Właśnie miałem kupić dosyć drogą książkę na Amazonie w dolarach, a tu łup - dolar w górę jak nigdy od lat. Wziąłem na wstrzymanie kalkulując słusznie, że przecena złotego nie ma żadnegu uzasadnienia ekonomicznego. Nie pomyliłem się oczywiście - dziś złotówka odzyskuje siły. Ale jednocześnie rośnie kurs euro w stosunku do dolara. I znowu zadaję sobie pytanie: jakie to wspaniałe informacje ekonomiczne powodują taki wzrost kursu europejskiej waluty? Co tak napawa inwestorów optymizmem? To, że Grecja dostanie do zmarnowania worki pieniędzy w Niemiec i Francji? To, że Hiszpania jest na granicy wypłacalności? To, że zyski ze zwiększonego eksportu Niemiec zostaną spożytkowane na ratowanie politycznego projektu wspólnej waluty?
Jeśli ktoś liczy, że teraz zaczyna się hossa, to jest prawdziwym optymistą. Uważam, że jest to raczej typowa huśtawka nastrojów, w warunkach dużej niepewności. Ci, którzy stracili na Greckich papierach, mają szansę się odkuć. Ale tylko oni - przepompowanie/dodruk pieniędzy na ratowanie greckiego bankruta nie przyniesie żadnego realnego zysku gospodarczego w skali kontynentu. Moim zdaniem nie ma więc podstaw do nadmiernego optymizmu. Po euforii - gdy ci co mieli zrealizować zyski już to zrobią - zaraz przyjdzie spadek.
Mam tylko nadzieję, na jedno: że inwestorzy przestaną nas kwalifikować razem z Grecją do jednego worka. Nasza sytuacja jest inna i sytuacja całego regionu jest inna. Optymizmem napawa szczególnie sytuacja na Węgrzech, gdzie doszła do władzy partia głosząca potrzebę naprawy państwa. Oby im się udało.
Popieram prawo własności, JOW, niskie podatki, przejrzyste prawo, karanie przestępców.
Jestem przeciw uchwalaniu prawa, którego nikt nie będzie przestrzegał (poza frajerami).
Nie mam nic przeciw skandynawskiemu modelowi państwa, o ile jego wprowadzanie rozpocznie się od przywrócenia monarchii.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Gospodarka