Grim Sfirkow Grim Sfirkow
3775
BLOG

KOD czyli początki demokracji

Grim Sfirkow Grim Sfirkow Polityka Obserwuj notkę 74

KOD to wspaniały temat do zimowej zadumy. Sądząc po liczbie komentarzy, nie tylko mnie wprawił w zdumienie komentarz z blogu Komitetu Obrony Demokracji (nie wiadomo na ile oficjalnego) http://koder.salon24.pl/691107,smutnego-krasnoludka-zycie-z-kod-em Nie tylko mnie zadziwiła ta mieszanina naiwności, idealizmu, poczucia misji, braku rozeznania w rzeczywistych warunkach działania organizacji politycznych. Już pewnie cały internet czytał wynurzenia tej pani z KOD-u, co to pisała jak ich w balona robią, jak mają za konie pociągowe do codziennej roboty, a ona zaciska zęby i robi swoje, bo KOD jest najważniejszy! Nie pracuje, nie je, nie pije, zaniedbuje rodzinę, ale działa! A raczej działała, ale miarka się przebrała. A ktoś inny tak się zaangażował, że dostał zawału.
Stan ducha tych ludzi jest dla mnie ciągle zagadką, ale nie aż tak wielką. Choć nigdy się tak głową do przodu w politykę nie rzuciłem, to przecież poznaję swoją naiwność z czasów gdy w wieku 19 lat (czy coś koło tego) zapisałem się do Unii Wolności. No tak, tylko, że miałem 19 lat, a oni to stare konie, pod 40stkę i takie głupoty się ich trzymają. Angażują się, jak nie przymierzając parę lat temu mój szwagier, co to szedł za Korwinem, jak Pierwsza Kadrowa za Naczelnikiem, ale on nawet 19 lat wtedy nie miał.

Gdzie tu tytułowy początek demokracji – ktoś zapyta.  Przecież ci biedni ludzie lewej ręki od prawej w sprawach politycznych nie odróżniają. Dają się – z przeproszeniem – dymać bez mydła i zmiłowania cwaniakom takim, że człowiek żałuje, że Berezy Kartuskiej na nich nie ma. A jednak – pojawienie się KOD-u może być prawdziwym końcem systemu III RP.

Czy was nie dziwi, że ludzie, którzy przez ostatnie 8 lat żyli w Polsce i słyszeli jakie numery wywijał Tusk mogą mówić o zagrożeniu dla praworządności? No dobra, to jeszcze osoba, która nie miała kontaktu z mediami opozycyjnymi mogła kupić. Ale kto mógł uwierzyć w to, że obecna władza – przeciwieństwie do poprzedniej – chce zlikwidować wolne media? Słysząc to hasełko można się zdumiewać z jednej strony nad bezczelnością tych, którzy je wymyślili, i nad niefrasobliwą naiwnością tych, którzy je podchwycili. Jak to możliwe?
Dobrej odpowiedzi udziela lektura podlinkowanego powyżej wpisu „Komitetu obrony...”. Cytuję: „Byłem świadkiem narodzin KOD-u w sieci i w prawdziwym, realnym życiu. KOD jest też po części moim dzieckiem i staram się ani na chwilę nie zapominać, że jest noworodkiem. Ma niecałe dwa miesiące i jak każdy noworodek czasem potrafi się rozedrzeć i trzeba przez niego zarwać kolejną noc. Nie martwi mnie to, nie denerwuje, bo przecież dziecko potrafi nieźle dokuczyć rodzicom, ale przez to nie kochają go ani odrobinę mniej.” Uczestnicy KOD-u mają świadomość narodzin czegoś nowego – wydaje im się, że to ruch polityczny, który ich wciągnął narodził się i jest tak ważny i istotny. Jako człowiek, który narodziny i śmierć niejednej organizacji i inicjatywy widział, wiem dobrze, że nie mają w tym racji, to tylko epizod. Ale ich intuicja jest słuszna – coś się narodziło. Tym czymś jest autentyczne przebudzenie polityczne osób o przekonaniach lewicowo – liberalnych.
Taka właśnie była istota systemu politycznego III RP, że osoby o przekonaniach lewicowo – liberalnych w ogromnej większości stroniły od polityki. Bierność w tej dziedzinie była wręcz właściwą postawą, dumnie obnoszoną przez przedstawicieli tej opcji. Nic dziwnego, że wydaje im się, że w Polsce mamy ("mieliśmy" ;-) ) wolne media, że praworządność nie była zagrożona za PO. Oni w to wierzą, bo autentycznie 2 miesiące temu się urodzili – dla polityki.
Efektem ich dotychczasowej bierności była niezwykle komfortowa sytuacja dla polityków zawodowych lewicy. Nikt ich nie kontrolował, bo w tej sferze politycznej aktywność wyborców w porównaniu z prawicą była na poziomie „,mniej niż zero”. Oczywiście byli działacze, oczywiście były struktury, ale wystarczy przejść się na dowolne spotkanie organizowane przez PO lub SLD, a potem odwiedzić spotkanie organizowane przez PiS, aby zobaczyć różnicę. Sam byłem świadkiem, jak publiczność przez 1.5 godziny czekała na Wojciecha Sumlińskiego, w nabitej w 110%, dusznej sali przy parafii, czekając cierpliwie, aż oczekiwany gość wydostanie się z korka i w końcu trafi do celu (pilotowany cały czas telefonicznie przez organizatora). Wyobrażacie sobie taką sytuację w przypadku zwolenników lewicy? Dotychczas i ja sobie nie wyobrażałem, bo opcji lewicowo – liberalnej wystarczyła sama satysfakcja z przynależności, z wyznawania właściwych przekonań, bez rzeczywistych działań. Ale teraz - kto wie co będzie?

Rodzi to kilka zjawisk, które dla polityki polskiej mogą być niezwykle pożyteczne. Po pierwsze, dzięki aktywności wyborów, politycy lewicowo-liberalni już nie będą mogli spokojnie robić przekręty, pewni medialnego parasola ochronnego. Teraz możliwe, że ich wyborcy (i to ci zwykli, upierdliwi, niekulturalni, nie do dogadania się, buraczani, paranoiczni i chamscy – dokładnie jak wielu zwolenników prawicy) będą ich kontrolować, patrzeć im na ręce, domagać się uczciwości i przestrzegania procedur.
To po pierwsze. Po drugie – niepomiernie wzrośnie świadomość zwolenników opcji lewicowo – liberalnej co do rzeczywistych mechanizmów działania w polityce. Do tej pory mogli kupować bajeczkę o tym, jak to prawica jest skłócona, jak to rozdzierana przez ambicje, jak to politycy prawicowi to tylko się o głupoty kłócą sami między sobą. No to teraz mogą sami zobaczyć na czym polega sztuka dogadywania się. Charakterystyczny rys opisujący działalność w KOD-zie, to narzekanie na małe ambicje, na bezsensowne kłótnie, na to, że ten czy ów jest w sumie pożyteczny, ale to świr itd. A ten Kijowski, to w sumie lider, bez niego nie istniejemy, ale najlepiej, to było by go odstrzelić... No skąd my to wszystko znamy? Paradoksalnie, to rodzi szansę na porozumienie i dogadanie się między zwolennikami lewicy i prawicy. Podobne doświadczenia powoduję, że porozumienie staje się możliwe.

Mam wrażenie, że odbywa się w polskiej polityce podobny proces, jaki zaszedł w Europie w czasie wojen napoleońskich, po Rewolucji Francuskiej. Wtedy to, chcąc nie chcąc, stare monarchie musiały naśladować młodą republikę i jej cesarza. Musiały sprostać jej gospodarczo łamiąc przywileje stanowe i cechowe. Musiały jej sprostać militarnie, budując wielotysięczne, obywatelskie armie, musiały dać tym armiom odpowiednią motywację, musiały oderwać tysiące ludzi od ich spokojnych, codziennych zajęć, dać broń do ręki, skierować myśli ku ideom uniwersalnym, ogólnopaństwowym (choć monarchicznym), aby wiedzieli co robią i dlaczego to takie ważne. Napoleona pokonano, republikę zlikwidowano, ale powrotu do starego świata – mimo wysiłków Kongresu Wiedeńskiego – już nie było. Ludzie, którzy zobaczyli kawał świata poza swoją wioską, już nie byli tymi samymi ludźmi. Ci, którzy z władzy widzieli tylko swojego pana feudalnego, zobaczyli w zmiennych kolejach wojny generała, albo i własnego króla, jak przyciśnięty potrzebą wsuwał razem z żołnierzami chleb z cebulą, albo co gorsza ratował się ucieczką. Raz uaktywnieni i uruchomieni, przekonani, że monarchowie i dziedzice są takimi samymi ludźmi jak oni, nie wrócili już w dawne koleiny i jakaś Wiosna Ludów była tylko kwestią czasu. Podobnie teraz – politycy PO i Nowoczesnej ratując się przez politycznym niebytem, wyprowadzili swoich zwolenników na ulicę, uaktywnili ich, kazali im się organizować, nie raz wręcz w karykaturalny sposób nasladując to, co jakiś czas temu działo się na prawicy. Szykują w ten sposób własną zgubę, bo nawet jeśli uda się PiS obalić, to nie będzie powrotu do rządów w stylu Donalda Tuska. Taką przynajmniej mam nadzieję.

Ci, którzy do tej pory politycznie spali, utuleni zapewnieniami mediów, że wszystko idzie we właściwą stronę, że politycy są mądrzy i odpowiedzialni, że robią to co należy, zaczynają się budzić. Mam nadzieję, że po pierwszym szoku z przegranej ich opcji światopoglądowej, dojdą do wniosku – doświadczywszy czym jest działalność w polityce – że ich najważniejsze zadanie, to nie tyle obalenie PiS, co dopilnowywanie swoich własnych polityków, aby nie wchodzili w szkodę.

Popieram prawo własności, JOW, niskie podatki, przejrzyste prawo, karanie przestępców. Jestem przeciw uchwalaniu prawa, którego nikt nie będzie przestrzegał (poza frajerami). Nie mam nic przeciw skandynawskiemu modelowi państwa, o ile jego wprowadzanie rozpocznie się od przywrócenia monarchii.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka