Ambroż Ambroż
4090
BLOG

Polska chciała lepszego miejsca przy stole, tymczasem trafiła na półmisek jako jedno z dań

Ambroż Ambroż Polityka zagraniczna Obserwuj temat Obserwuj notkę 147

Gdyby w noc po zwycięstwie wyborczym PiSu w wyborach parlamentarnych 2015 roku Jarosławowi Kaczyńskiemu przyśnił się upiorny sen, w którym Polska znalazłaby się w położeniu międzynarodowym takim jak obecnie się znajduje, najpewniej uznałby to za jakiś  koszmar z innego świata , który nie ma prawa się zdarzyć w realnej polityce.

Jak do tego mogło dojść ?  Na początku nic nie wskazywało na taki scenariusz. Założenia były takie, że Polsce należy się lepsza pozycja międzynarodowa niż  mieliśmy kiedy PiS obejmował władzę. Mieliśmy być bardziej asertywni, bardziej samodzielni, bardziej niezależni od polityki niemieckiej.  Mówiło się wtedy : Dlaczego nie ma nas przy stole, przy którym rozstrzyga się przyszłość Ukrainy ? Dlaczego nie jesteśmy traktowani jak równy partner w stosunku do Niemiec i Francji ?   Dlaczego nie mamy należnego nam wpływu na decyzje podejmowane w ramach UE ?  Przecież wystarczy wstać z kolan i zająć  należne nam miejsce przy stole przy, którym podejmowane są najważniejsze decyzje. Takie było wtedy wyobrażenie. 

 Wygląda na to, że nasza dzisiejsza optyka jest trochę inna. Dzisiaj nie ma nas przy żadnym stole. A raczej pojawiliśmy się na stole w charakterze dania i nie bardzo wiemy jak uciec z półmiska. Jak do tego doszło ? Oto krótka historia. 

Na początku był Brexit

Od tego się zaczęło. Brytyjczycy, których rząd PiSu uważał za swoich głównych sojuszników w Europie, zdecydowali się opuścić UE i zajęli się własnymi sprawami związanymi z Brexitem. Przy okazji pogorszenia nastrojów wobec zalewających wyspy brytyjskie obywateli Europy Środkowo-Wschodniej oberwało się również mieszkającym tam Polakom. Nie ma co ukrywać, że wyjście Wielkiej Brytanii z UE jest bardzo poważnym pogorszeniem sytuacji międzynarodowej Polski.  Ubył nam ważny sojusznik od wielu lat hamujący zapędy Niemiec i  Francji  zmierzające do pogłębienia integracji w  ramach UE. Wielka Brytania  bardzo stanowczo też przeciwstawiała się agresywnej polityce rosyjskiej.  Skutki Brexitu są dla nas fatalne. Aktywność Brytyjczyków w polityce zagranicznej osłabnie na wiele lat a znaczenie Wielkiej Brytanii w polityce europejskiej będzie niewielkie. Niemcy zajmą absolutnie dominującą pozycję w UE. Stany Zjednoczone będą stopniowo wypierane z Europy.  Opcja atlantycka na którą zdecydowanie postawił rząd PiSu doznała bardzo poważnego osłabienia. 

Próba ratowania opcji atlantyckiej przez rząd PiSu

Jarosław Kaczyński był  prawdopodobnie całkowicie świadomy bardzo negatywnych skutków dla Polski związanych z Brexitem i osłabieniem pozycji USA w Europie. W związku z tym rozpoczął  trochę chaotyczną szarżę żeby tym skutkom przeciwdziałać.  Polska polityka zagraniczna próbowała samodzielnie zastąpić ubytek eurosceptycznej polityki brytyjskiej w UE.  Stąd kolejne wojenki Kaczyńskiego z Brukselą, z Niemcami, z Francją oraz coraz ostrzejsza retoryka antyunijna i antyniemiecka. Stąd próba zacieśnienia współpracy w ramach Grupy Wyszehradzkiej jako struktury częściowo opozycyjnej w stosunku do polityki niemieckiej. Konsolidację grupy V4 ułatwiła zresztą sama kanclerz Merkel  przez swoją nieprzytomną politykę wobec uchodźców. Polityka Kaczyńskiego stała się jednostronnie proamerykańska i  postrzegała USA jako jedynego sojusznika Polski obok zajętej sobą Wielkie Brytanii.   Polska chciała się stać wyspą polityki atlantyckiej  w głębi kontynentu europejskiego zdominowanego przez Niemcy. Działo się to jednak bez wielkiego entuzjazmu USA i przy niemal całkowitej bierności Wielkiej Brytanii. 

Stany Zjednoczone nie miały ochoty inwestować ani politycznie ani tym bardziej gospodarczo w Polskę. Polski konstrukt "Trójmorza" poparty werbalnie przez USA nie miał  i nie ma żadnej konkretnej treści. Budowa jednej drogi i jednego gazociągu za niemieckie zresztą pieniądze nie  tworzy jeszcze faktów politycznych. A USA nie mają najmniejszej ochoty zainwestować w tą ideę w jakikolwiek inny sposób niż tylko werbalnie.  Również w sferze militarnej Amerykanie nie wychodzą daleko poza działania symboliczne. Kilka rotacyjnych batalionów to raczej kolejny gest niż realna siła. 

Jednocześnie w ramach UE następowała stopniowa  marginalizacja Polski. Niemcy zachowywali się co prawda dość  powściągliwie i nie odpowiadali  bezpośrednio na zaczepki pisowskiej propagandy   ale robiła to za nich KE przy pełnej aprobacie Francji, z którą rząd PiS nie omieszkał wywołać wcześniej wojenki.  PiSowcy europosłowie zapewniali co prawda, że Bruksela i tak nie może nam nic zrobić a kolejne rezolucje Parlamentu Europejskiego nie mają praktycznego znaczenia. Jednak  walec KE jedzie naprzód i szuka sposobów obcięcia nam dotacji a grillowanie Polski przybrało charakter stały.   W takiej sytuacji Polska przestaje  też być atrakcyjnym partnerem dla krajów Grupy Wyszehradzkiej. 

Atak sojuszników

 W kręgach decydujących o polityce zagranicznej USA zaszedł pewien proces, którego wynikiem było przekonanie, że  Polski, pomimo jej  gorliwego i bezwarunkowego  poparciu dla polityki amerykańskiej , nie powinno się traktować jako  partnera , ani nawet jako junior partnera ale  jako kraj przeznaczony do dalszej eksploatacji półkolonialnej. Polska stała się potencjalnie łatwym łupem  (zwłaszcza wobec ataku sojusznika strategicznego).  Całkowicie wyizolowana w Europie, skłócona z głównymi państwami europejskimi, nie mogąca liczyć na niczyje poparcie i niezdolna uchylić się albo dokonać szybkiego zwrotu politycznego wobec "friendly fire".  W grudniu  ubiegłego roku senat USA uchwalił act 447, który może przynieść Polsce straty rzędu kilkudziesięciu miliardów dolarów nie licząc strat wizerunkowych. To plan  finansowego drenażu, który  jest w stanie zahamować rozwój  Polski na całe pokolenie. Jeśli amerykańskie elity zdecydowały się na taki krok wobec Polski  to znaczy, że oceniły iż ewentualne związane z tym straty dla polityki  USA w Europie Środkowej są akceptowalne. Zatem albo planowany jest kolejny reset z Rosją i w tej sytuacji Polska będzie bardziej przeszkodą niż użytecznym sojusznikiem albo uznano, że Polska nie ma żadnego pola manewru i  jej ewentualna reakcja obronna nie jest  w stanie   w żaden sposób zagrozić interesom USA w Europie. 

Ten plan drenażu Polski jest  główną osią obecnego konfliktu.  Tak naprawdę głośne ostatnio działania Izraela są drugorzędne i wtórne wobec cichych antypolskich działań polityki USA. Pani ambasador Azari, pan Jair Lapid mówiący o "polskich obozach śmierci", pan minister oświaty Izraela to tylko pionki w tej grze. Wykorzystano do celów ataku propagandowego na Polskę rzeczywiście niezbyt mądrą ustawę o IPNie. Obiektywnie jednak w ustawie nie było nic co dawałoby podstawę do takiego ataku na sojusznicze w końcu państwo.  Nawet gdyby Izrael uważał  Polskę za wroga to podstawa do takiej agresji propagandowej byłaby  słaba.  Oczywiście atak Izraela na Polskę został wcześniej uzgodniony  z USA. Bardzo szybko się przekonaliśmy, że administracja Trumpa udziela pełnego poparcia w tym konflikcie Izraelowi.    Antypolska akcja Izraela to coś w rodzaju ostrzału artyleryjskiego przed właściwym atakiem mającym na celu  załamanie oporu Polski i zgodę na drenaż finansowy.   Jeśli Polska nie podda się wcześniej to w połowie przyszłego roku rozpoczną się bezpośrednie naciski administracji amerykańskiej, zgodnie z act 447. To właśnie nasz strategiczny sojusznik przystawił nam pistolet do głowy. 

Co robić ? 

Polska znalazła się w bardzo trudnej sytuacji. W polityce zagranicznej nie jest łatwo dokonywać gwałtownych zwrotów. Zresztą pole manewru do tych zwrotów jest niewielkie. Co można zrobić ? Na razie tylko kilka ruchów taktycznych zmniejszających podatność Polski na rozmaite ataki, których się można spodziewać:

1) należy w miarę możliwości wygaszać konflikty z głównymi  państwami europejskimi  i z UE

2) dobrze by było zrównoważyć budżet (albo chociaż "prawie" zrównoważyć ) , żeby zmniejszyć podatność na naciski za pomocą mechanizmów kredytowych 

3) kontynuować pracę nad ustawą reprywatyzacyjną 

4) nie spieszyć się z  wielkimi zakupami broni w USA. Rozejrzeć się za to za alternatywnymi kierunkami pozyskania w miarę nowoczesnych systemów plot 

5) nawiązać kontakty z Chinami i  z Turcją  w zakresie  systemów uzbrojenia. To oczywiście wymaga czasu i może dać konkretne efekty dopiero za wiele lat ale kiedyś trzeba zacząć

 6)  inwestować w armię  bo nie możemy być pewni żadnych sojuszy

7)  prowadzić spokojną, sprawną, wyważoną  politykę informacyjną  nt. sytuacji Polski w czasie II WŚ

8) stworzyć "system szybkiego reagowania"   na możliwe dalsze ataki propagandowe na Polskę. Sytuacja, kiedy  polskie władze przez 5 dni nie były w stanie w żaden sposób zareagować na atak ze strony Izraela nie może się powtórzyć. To była kompromitacja. 

9) przestać się łasić do USA i Izraela. Nie obrażać się, nie rozdzierać szat ale zachować dystans.  Nic za wszelką cenę.  Nie pokazywać, że na czymś nam bardzo zależy.  

 To są oczywiście półśrodki , które nie zapewnią natychmiastowej poprawy sytuacji. Nasza sytuacja jeszcze przez jakiś czas będzie się pogarszać. To praktycznie nieuniknione. Ale próbujmy przynajmniej utrzymać się na powierzchni.  Na razie tylko tyle możemy zrobić jeśli nie chcemy  od razu skapitulować. Koszty naszej kapitulacji przed dyktatem  w  dłuższym okresie mogą być dużo wyższe niż te kilkadziesiąt miliardów dolarów.  Najważniejszy pozytyw obecnej sytuacji jest taki, że nasze "elity polityczne" chyba przestają żyć mitami i zaczynają rozumieć na czym polega realpolitik. Już chyba niewielu się spodziewa, że  ktoś nas adoptuje  doceniając , że tak dzielnie walczyliśmy podczas II WŚ a potem "obaliliśmy komunizm".  Wystarczy, że będziemy  wiernym sojusznikiem a na pewno się o nas zatroszczą. A takie niestety było myślenie naszych elit politycznych przez ostatnie 25 lat. 

Świat wchodzi w okres poważnych  turbulencji politycznych. Mamy schyłek pewnej epoki. Przez wiele następnych lat będzie się odbywała rywalizacja dotychczasowego hegemona z bardzo silnym pretendentem.  Pretendent jest dużo silniejszy i stwarza dużo większe zagrożenie  detronizacji hegemona niż kiedykolwiek był w stanie stworzyć   blok sowiecki. Mocarstwa regionalne takie jak Niemcy, Rosja, Indie są dla każdej ze stron tego światowego konfliktu  cennymi sojusznikami.  Dlatego zarówno Pretendent jak i Hegemon będą próbowali je pozyskać lub zastraszyć. Przy czym przejście od zastraszania do pozyskiwania może następować zaskakująco szybko.  Jeszcze wiele razy będą podejmowane próby budowy rozmaitych sojuszy i doraźnych koalicji,   a  mniejsze państwa, takie jak Polska będą wykorzystywane niestety wyłącznie instrumentalnie. Dlatego musimy zachować dużą elastyczność  i   przyjąć do wiadomości, że  w polityce międzynarodowej nie będzie już żadnych ustalonych schematów, (do których wielu się przyzwyczaiło) oprócz tego, że każdy gra na siebie i walczy o przeżycie.      

Ambroż
O mnie Ambroż

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka