Aleksander Kwaśniewski wraca do gry? No nie wiem. Na wstępie chciałbym przypomnieć historię innego prezydenta, który w 1990 roku objął najwyższy urząd w państwie po spektakularnym zwycięstwie nad niejakim Stanem Tymińskim. Lech Wałęsa działalność polityczną zaczynał jako krewki trybun ludowy, z ramienia Solidarności został wybrany pierwszym prezydentem III RP, nieznacznie przegrał walkę o reelekcję z liderem SLD Aleksandrem Kwaśniewskim, po czym ponownie ubiegając się o urząd dekadę po pierwszym starcie, został zmiażdżony przez wyborców, otrzymując jedynie procent poparcia.
Pięć lat Wałęsy-prezydenta i drugie pięć błąkania się po polityczno - celebryckich salonach, zrobiły z legendy Solidarności obiekt żartów i kpin. Żartowali wszyscy, od prawa do lewa, z tym że z prawej strony oprócz docinek pojawiały się też oskarżenia o agenturalną przeszłość "bohatera co skakał przez płot". Porażka Wałęsy wywołała w nim niemałą frustrację, zapraszany wciąż do mediów na własne życzenie robił z siebie błazna dając pożywkę tym, którzy nienawidzili go od zawsze. Mam szacunek do Lecha, naprawdę, jednak szkoda że on sam nie pojął iż jego czas się skończył i to z wielu względów o jakich pisał nie będę, bo przecież miało być o Kwaśniewskim.
Dekada urzędowania "golenia" nie była ani dekadą straconą dla Polski (jak sugerują niektórzy krytycy "Kwasa"), ani też dekadą wielkich sukcesów. Bo o ile istnienia Paktu Północnoatlantyckiego i naszej w nim obecności nie kwestionuję, o tyle sam Kwaśniewski miał tu znikomy wkład. Co innego wstąpienie do Unii Europejskiej, na tym polu ex prezydent popisał się bardziej, choć ja -eurorealista - nie poczytuję tego akurat za sukces. Zresztą, chyba unijni towarzysze nie okazali wdzięczności swojemu wiernemu słudze pchającemu Polaków w objęcia europejskich biurokratów, bowiem ten musi dorabiać jako doradca Jana Kulczyka i władz Kazachstanu. Domniemam że fucha średnia, skoro marzy mu się powrót do czynnej polityki, w dodatku korzystając z poparcia jakie dla lewicy z mozołem wypracowuje Janusz Palikot.
Ten eksperyment z projektem Europa Plus nie może się udać, tak jak nie udał się niegdysiejszy powrót Wałęsie. Nie szkodzi że Kwaśniewski to inne środowisko i inne obycie (choć to nie Wałęsa turlał się pijany w na oficjalnych uroczystościach państwowych). Czas Kwaśniewskiego po prostu minął i to nie przy okazji sukcesu wyborczego Palikota, a znacznie wcześniej czyli w momencie kiedy przestał być już potrzebny. Po wejściu Polski do UE misja Kwasa się skończyła, a dowodem na jego polityczny koniec była debata z Donaldem Tuskiem w 2007 roku, gdzie ambitny chłopak z Sopotu, w walce o władzę, rozdeptał schorowanego po filipińsku ex prezydenta. Scena finalna tego dramatu z Tuskiem życzącym Olesiowi powrotu do zdrowia, była wymowna. Tusk dał do zrozumienia Kwaśniewskiemu że wskakuje na jego miejsce, że przejmuje jego elektorat i... faktycznie, patrząc na popularność obecnego premiera w czasach kiedy przejmował władzę, był on pieszczochem sporej rzeszy wyborców od centrum do lewa.
Teraz w miejsce Tuska chce wskoczyć Janusz Palikot i używa w tym celu człowieka, który kiedyś ustąpił miejsca premierowi, jednak nie zdaje sobie sprawy że dla młodego wyborcy lewicy, coś takiego jak "legenda Kwaśniewskiego" zwyczajnie nie istnieje. Nie istnieje ani Kwaśniewski Europejczyk, ani Kwaśniewski lider socjaldemokratów, ani Kwaśniewski postępowiec. Zresztą sam Kwach po bojach z Millerem, zaangażowaniu sił zbrojnych RP w konflikt iracki, w końcu po wystawieniu mu oceny przez byłego kumpla z SLD Józefa Oleksego (Oluś to mały krętacz), nie jest tym Kwaśniewskim który z młodzieńczym zapałem kłamał na temat swojego wykształcenia w 1995 roku i to w takt disco polo.
Teraz nawet ślepy na jedno oko i półślepy na drugie widzi, że Kwaśniewski chce się załapać na polityczne salony Europy, a Palikot zbiera kogo popadnie, bo skoro przygarnął jako swojego reprezentanta w PE Marka Siwca to znak, że obrotnemu politykowi z Biłgoraja zaczyna brakować kadr. Wątpię by Palikot Aleksandra Kwaśniewskiego szanował, wątpię by cenił go jako polityka. Zwłaszcza kiedy ostatnie występy ex prezydenta zaprezentowały go jako pociesznego głuptasa opowiadającego kawały o psie Ludwika Dorna.
Nie należy jednak zapominać, że Kwaśniewski to wciąż głodny sukcesu ex-polityk. Tyle że nie będzie miał tej siły przebicia w dzisiejszym świecie. Kiedyś Wałęsa był "za a nawet przeciw", teraz Olek jest za i jeszcze raz za, ale wyborcy są (niestety dla niego) przeciw. Poza tym należy zdać sobie sprawę ilu tak naprawdę mamy wyborców lewicy w kraju, czego od dzisiejszej lewicy oczekują i z czym kojarzą lewicową nomenklaturę kawiorowców z SLD. Owi przedstawiciele "ludu pracującego miast i wsi" dają się poklepywać po plecach eurofederastom, mówią okrągłe, wyuczone formułki, epatują sztuczną empatią i udają nowoczesnych. A tak naprawdę są tylko osiadłymi tłuściochami na garnuszku podatnika, mając go jednocześnie głęboko w...dobra, bez "mowy nienawiści"... w nosie.
Czy fani lewicy zechcą takich "liderów"? Czy dadzą się jeszcze raz nabrać na ich puste gesty? I to gesty odegrane tym bardziej wiarygodnie, im bardziej łakną oni apanaży i fruktów. Śmieszny były prezydent wyciągany z kapelusza przez cynicznego gracza, którego ambicją jest wskoczenie na miejsce premiera Tuska. Spektakl musi trwać.
Inne tematy w dziale Polityka