Znany ze swego wyjątkowo "domatorskiego" trybu życia 68 letni Kim Jong-il od dawien dawna odmawia jakiegokolwiek lotu samolotem w obawie o własne bezpieczeństwo. Rok 2010 był dla "wielkiego drogiego przywó dcy", jak sam skromnie się zwie, rokiem wyjazdów. I tak aż dwa razy można było go spostrzec wysiadającego ze swego opancerzonego pociągu na ziemi chińskiej. Najpierw w maju w Pekinie, a potem pod koniec lata w północno-wschodniej prowincji Jinlin.
Według pogłosek Kim Jong-il zgodził sie opuścić Pyongyang nie tylko aby przyjąć życiową pomoc ekonomiczną dla swego kraju, ale również aby otrzymać błogosławieństwo przywódców chinskich dla swego nastepcy - trzeciego syna Kim Jong-un, który w/g południowo-koreańskiej agencji Yonghap miałby towarzyszyć w wizycie w Jinlin.
A zdania sa podzielone, jedni myślą tak, drudzy inaczej: ciekawy jest punkt widzenia chińskiego profesora nauk politycznych XU TIE BING, który uważa, że Korea Północna nie potrzebuje błogoslawieństwa chińskiego dla swych projektów sukcesyjnych, Pekin ma małą presję na Koreę Północną, a Kim Jong-un w oczach Chińczyków ma raczej negatywny wizerunek, jest niekompetentny i zdemoralizowany. Lecz jedno jest pewne, Chiny chcą utrzymywać swą rolę "mediatora" miedzy Pyongyang a resztą świata.
Jeszcze poczekajmy, jeszcze się nie śpieszmy!
Czas pokaże jakimi szlakami sytacja na Półwyspie Koreańskim sie rozwinie...