Biskupi apelują by religia i etyka zostały przywrócone do ramowego programu nauczania. Ten apel wystosowany do MENu jest z adnotacją "pilne", więc można się spodziewać trzęsących łydek w ministerstwie. Obawy Kościoła kręcą się głównie wokół kasy, tj opcji, że wprowadzone zostaną opłaty za naukę o dogmatach i ornatach. Ale mam też wrażenie, że hierarchowie prorokują w dalszej perspektywie próbę wyprowadzenia religii ze szkół, co sprawia iż każda decyzja władz świeckich odnośnie tego przedmiotu, jest od razu przez kler oprotestowywana.
Kościół coś tam do powiedzenia zgodnie zapisami konkordatu ma, jednak wtrącanie się do rozporządzeń w ministerstwach nie jest chyba składową kontrowersyjnego dokumentu ze Stolicą Apostolską. Walka tak naprawdę idzie o religię w szkołach, o zachowanie stanu bezpiecznego dla klerykałów, którzy boją się utracić kontrolę nad umysłami młodych ludzi, a ci posyłani wciąż masowo na lekcje religii są ostatnią nadzieją kleru. Patrząc bowiem na statystyki uczestnictwa w nabożeństwach niedzielnych, biskupi zdają sobie sprawę w jaką stronę zmierza w Polsce katolicyzm. I zamiast ratować to zupełnie innymi metodami, liczą że państwo będzie klerykalne, niezależnie od stosunku pewnych hierarchów do tego państwa.
A wiemy doskonale co się na tzw mszach świętych wygaduje. Piszę "tak zwanych" bo msza z apelem politycznym, czy wręcz z apelem polityka, nie ma nic wspólnego z niesieniem światła prawdy, a ambona staje się tubą propagandową określonych środowisk. Jak Polacy mają nie odwracać się od Kościoła, skoro ten o swój autorytet dba jedynie naciskami na polityków, nie chcąc spojrzeć na to co się dzieje wokół samej instytucji? Pomijając nawet wszystkie skandale z pedofilami, pijanymi biskupami powodującymi wypadki drogowe, jest jeszcze to zaangażowanie polityczne, bez jakiego co niektórzy obejść się nie mogą. I nie chodzi tyle o Rydzyka do którego chyba wszyscy zdążyli się już przyzwyczaić, ale kolejnych kaznodziejów mających chyba ludzi za stado jakichś baranów, bo sam już nie wiem.
Ludzie wychodzą ze świątyń nie mogąc już słuchać tej propagandy, ciężko im odpowiedzieć na pytanie, czy Kościół ma się zajmować polityką, może i tak, może właśnie to jest nową misją Kościoła. Ale w Watykanie nic o tym nie wiedzą, nikogo to nie obchodzi, Watykan ignoruje, Watykan milczy, zresztą Watykan ma swoje własne problemy co się będzie przejmował, że coś gnije w kraju Karola Wojtyły.
Zatem w dziatkach (nie dziadkach) nadzieja dla Kościoła. One jeszcze nie są w stanie pojąć co się dzieje wewnątrz instytucji, kto i jakie gierki polityczne uprawia, one jeszcze słuchają z otwartym sercem naiwnie sądząc, że tu chodzi o ich dobro, a nie o dobro biskupiej kiesy w przyszłości.
Inne tematy w dziale Polityka