Od dzisiaj zaczyna się ciekawa wędrówka po Yunnan’ie.
Z nonszalanckim wręcz stoicyzmem pakuję manatki i spokojnie ruszam w dalszą drogę. Nie wiem co mi rezerwują nadchodzące dni, ale najważniejsze, że jadę. Celem ma być miasto Ruili graniczące z birmańskim miastem Muse położonym na północy dzisiejszej Mjanmy, w stanie Shan. Od 2005 roku marzyło mi się tam pojechać. Było to podczas mego pobytu w sąsiedniej Birmie, ale granica lądowa była (i jest do dzisiaj) niedozwolona cudzoziemcom. Zresztą nie marzy mi się jej przekroczyć, marzy mi się żeby być w Ruili. Nie wiem nawet z jakich powodów, coś mi się ubzdurało i już...
Droga zapowiada się daleka. Bezpośrednie połączenie to 26 godzin sypialnym autobusem, dlatego wybieram opcję jazdy trzema dziennymi autobusami. Każdy z nich o dziwo jedzie po 8 godzin, dobra kalkulacja. Coś jak dzień pracy. Z tym, że w Chinach dzień pracy kierowców autobusów nie jest znormalizowany. Pracują często oni 7 w tygodniu i więcej niż 8 godzin dziennie.
Pierwszym etapem jest mało odwiedzane Lincang, jest tutaj niewiele zabytków, ale za to okolice są atrakcyjne. Region leży w tropikalnych strefach i jest obdarzony wielką różnorodnością roślin i zwierząt. Na dodatek w pobliżu przepływa Mekong, dumny ze swego wspaniałego krajobrazu, kolorowych kultur i obyczajów różnych narodów. Plantacje herbaty rozciągają się w nieskończoność. Tutejszy wilgotny klimat sprzyja, że jest to najważniejsze siedlisko dzikiego drzewa herbacianego. Herbaciane liście uwielbiaja mglistą aurę o wysokiej temperaturze.


Herbaciane pola
Jadąc autobusem odkrywam urocze okolice, jestem pod wrażeniem harmonii i gościnności mniejszości narodowych spotykanych podczas postojów na trasie.
Miasto Lincang jest kolebką narodu Wa koabitującego bez problemu z mniejszością Dai mieszkajacą na równinach.

Domostwa narodu Wa
Jest już późne popołudnie, zaczyna się robić szaro na świecie. Po długiej podróży marzy mi się odpocząć jak najszybciej. Na dworcu autobusowym podchodzi do mnie młoda dziewczyna i proponuje nocleg. Raczej nigdy nie korzystam z tego typu usług, wolę wybrać nocleg w/g moich wymogów. Na ogół chodzę od hoteliku do hoteliku osobiście wyszukanego i porównuję warunki oraz ceny.
Dzisiaj nie mam ani siły ani odwagi na taką zabawę, więc w ciemno idę bez wahania za dziewczyną. Pokoik na pierwszy rzut oka nienaganny, jest łazienka, ale nie ma ciepłej wody, jest tylko wtedy gdy świeci słońce... a dzisiaj jest pochmurnie.
Wychodzę coś przekąsić, nie chcę się zbyt oddalać od mojego ‘’noclegowiska’’, gdyż szybko chcę do niego powrócić, zasnąć, odpocząć i nabrać sił przed dalszą drogą.Po drodze natrafiam na grupę młodzieży wychodzącą z supermarkietu z miseczkami ze styropianu wypełnionymi jedzeniem. Naśladuję ich, kupuję trochę ryżu z jarzynami i zasiadam wśród tej wesołej gromadki przy długim stole.Jedząc właściwie bez większego apetytu, zauważam chłopaka nędznie odzianego w niepewnej czystości ubranie. Patrzy na mnie szklistymi oczami. Widzę, że jest głodny, oddaję mu moja strawę, której nie mam ochoty jeść, biedaczyna w mgnieniu oka ją połyka.
Chcę się dowiedzieć coś o nim i o dziwo odpowiada na moje pytania. Pochodzi z odległej wioski, przyjechał tutaj ‘’za pracą’’, ale jej nie znalazł, nie ma pieniędzy żeby powrócić do rodziny. Pytam ile kosztuje bilet i bez wahania daję mu na ten bilet pieniądze. Nie wiem czy mówi mi prawdę, ale szkoda mi jego, jest młody i bezdomny. Pani obok mnie siedząca informuje, że on i tak sobie biletu nie kupi i jutro znowu tutaj przyjdzie i odegra ten sam spektakl. No cóż może to i prawda lub nie. Mam tylko świadomość, że chłopak zjadł, a co zrobi z pieniędzmi to jego sprawa.
Wracam do mojego ‘’noclegowiska’’ i bardziej klarownymi oczami badam mój pokój, otwieram szufladę w nocnej szafce i o zgrozo jestem intruzem legowiska karaluchów. Nie mam specyficznego środka na te bestie, jedyną moja obroną przed nimi jest wspaniały środek przeciwko komarom. Poświęcam więc prawie ½ buteleczki i zamykam całe towarzystwo w szufladzie. Rano po przebudzeniu znajduję gromadę karaluchowych nieboszczyków na podłodze.
O godzinie 7.40 wyruszam autobusem do drugiego etapu mej trasy wiodącej do Ruili - jadę do Baoshan jak wskazuje załączony bilet autobusowy:

Część 4
Inne tematy w dziale Rozmaitości