Ten obrazek towarzyszy mi na każdej wspinaczce. Zdjęcie: Alpejski
Ten obrazek towarzyszy mi na każdej wspinaczce. Zdjęcie: Alpejski
Alpejski Alpejski
2414
BLOG

Zabierz Ją w podróż… Czyli zła wiadomość dla szowinistów

Alpejski Alpejski Religia Obserwuj temat Obserwuj notkę 110


 

Kiedy mój kolega wręczał mi obrazek Maryi Jasnogórskiej o wierze nie miałem pojęcia. Zabierz Ją w podróż – powiedział, a ja świeżo upieczony absolwent kursu skałkowego z zaciekawienie przejrzałem się ciemnoskórej kobiecie, patrzącej jakimś niezwykle smutnym, ale też zarazem ciepłym wzrokiem. Ten wzrok, chyba spowodował, że schowałem ją do kieszeni koszuli na tuż nad sercem.

Po powrocie do domu schowałem Ją do świeżo odebranego dowodu osobistego dla nieletnich. W ten sposób obrazek dotarł ze mną do „Betlejemki” w Tatrach, gdzie rozpocząłem szkolenie na stopień taternika. Były to czasy, kiedy bez dowodu osobistego w strefie nadgranicznej poruszać się nie było wolno, toteż zawinięty w plastikowy worek, obrazek przechodził za mną wszystkie wspinaczkowe drogi.

Kiedy dostałem wymarzoną kartę taternika, okazało się, że całkiem przypadkowo posiada on identyczne wymiary jak ta karta. No dobrze. Skoro mam Cię zabrać w podróż, to wskakuj do plastikowej obwoluty – powiedziałem cicho i włożyłem obrazek, umieszczając go na odwrocie karty taternika. I tak Czarna Madonna zadomowiła się mojej kieszeni i towarzyszyła mi podczas wszystkich wspinaczek, jakie odbyłem w swoim życiu. Wiarę znalazłem kilka lat później. To oblicze łagodne i kochające, było ze mną na każdym biwaku, na każdej drodze w różnych górach. Kiedy już, jako student, co roku jeździłem na nocne czuwania na Jasną Górę, zawsze zabierałem ze sobą ten obrazek.

Czym jest ikona? Czym jest tworzenie podobnych obrazów? Tego nie da się opowiedzieć, dopóty nie napisze się własnoręcznie ikony. Bo ikonę się pisze sercem, a maluje pędzlem. Ten, kto namalował ikonę jasnogórską, w sercu miał obraz kobiety o ciemne karnacji. Ile było miłości w tym malarzu? Ile życiowych doświadczeń przelał on na deskę, pisząc tę ikonę? Tego nie da się określić. Ale ta ikona przypomina o tej rzeczywistości, której nie widzimy. Widoczny znak niewidocznego – tak niektórzy definiują istotę ikony.

Popatrzcie na to oblicze na moim już strasznie wytartym obrazku, było na moim sercu, kiedy zimą nierozważnie postawiony na czystym wodnym lodzie, przedni ząb raka, nie wytrzymał obciążenia.  Było to już jakieś 10 metrów nad krawędzią gardzieli Sanktuarium na Kazalnicy. Kilkumetrowy lot po stromym lodzie, zatrzymał wystający z lodu kamień, nie wiem, jakim cudem zdołałem go złapać, czekan i młotek lodowy już dawno wypadł mi z dłoni, a partner stojący na stanowisku 30 metrów niżej, nie poczuł nawet szarpnięcia, bo po drodze wbita w trawnik lodowa szpilka wyleciała razem ze zamarzniętą trawą w czeluść Kotła Kazalnicy.

Był ze mną, kiedy podczas zejścia z plateau Uszby w Kaukazie. Na lodospadzie schodzący nieuważnie partner, poślizgnął się i rozpoczął zjazd po stromym lodzie nad krawędź szczeliny. Wcześniej po drodze, bęcwał nie założył żadnego przelotu. Jego poślizgnięcie się zaskoczyło mnie, kiedy schodziłem niemal pionową lodową ścianką. Błysk świadomości, że zaraz ta lodowa szczelina, którą miałem 40 metrów pod moimi stopami, pochłonie nas na zawsze. Potem desperacki zamach czekanem. Jedno uderzenie i szarpnięcie. Pamiętam do dziś, to uczucie bezradności, kiedy stylisko „Hyper Couloira” (włoski czekan firmy Camp) wypadło mi z reki. Po ułamku sekundy drugie szarpnięcie i we dwójkę zawiśliśmy na moim prawym ramieniu, na zaciśniętej na nadgarstku pętli, łączącej głowicę czekana z moją ręką. Czekan wbity na głębokość dwu ząbków ostrza, jednym tylko rozpaczliwym uderzeniem, wytrzymał nasz ciężar. Bół niemal wyrwanego ze stawów ramienia poczułem dużo później.

Nie wiem czy zawdzięczam życie tej obecności. Nie, nie obecności samego obrazka, ale tej niewidzialnej, która natchnęła piszącego tę ikonę. To nie do udowodnienia, ale z pewnością ta ikona dla mnie wiele znaczy.

Nie modlimy się do obrazów, ale do tych, kogo one wyobrażają i dziwę się, że w Polsce gdzie ciemnoskóra Madonna nazywana jest Regina Poloniae – Królową Polski – znajdują się tacy, co wyrokują o tym, kto może być Polakiem na podstawie koloru skóry.

Szowiniści wszelkich proweniencji, łączcie się w refleksji! Popatrzcie, choć przez chwilę na to oblicze. Wy, co wierzycie w białą siłę. I Wy co wierzycie, że jesteście jedynymi istotami ludzkimi na tej ziemi, a reszta to tylko niższe byty!

A może natchniony malarz napisał właśnie dla Was tę ikonę, abyście zrozumieli, że dla Boga nie ma znaczenia kolor skóry i wiele innych spraw zewnętrznych? Abyście zrozumieli, że może was zaskoczyć jego oblicze kiedy  Go spotkacie. Bo jeśli niewiasta, do której przemawiał Gabriel zwiastując jej dobrą nowinę, może mieć ciemną skórę, jeśli nosiła w swoim łonie Syna, który się urodził w Betlejem, to…

No resztę tej opowieści dopiszcie sobie sami, i nie musicie wierzyć, pomyślcie, że jest maluteńka szansa, że pisarz ikony miał rację… Ze jest maluteńka szansa, że Jezus był Jej i Boga Synem. Co wtedy?

No i jak teraz zawołacie my chcemy Boga? No jak?

Alpejski
O mnie Alpejski

Nie czyńcie Prawdy groźną i złowrogą, Ani jej strójcie w hełmy i pancerze, Niech nie przeraża jej postać nikogo...                                                                     Spis treści bloga: https://www.salon24.pl/u/alpejski/1029935,1-000-000

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo