dało się wymóc zmianę decyzji KRRiT. Równie dobrze można zbierać podpisy, czy panu Stanisławowi z Grudziądza przyznać rentę. Puknijcie się w głowę. Zaś stan ducha uczestników sobotniego spędu dobrze oddaje hasło widniejące na jednym z transparentów "Ojciec Dr. Tadeusz Rydzyk - to dziecko Matki Bożej, urodzone w Jej święto 3 Maja. Czy coś Ci to mówi"? Tak, mówi mi, że powinno się was ekskomunikować za bałwochwalstwo.
Inne tematy w dziale Polityka