Przedwczoraj wieczorem wirus byl 3 km od mojej chalupy (mieszkam niedaleko od Gangelt, niedaleko od pacjenta zero). Wczoraj wirus juz byl we wsi, ale jeszcze nie bylo wiadomo gdzie. Dzisiaj zamknieto podstawowke. W szpitalu ograniczone odwiedziny - tylko najblizsi krewni i tylko od 15 do 17.
W sklepach zywnosc bez problemu, srodki antybakteryjne wyczyszczone do zera. Polskie "nie ma i nie bedzie".
Po poludniu spotykam znajomego lekarza szpitalnego. Jak jest? - pytam. Jest dobrze - mowi. Jeszcze jest dobrze.
Czego boja sie lekarze?
Nie korony, bo wiecej ludzi umiera na "zwykla" grype (w 2017 na grype zmarlo w Niemczech 25 tysiecy ludzi, prasa milczala). Umieralnosc na korone jest poki co 3,5%. Lekarze boja sie jednego - ze im sie lekarstwa skoncza. W prowincji Wuhan bylo 80% swiatowej produkcji czegos na h potrzebnego w szpitalach. To na h zdobywalo sie wlasnie ze swin. W Chinach z powodu afrykanskiego pomoru swin zutylizowano 250 milionow swin. To na h w szpitalach sie konczy. Ze szpitali jakims cudem znikaja srodki dezynfikujace.
Wot... Powoli koncza mi sie zapasy wódki, spirytus i tak juz zuzylem na odkazanie rak.
No i jedna smutna wiadomosc - w lokalnej lidze pilkarskiej A panienek z 11 druzyn w ciagu miesiaca odmeldowaly sie 3 do konca sezonu. Szlag by trafil.
(797) 1469461