Pisanie o lewicy jest jak uprawianie recyklingu. Wiadomo że niczego nowego nie da się o tej zgrzybiałej ideologii powiedzieć, ale co jakiś czas warto przypominać jakie wartości ze sobą niesie i kim jest ów lewicowiec. Przyzwyczajeni do pewnych haseł i sztandarów szukamy lewicy tam, gdzie się ona najbardziej reklamuje. Dla przeciętnego zjadacza chleba w Polsce lewica to SLD, względnie Ruch Palikota, którego lider nagle przypomniał sobie po jakiej stronie bije mu serce. Nieliczni pamiętają jeszcze akcje Piotra Ikonowicza z lat 90, innym lewica może kojarzyć się z Bogusławem Ziętkiem i jego antykapitalistyczną retoryką. Ale główny nurt polskiej lewicy to partie, które z lewicowością nie mają wiele wspólnego.
Bo czymże jest ten Sojusz Lewicy Demokratycznej? Partią skupiającą niegdyś głównie byłych PZPRowców, którzy znaleźli sobie miejsce na scenie politycznej w nowych realiach, a obecnie karierowiczów, ludzi bez poglądów, takich co uważają że polityk to zawód jak każdy inny. Niech mi ktoś przypomni jedną klasycznie lewicową inicjatywę SLD podczas ich 8 letnich rządów. Nawet w kwestiach gospodarczych nie byli lewicowi (na nasze szczęście), bowiem co za znaczenie miał podatek Belki, będący ledwie kosmetycznym wkładem w myśl socjalistyczną? A takie techniczne zabiegi są nie tylko nie do zrozumienia dla młodych proletariuszy, ale i zupełnie nie spełnią ich rewolucyjnych oczekiwań.
Prawdziwa, nie kawiorowa, a ideowa lewica, ma ochotę na "odrobinę przemocy" by wprowadzić w Polsce socjaldemokrację (vide felieton Tomasza Piątka w Krytyce Politycznej), oraz na "proletariackie zakupy" czyli okradanie supermarketów (pisze o tym na lewica.pl niejaki Piotr Nowak). Bo taka autentycznie jest lewica od czasów Karola Marksa i nic się przez te wszystkie lata u nich nie zmieniło. Teraz Janusz Palikot udaje lewicowego demagoga, choć lewicowca w nim tyle, co w jego głównym oponencie po tej samej stronie, czyli Leszku Millerze. Doskonale zdają sobie z tego sprawę młodzi proletariusze, a ich recepty wzorowane są na zachowaniach bolszewików, którzy nieśli socjalizm na bagnetach i zniewolili pół Europy.
Szczęśliwie ideowa lewica w Polsce ma bardzo niewielkie poparcie. Zaś większość tych co zagłosowali na Janusza Palikota, oczekuje raczej rozwodu państwa z Kościołem, liberalizacji ustawy antyaborcyjnej, związków homo, edukacji seksualnej i innych tego typu zabiegów poniżej pasa. To jest dla nich kwintesencją lewicowości i tym co odróżnia ich od "prawicowych talibów". Dla jednych więc Palikot to lewica, dla innych liberał, co komu lepiej brzmi w uszach. Ważne żeby władza nie była w rękach "prawicowych talibów". To jest front światopoglądowy "rozsądku" czyli braku radykalnych kroków (cięć) nawet jeśli finanse gniją i deficyt się powiększa, oraz pozwolenie na skrobanki byle kiedy.
Ci ludzie uważają się za elitę intelektualną Polski. Kuba Wojewódzki stwierdził ostatnio, że wziął rozwód z Platformą, bo są w niej talibowie głosujący za zaostrzeniem ustawy antyaborcyjnej. Tak jakby ten problem bezpośrednio go dotyczył, tak jakby był akurat najważniejszym problemem Polski i Polaków. Ja też wziąłem rozwód z PO, wcześniej niż Wojewódzki, ale z zupełnie innego powodu. Chciałem tylko pokazać jakie pokłady ignorancji tkwią w niektórych ludziach. Za zdrowy rozsądek uchodzi dzisiaj bycie euroentuzjastą przyjaznym gejom i panienkom które chcą się wyskrobać choćby na złość klerowi. Nigdy nie uważałem siebie za taliba, jednak postęp rozumiem w nieco innych kategoriach. Jeśli jednak dla niektórych wyznacznikiem nowoczesności są małżeństwa homo, to niech nie zapominają, że kiedyś sami mogą przestać być nowocześni, kiedy nowe zboczenie będzie dobijało się by nazywać je normą.
Inne tematy w dziale Polityka