Region Baoshan przyciąga ciekawskich obecnością swych wulkanów i kąpielisk uzdrowiskowych oraz malowniczych widoków na otaczające okolice. Miasto znam z mego poprzedniego pobytu w krainie kraterów wulkanów. W tym roku jestem tylko przejazdem, ale mimo to cieszę się z ponownej wizyty.
Długa droga wije się wśród górskich pejzaży.
Na trasie napotykam ciekawe nowe zjawiska. Chiny szybko się zmieniają, trzeba się spieszyć by zobaczyć uciekający czas. Faktem jest, że ta szybka ewolucja przynosi Chinom wiele udoskonaleń, ale mi jest żal tych starych Chin odkrytych dawniej.
Pejzaże pozostały te same, struktury komunikacyjne się rozwijają. Zachodnie tereny Chin położone wzdłuż granicy z Birmą już teraz „zrozumiały” znaczenie zmian jakie powoli następują u sąsiada i się do tego faktu zaczęły srodze przygotowywać budując nową sieć komunikacyjną lub udoskonalając tę istniejącą.

Na trasach autobusowych napotyka się na wielkie prace drogowe trochę uciążliwe dla podróżnych. Przymusowe postoje nawet kilkugodzinne są jednak okazją do nawiązania znajomości.
Po drodze autobus zatrzymuje się na przekąskę w przydrożnej karczmie.

Stanowi to wielkie ułatwienie, nie trzeba się martwić o przygotowanie sobie jakiegoś wiktu na drogę. Trzeba przyznać, że w Chinach można coś zjeść na każdym kroku, wszędzie ulokowane małe restauracyjki spełniają wspaniale swą rolę. Do wyboru kilka dań z obowiązkowym ryżem. Przegotowana i bezpłatna gorąca woda do uzupełnienia osobistych termosów z herbatą jest nieodzownym ekwipunkiem podróżnika.
Postoje wiążą się także z obowiązkową pauzą na załatwienie potrzeb fizjologicznych. Jedynym mankamentem są toalety. Jest to problem bardzo delikatny i dla nas raczej intymnej wagi. Wspomnę tylko, że Chińczycy nie są zażenowani wykonywać fizjologicznych potrzeb w obecności innych osób. A więc można rzec, że toalety są realnie publiczne... i to w dosłownym znaczeniu jak i w przenośni. Nie będę opisywać w szczegółach jak to się odbywa, zachęcam do wyobraźni osobistej.
Po 8 godzinnej autobusowej wędrówce zatrzymuję się w następnej przystani pozwalajacej mi odwiedzić stare znajome strony.
Z uśmiechem witam i rozponaję statuę ‘’9 smoków’’ będącą najbardziej znanym obiektem w Baoshan:

Bardzo to nowoczesnej koncepcji obiekt architektoniczny, w sumie ciekawie wkomponowany w jedną z głównych arterii miasta. Nie sposób obojętnie koło niego przejść. Smok jest symbolem i przodkiem wszystkich Chińczyków wszak od niego się oni wywodzą, a cesarska cyfra „9” ma za zadanie przynosić szczęście.
Centrum Baoshan właściwie dużo nie uległo zmianie, a stara historyczna dzielnica nadal jest gościnna. Obserwuję w niej wszystko to co napawa mnie nostalgią i to co lubię: wesołych mieszkańców spacerujących po ulicach, gimnastykujących się seniorów, graczy wszelkich towarzyskich gier, zaimprowizowane małe warzywne ogródki i klombiki z kwiatami. W tak upalnym dniu jak dzisiaj trafiam na relaksujące się osoby siedzące z wachlarzami w dłoniach i popijające narodowy napój – herbatę, spotykam śpiewaków regionalnych oper i palaczy wodnych fajek:


W dzielnicy tej kilka domów jest przeznaczonych do rozbiórki z charakterystycznym i dość bolesnym napisem拆 (chai) i o dziwo nie są to bardzo stare domy.
W centrum handlowym, które widzę pierwszy raz, na czwartym piętrze usadowiły się sale kinowe. Cieszy to zwłaszcza mą ukochaną ½ lubującą się w siódmej sztuce, a od kilku lat specjalizującą się w chińskiej kinematografii. Jedna z sal nosi nawet imię Sophie Marceau, co przysparza nas w narodową dumę.
Przed kasą w kinie
Stary park nadal „stoi” na dawnym miejscu, nie sposób go zdelokalizować. Imponujące schody zachęcają mnie odwiedzin.
To tutaj podczas mego poprzedniego pobytu miła grupa studentów ze stolicy Yunnanu – Kunmingu zaprosiła mnie do wspólnego śpiewania, bawiliśmy się co niemiara. Mile wspomninam te chwile, trzeba by było cudu aby ich ponownie spotkać.
Mogę tylko liczyć, że cudownie spędzę resztę czasu w tej wspaniałej prowincji.
Część 5
Inne tematy w dziale Rozmaitości