Główną i bezpośrednią przyczyną zwolnień w tyskim Fiacie, jest trwająca od dłuższego czasu nieciekawa sytuacja ekonomiczna w całej Europie, która po pierwsze spowodowała, że jeden z modeli produkowanych przez fabrykę przeniesiono do Włoch (gaszenie pożaru benzyną, bo będzie drożej, tyle że Włosi zachowają miejsca pracy), po drugie zaś, sprawiła iż sprzedaż nowych samochodów znacząco spadła, co jest znacznie poważniejszym problemem. Winę za taki stan rzeczy ponoszą oczywiście w największym stopniu politycy, ci bowiem sprawiają, że ludzi zwyczajnie nie stać na nowe samochody. Jak się rozdziela dochód "po równo, żeby było sprawiedliwie", to co się dziwić że na dobra luksusowe nie starcza? To jest wersja nieco uproszczona, wiadomo, że polityka podatkowa rządu ma kolosalny wpływ na zachowania konsumenckie, ale nie tylko ona kształtuje przecież rynek. Na wolnym rynku też mają miejsce bankructwa i też mają miejsce zwolnienia, są one nieuniknione i są dowodem na ozdrowieńczą moc gospodarki. W gospodarcze wolnorynkowej na szczycie piramidy stoi konsument, on kształtuje podaż. Nie jest w końcu powiedziane, iż jedna osoba, zawsze będzie pracowała w jednym miejscu przez całe życie.
Dlaczego o tym piszę, a no dlatego że niektórzy, a konkretnie związkowcy, kompletnie nie wiedzą o co w tym wszystkim chodzi i zamiast krytykować rząd za to że podnosi podatki, oni wolą opowiadać populizmy, iż rząd nie chroni miejsc pracy. A jak rząd ma chronić miejsca pracy zdaniem związkowców? To proste, rząd ma dopłacać do tych miejsc pracy niezależnie od tego czy jest popyt - w tym wypadku - na nowe auta czy go nie ma. Gdzie w tym wszystkim konsument? Nie istnieje, jest za to kult pracy, jak za Lenina, co więcej ponieważ rząd nie wytwarza żadnego PKB, musi komuś zabrać by dać temu czy innemu "poszkodowanemu" przez grupowe zwolnienia. Co ja uważam, po pierwsze żądanie czegoś takiego jest podłe i niesprawiedliwe, po drugie oczywiście nie zaradzi kryzysowi tylko go jeszcze pogłębi.
Jakieś 2 albo 3 lata temu prowadziłem dyskusję z jednym związkowcem i powiedział mi, że przecież pomoc rządowa w postaci dopłat do odpraw pracowniczych, zostanie i tak przeznaczona na konsumpcję, więc rynek nie ucierpi. Akurat żeby rozprawić się z tym absurdalnym rozumowaniem, najlepiej podać przykład z branżą motoryzacyjną w tle. Otóż, człowiek na socjalu (jakimkolwiek) dąży do zaspokojenia swoich podstawowych potrzeb, na żadne luksusy go nie stać, co więcej im dłużej taka sytuacja trwa, tym gorzej mu później powrócić do pracy (a ci tu mówią o odprawach killkunastomiesięcznych, ktoś chyba zwariował). Zatem cierpi i branża motoryzacyjna i inne branże, z których dóbr człowiek na socjalu nie korzysta bo go nie stać. Pozostali też korzystają rzadziej, bo na ten socjal dla bezrobotnego czy pracującego bez efektu dla gospodarki, zabiera im się pieniądze w podatkach. Ja to w ogóle mam wrażenie że marzeniem związkowców jest kraj gdzie każdego stać na chleb i mleko i na nic więcej. Bo takie pitolenie jakie oni serwują, to obraza dla zasad ekonomii, a co gorsza dla zdrowego rozsądku.
Praca dla samej pracy to PRL w czystej postaci. Czy oni tego nie widzą? Dla socjalistów z Solidarności konsument nie istnieje, ostentacyjnie jest pomijany, całkowicie ignorowany. Istnieje kult pracownika, a dla co bardziej liberalnych kult pracodawcy, który daje pracę i którego trzeba specjalnie chronić. A odpowiedzią jest tutaj po prostu wolny rynek, prosty mechanizm popytu i podaży. I nie jest powiedziane, że pan X z fabryki F, ma całe życie produkować samochody. Może się zatrudnić gdzie indziej, gdzie jest popyt na daną pracę ergo jej efekty.
Inne tematy w dziale Polityka