Ukraina stoi na progu kolejnej wojny. Zagrożenie nie jest wydumane i sztuczne. Świadczą o tym dane, analiza sytuacji a nawet oficjalne wypowiedzi dobrze zorientowanych przedstawicieli amerykańskiej i europejskiej administracji. Choć społeczeństwo ukraińskie – na ile można – przyzwyczaiło się już do wojny i ciągłego zagrożenia swojej suwerenności przez Rosję, to jednak perspektywa kolejnego konfliktu wojskowego w bezpośrednim sąsiedztwie UE niesie ze sobą poważne konsekwencje nie tylko dla samych Ukraińców.
Aby prawidłowo odpowiedzieć na te sytuację warto zrozumieć najpierw intencje Putina. Gospodarz na Kremlu, jak każdy despota – chce być nieprzewidywalny i całej jego strategii nie odkryjemy. Ale fakty są jasne. On szantażuje Europę, szantażuje Ukrainę. Znów chce być ważny, chce by dzwonili do niego zachodni przywódcy i by Rosja była traktowana poważniej niż by to świadczyło z jej potencjału międzynarodowego, wojskowego i w innych politykach. Europa ma dwa wyjście w tej sytuacji: albo kokietować i dyplomatycznie niwelować straty tych szantaży, albo traktować szantaż już jako rodzaj agresji – odpowiadać adekwatnie. Jestem zwolennikiem tego drugiego podejścia.
Proktywna Europa, czyli silna UE współpracująca blisko ze swoimi sojusznikami w Partnerstwie Wschodnim to Europa, która działa mądrze i z wyprzedzeniem. Sama ustala agendę relacji z Rosją a nie tylko reaguje na słowa i działania Putina. Aktywna Europa i współpracujące ze sobą Państwa Członkowskie UE to silne zaangażowanie finansowe i w regionie Partnerstwa Wschodniego, gwarancje sojusznicze i pomoc w modernizacji armii ukraińskiej, gospodarki mołdawskiej i gruzińskiej oraz współpraca z tymi krajami w innych obszarach. Od troski o organizacje obywatelskie po małe i średnie przedsiębiorstwa i studentów w pełni korzystających z unijnego programu Erasmus.
W tym tygodniu w Parlamencie Europejskim przyznaliśmy coroczną Nagrodę za wolność myśli im. Sacharowa Aleksiejowi Nawalnemu, rosyjskiemu więźniowi politycznemu i działaczowi antykorupcyjnemu. Nawalny powtarza od lat: sankcje na rosyjskich oligarchów i biznesmenów związanych z Kremlem będą poparte przez miażdżącą większość społeczeństwa rosyjskiego, które przecież zdaje sobie sprawę z tego, że jest okradane. W kontekście ukraińskim te sankcje wydają się być jeszcze bardziej oczywiste. To przecież Putin i Kreml jest odpowiedzialny za śmierć ok. 14 tys. osób w konflikcie we wschodniej Ukrainie. Tylko w pierwszej połowie tego roku zginęło w tej wojnie ponad 30 Ukraińców. Podstaw do sankcji jest aż nadto. Obok wojny to także korupcja, która powinna być dopisana do unijnego prawa sankcyjnego jako wystarczający powód sankcji, i traktowana przez UE jako zbrodnia przeciwko prawom człowieka.
Każda wojna to tragedia wielu rodzin i osób. Powinniśmy jej unikać za wszelką cenę. Ale Ukraina ma prawo i musi bronić swojej suwerenności i swoich obywateli, gdy agresor taki jak Putin przekracza kolejne granice. Dlatego w tej sprawie Europa musi być solidarna i efektywna, jednoznacznie opowiedzieć się po stronie Ukrainy. Wobec groźby wojny, wiele innych spraw odchodzi na boczny tor. Jak w tym kontekście rozumieć bliskie kontakty rządu Polski, w tym premiera Morawieckiego z politycznymi przyjaciółmi Putina w Europie, na czele z Marine Le Pen, która uważa Ukrainę za rosyjską sferę wpływów? Po co strategiczne narady z nimi i przyjmowanie ich z honorami? Łatwo od przyjaźni z kolegami i koleżankami Putina stać się sojusznikiem samego Putina. Dlatego wszystkim tym, którzy flirtują dziś z Putinem i jego politycznymi współpracownikami w UE przypominam: działacie wbrew interesowi narodowemu swoich społeczeństw i Ukrainy. Lepiej być przyjacielem Ukrainy i swoich obywateli niż przyjacielem Putina.
Bo jak mówiła córka Nawalnego – Daria - w Parlamencie Europejskim: Europa nie potrzebuje polityków i ministrów, którzy marzą o tym, by dostać pracę w putinowskich firmach i być zapraszanym na putinowskie spotkanie i bale.