Kiedy ja dumam, dlaczego Polacy nie wprowadzili ani jednego słówka do brytyjskiej angielszczyzny (tak podatnej na zapożyczenia) jeden z –Komentatorów podsuwa mi, czym naprawdę powinnam się martwić: napływem anrerykanizmów i w konsekwencji szybkim końcem British English.
Chuć muszę tu nadmienić, że mam szczęście do –Komentatorów i zwykle komentarze są wysokiej jakości, to jednak – wybaczcie złośliwość – czy Polak może uciec od:
1. bycia tak z ponad pięćdziesiąt lat do tyłu,
2. bycia preskryptywnym (regułki, regułki!),
3. siania paniki i ogólnie „bycia na nie”,
4. traktowania angielskiego wyłącznie z polskiego punktu widzenia,
5. dużej niechęci do angielskiego w ogóle...
Ad. 1.
Bo oto mamy rok 2017 (koncówkę), a komentarz taki przywodzi mi na myśl artykuły pana Orwella (lata czterdzieste) jak „Decline of the English Murder” – już wtedy Amerykanie tu byli ze swoim nieszczęsnym wpływem, bo drzewiej to Anglik mordował z rozmysłem, jakieś czekoladki zatruwał, ślady zacierał, tak, że Sherlock miał co robić (Jak wiadomo ten niezwykle długowieczny detektyw żyje do tej pory, przynajmniej wciąż odpowiada na listy, adres: 221b Baker Street w Londynie jakby ktoś morderstwo miał do wyjaśnienia.) – a tu „z hamerykańska” – pociągnął za spust – i po ptokach!
Ad. 2.
Teoria angielszczyzny z brytyjskiego punktu widzenia A.D. 2017 to DESKRYPTYWIZM (w 99%) – opisujemy, co jest, a nie „co powinno być”... Czy w Polsce dalej PRESKRYPTYWIZM króluje? Jeżeli przyjdzie słowo czy wyrażenie zza oceanu – a jest tego na pewno dużo - przyjmie się albo nie (the proof is in the pudding). Wyrażenia przyjmują się, bo na przykład są przydatne.
Jeżeli przchodzę rano do pracy i widzę grupę osób szybko palących papierosa przed wejściem, to mówię:
a. Jeżeli to są trzy babki: „Morning, LADIES!”
b. Jeżeli to trzech panów: „Morning, GUYS!”
c. Jeżeli to towarzystwo mieszane: „Morning, GUYS!”) - niektórzy Polacy tu by „teatralnie” (i nieprawidłowo): „Hello ladies i gentlemen”*, ale oczywiście głównym problemem większości Polaków w UK jest to, że NIC nie mówią (bo po co buzię na drobnostki otwierać, to nie rozmowa kwalifikacyjna). A ja jestem wdzięczna Amerykanom, że takie uproszczenie wprowadzili i mogę się szybko (i uprzejmie) zwrócić do grupy osób.
Ad.3.
Paniki moralne są różne, ale tu akurat kulą w płot, bo brytyjski angielski ma się dobrze jak nigdy. Wrowadza też wiele wyrażeń do amerykańskiej odmiany angielskiego (głównie przez popularne brytyjskie programy telewizyjne). Przykład – „ginger” chociażby, słówko spopularyzowane przez „Harry’ego Pottera”. Oczywiście, że jest dużo różnic, ale one raczej służą do opowiadania anegdotek i pisania zabawnych artykułów - a nie do siania paniki.
Ad. 4.
O ile ruch słówek z angielszczyzny (odmiana amerykańska czy brytyjska) do polskiego jest JEDNOSTRONNY, to w przypadku odmian angielskiego – ruch ten odbywa się w obie strony (a nawet więcej, bo przecież australijska odmiana się tu liczy – wszystko zależy od popularności programu telewizyjnego emitowanego w danej chwili). No i regionalizmy są niezwykle silne, chociażby popularność książki i filmu „Trainspotting” z akcentem z Glasgow (w USA książka wydana ze słowniczkiem).
Ad. 5.
Ja KOCHAM angielski, bo może on o wiele więcej niż polski. Ale napisanie takiego zdania wywołuje jakby instynkt obronny u Polaków... Czy można się nauczyć dobrze języka będąc na „nie”?
*Metro londyńskie porzuciło ostatnio „Ladies and Gentlemen” na rzecz „Good morning everyone!”
Komentarze