Jak przeczuwaliśmy deszcz się zadomowił na dobre. Od kilku dni pada deszcz i jesteśmy jego zakładnikami. W małej mieścinie, gdzie jest niewiele atrakcji do zobaczenia, czas może okazać się dłużącym. My się jednak nie poddajemy... czas to pieniądz, trzeba więc go rozsądnie wydać.
W jedynej z nielicznych „knajpek” stworzonych dla ewentualnych gości VIP, spotykamy młodą parę z Pekinu, informującą nas o tutejszym dawnym szlaku herbacianym.


Małe wioski przywiązały się do stromych brzegów rzeki. Łączą się one między sobą mostami zawieszonymi na imponujących kablach. Meszkańcy przywykli się przemieszczać posługując się starym niezawodnym systemem pozwalającym nad próżnią rzeki dotrzeć na jej drugi brzeg:
Wzdłuż herbacianego szlaku wiele kaskad i pięknych pejzaży się ulokowało. Podróż ta prowadzi nas na starą drogę herbacianą, której reputacja jest identyczna do słynnego „Jedwabnego Szlaku”.

Podczas dynastii Tang(618-917) i Song (960-1279) karawany z cennymi liśćmi herbacianymi przemieszczały się między Yunnan’em i Tybetem. Herbata mająca wspaniałe wartości i korzystny wpływ na trawienie oraz wydalanie tłuszczów z pożywienia zbyt bogatego, staje się niezbędną dla całej ludności tybetańskiej. Karawany wędrowały po Yunnan’ie i Sichuanie.
Dzisiaj to my właśnie wyruszamy na wschód od Bingzhongluo aby odkryć ten dawny szlak. Zafascynowani jego pięknem, zachowujemy wspomnienia zawsze wyjątkowe i niezapomniane. Jedyny mankamen to gwałtowna zmiana temperatury, szczególnie na szycie gór. Idąc brzegiem rzeki jest ciepło, im wyżej tym zimniej. Jesteśmy odpowiednio ubrani zważywszy, że dzisiejsza aura jest fatalna i właściwie powinniśmy pozostać w domu w cieple i skryć się przed tak niesprzyjającą pogodą. Droga jest ciekawa, idziemy wzdłuż rzeki serpetynowymi szlakami, nad głowami gęste drzewa niby parasole chronią nasze głowy przed nieustannie padającym deszczem.

Po wielogodzinnym rytmicznym marszu na błotnistej i kamienistej drodze docieramy do świątyni samotnie stojącej na skraju niewielkiej osady.

Takie miejsca zawsze mnie oczarowują... spokój, pustka, świat z odmiennego rejestru wpisuje się w mą świadomość. Tak jak małe dziecko, które widzi pierwszy raz Świętego Mikołaja, tak i ja urzekam się tym widokiem. Mały szczurek spogląda na nas, zatrzymuje się na ułamek sekundy, przestraszony widokiem intruzów ucieka. Szczury w świątyniach spokojnie sobie paradują i mieszkają. Jest w nich sporo żywności składanej w ofierze na ołtarzach, a więc zwierzątka nie są zamożone lecz dostatnio odżywiane. Szkoda, że się boi ludzi... Nawet nie przypuszcza, nigdy nie uczynimy mu krzywdy.
Koło świątyni spotykamy turystów rodem z Kantonu i Hunan’u. Podróżują sobie w czwórkę samochodem terenowym. Po kilku wymianach dwustronnych opinii dotyczących naszych wędrówek po okolicy udajemy się dalej na północ, tam gdzie skrył się kościół w Zhong Ding .

Szkoda, że dzisiejszy dzień nie jest dniem pańskim, kościół z pewnością kryje wiele tajemnic, które w niedzielę można tylko odkryć.
Czas wracać do naszego gniazdka. Czeka nas długa powrotna droga, trzeba zdążyć przed zmierzchem, potem będzie trudno odnaleźć kierunek powrotny.

Inne tematy w dziale Rozmaitości