Stary człowiek znad rzeki Stary człowiek znad rzeki
224
BLOG

Grzybobranie

Stary człowiek znad rzeki Stary człowiek znad rzeki Protesty społeczne Obserwuj temat Obserwuj notkę 9

„Nazywam się Grzyb. Jan Józef Grzyb”. Mój Boże, no nie wiedziałem, przez tyle, tyle lat. Jak to można się ukryć ze swoją tożsamością. Ale w emocjach człowiek mówi takie rzeczy, zupełnie nieświadomie prawdziwie. Na nic ćwiczenie wielokrotne nowego nazwiska, nowej historii, nowej autobiografii. W takiej emocjonalnej chwili wyjdzie to wyznanie z człowieka jak słoma z butów.

Jest taka scena w filmie Awans – sfilmowanym na podstawie książki o takim samym tytule – gdy do wsi na końcu świata przybywa nauczyciel, który ma nieść temu zacofanemu światu kaganek świeckiej, komunistycznej oświaty. Nauczyciel pochodzi z awansu społecznego, ma leninowską bródkę i radykalne pragnienie zgaszenie butem skręta opium religii, którego opary oddziaływają na ten ciemny lud. Z pierwszej sceny gdy staje przed mieszkańcami wsi nie wiemy, że jest on od razu rozpoznany przez nich jako swój. Gdy mówi do nich: „Będę tu nauczycielem” to sołtys wsi ze zrezygnowaniem mówi: „No trudno”. Prowadzą go da jakiegoś domostwa, wprowadzają go do izby ze świętymi obrazami na ścianach. Wchodzi do izby kobieta, która od razu rozpoznaje w nim swego syna. Ale on ją odpycha jako nieznajomą („tylko bez czułości proszę”). To samo z ojcem. Gdy mu dają do zjedzenia grubą pajdę chleba z jakąś zupą to się oburza, „a dlaczego bez mięsa”, „bo dziś piątek, dzień w którym ukrzyżowana Chrystusa” odpowiada matka. „Ja mu go wam nie zabiłem” odpowiada Grzyb. Zdejmuje obrazy ze ścian. Film kończy się parodią, w której nauczyciel Grzyb zostaje publicznie ośmieszony i upokorzony przez karykaturę wsi, którą sam stworzył. Ale dzielnie brnie w to nadal.

Ci awansowani społecznie musieli się w głębi duszy czuć i tak gorszym sortem wobec rasy panów. Musieli nadrabiać gorliwością. Gdy przyszedł czas przełomu, gdy wydawało się, ze ich wielcy panowie staną się malutkimi krasnoludkami to wrócili do Kościoła. Nie, pardon, nie wrócili do Kościoła a stali w tłumie na nabożeństwach i cierpieli katusze od unoszących się oparów opium dla ludu. Ale dzielnie i mężnie to znosili dla nadziei, że kiedyś chwycą to znowu za pysk i znowu chwycą w silne dłonie płonącą żagiew rewolucji. No stał się cud. Chwycili za pysk ponownie, ale tym razem sprytniej, łagodniej, inteligentniej. I wydawało się, że tak będzie już do końca świata i dzień dłużej.

A tu ponownie klops. Wyszło na to, że kto jak kto ale Henryk Wujec to powinien czytać wyborczą. A okazało się, że nie czyta. Bo gdy Prezydent nie wymienił nazwiska Wałęsy – słusznie – jako bohaterów Sierpnia to Henryk Wujec rzucił rozpaczliwe pytanie: „Dlaczego Kościół milczy”. Jak to dlaczego, ma siedzieć cicho i nie zabierać głosu w debacie politycznej. Nie czytasz Henryku Wujcu gazety ludzi rozumnych? Podobnie Jan Józef Grzyb. Twierdzi teraz, że Wałęsa to największy przywódca współczesności. Czy TVP ma wyciągnąć twoje Janie Józefie Grzybie taśmy prawdy z okresu Wojny Na Górze? Czy Mamy zrobić skan z wyborczej z tego okresu, gdzie to siepacze Wałęsy mieli o szóstej rano wyciągać Michnika z łóżka (zamiast mleczarza)? Ja to wszystko wiem i to wszystko pamiętam. Więc mnie Janie Józefie Grzybie nie rozśmieszaj.

Przejrzałem sobie listę nazwisk członków Komisji Krajowej NSZZ Solidarność z roku 1981. „Co się stało z naszą klasą” chciałoby się zapytać. „Gdzie oni są ci wszyscy moi…przyjaciele?” Najważniejsi z odrazą wypowiadali się o „spoconych facetach”. Dziś ci najważniejsi są w szeregach postkomunistów, razem z nimi tworzyli i tworzą inicjatywy polityczne. Jeden z posunął się nawet do tego, że w swym neofickim oddaniu sprzedał swoją legitymację związkową na aukcji u gen. Kiszczaka. Z ochotą przyjęli głębokie skórzane, głębokie fotele, dobre cygaro i dobrą whiskey darowane im przez wcześniejszych prześladowców(?). Kościół? Ciemnota. Żołnierze Niezłomni? Zbrodniarze. Powstanie Warszawskie? Śmiech na Sali. Samo-bomby spadły na Warszawę 1939.09.01 roku? Parszywy rechot z samobójczej śmierci syna Millera aby tylko przykryć niemieckim poczuciem humoru tę tragiczną dla Narodu rocznicę? Maniuś Grzyb wrócił do swoich. Maniuś Grzyb w swoim zapędzie służalczości-nowoczesności przechodzi po ludzku dopuszczalne granice. Jest teraz nie komunistą ale oddanym obywatelem niemieckiej republiki demokratycznej.

Z rozmysłem postawiłem znak (?) po słowie prześladowców. Otóż im więcej czasu upływa od tamtego Sierpnia – a byłem aktywnym jego uczestnikiem – tym bardziej stawiam pytanie o zdradę. Ale nie „czy była?” tylko „kiedy nastąpiła?” I im większy jest odstęp czasu od Tamtego Czasu i im więcej kurtyn opada dziś tym bardziej dochodzę do wniosku, że ta zdrada nastąpiła długo przed tamtym Sierpniem. Kiedy, kto, jak? Nie wiem. Ale nabieram coraz większej pewności.

Leszek Balcerowicz oburza się o posądzenie o zdradę. Sorry Winnetou. Ale takie są przesłanki. Ty sam Leszku Balcerowiczu używasz knajackiego języka w stosunku do swoich przeciwników politycznych. Nie miej wiec pretensji do innych. Sam sobie zasługujesz na to, bo przecież do partii komunistycznej wstąpiłeś w roku 1969, czyli w roku po roku 1968. Kojarzysz Leszku Balcerowiczu o co mi chodzi? Złożyłeś już samokrytykę komu trzeba na Nowym Etapie?

Leszku Balcerowiczu, byłeś doradcą ekonomicznym Gierka, który nas wrąbał w długi, z których do tej pory nie wyszliśmy. Jesteś za to współwinnym. W normalnym państwie powinieneś być obłożony zakazem pełnienia jakichkolwiek funkcji w administracji państwowej. Na wie-ki. Nie byłeś. Zahamowałeś rozwój zbyt szybko rozwijającej się polskiej przedsiębiorczości po ’89 roku, która zaczęła być solą w oku Wielkich Graczy. Wiem, bo sam byłem dotknięty tym twoim schładzaniem pędzącej maszyny naszej przedsiębiorczości.

Leszek Balcerowicz nazywa żądanie zapłacenia reparacji wojennych od Niemiec hucpą. Sorry Winnetou. Ale to następna przesłanka. Dla każdego polskiego rządu – a szerzej dla każdego polskiego obywatela - powinno to być – przepraszam za wyrażenie – zasranym jego obowiązkiem aby spisać straty poniesione przez Polskę w wyniku tej hekatomby oraz domagać się ich wypłaty. Brak takiego działania rozzuchwala ich. Powiedz takie coś Izraelowi a zobaczysz Leszku Balcerowiczu różnicę.

Leszek Balcerowicz mówi, ze Niemcy są naszym sojusznikiem. Nie, Leszku Balcerowiczu, Niemcy nie byli, nie są i nie będą niczyim sojusznikiem (mogą tylko przejściowo sprawiać takie wrażenie). Ty Leszku Balcerowiczu możesz być ich sojusznikiem. Ale nigdy ta relacja nie przejdzie na druga stronę. Na żadną inną stronę.

Leszek Balcerowicz mówi, że Niemcy są teraz państwem prawa. Brawo Leszku Balcerowiczu! To tym bardziej powinni wypłacić reparacje. Tak jak wypłacają Izraelowi, pomimo, że państwo to powstało w roku 1948, a więc trzy lata po zakończeniu wojny przez nich wywołanej. Obywatelami tego państwa zostali w głównej mierze obywatele polscy, którzy przetrwali wojnę (w wielkim stopniu dzięki polskim Sprawiedliwym) i tam się przemieścili bezpośrednio po wojnie w wyniku jego powstania. Ba, byłeś Leszku Balcerowiczu jednym z komunistów po roku 1968, po którym nastąpiła fala emigracji do Izraela obywateli polskich żydowskiego pochodzenia. Jesteś za to współodpowiedzialny. Państwo Izrael nie powinno – teoretycznie – domagać się wypłaty takich reparacji w świetle prawa międzynarodowego, ponieważ nie było uczestnikiem tej wojny i wojna nie toczyła się nigdy na jego terytorium. A mimo to wypłacają do dziś. Dlaczego? Dlatego, że nie było tam takich, którzy mówią podobne rzeczy jak mówi dziś Leszek Balcerowicz.

Od razu ucinam głosy obywateli niemieckiej republiki demokratycznej w Polsce, którzy rzucą się z komentarzami, że przecież dostaliśmy Ziemie Zachodnie. Tak dostaliśmy, ale nie od Niemców a od Stalina – a szerzej od Jałty - jako rekompensatę za nasze zabrane przez niego Kresy. Prawie dokładnie w takiej samej wielkości. Niemcy mieli wówczas na ten temat tyle do powiedzenia co przysłowiowy Żyd za okupacji.

Leszek Balcerowicz może mieć pretensje o posądzenia o zdradę, no nie jest to przyjemne uczucie po ludzku rzecz biorąc. Ja natomiast mam naturę medialnego Indiana. Słuchając go patrzę mu na ręce. Wsłuchuję się w głos, szukam skrywanych emocji w barwie głosu, których wcześniej u niego nie słyszałem. Patrzę na wyraz twarzy. Patrzę na mowę ciała.

I nie daje mi spokoju jedna myśl.

Skąd te wielkie krople potu na górnej wardze?

Jestem starym człowiekiem patrzącym na przepływającą rzekę

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo