barbie barbie
2771
BLOG

Nauka, pseudonauka i KASA!

barbie barbie Zdrowie Obserwuj temat Obserwuj notkę 107

    Inspiracją do napisania tego tekstu stała się wczorajsza wizyta kilku osób, wśród których znalazł się zdeklarowany zwolennik medycyny (a może raczej biologii) alternatywnej. Rozpoczął on natychmiast „ni z gruszki, ni z pietruszki” indoktrynowanie pozostałych gości. Od prób wyjaśnienia szczegółów pracy ludzkiego organizmu szybko i płynnie przeszedł do agitacji przeciwko szczepieniom antycovidowym oraz oskarżeniom o podjęcie przez tajemne siły (na czele oczywiście ma stać Bill Gates) działań depopulacyjnych. Dostało się też oczywiście „oficjalnej nauce”, wielkim firmom farmaceutycznym i innym podobnym „wrogom ludzkości”.

   Cóż, każdy może mieć swoje poglądy i w systemie demokratycznym ma prawo je głosić. Swobodny dostęp do wspaniałego środka komunikacji jakim jest Internet otworzył niespotykane dotychczas możliwości ich propagowania. Z drugiej strony niespotykane dotychczas przyspieszenie rozwoju nauki i techniki znacznie utrudniło, a wręcz uniemożliwiło ludziom zrozumienie nowych osiągnięć. O ile bowiem mechanizm świecenia zwykłej żarówki może łatwo zrozumieć każdy, nawet dziecko, o tyle (uczciwe!) wyjaśnienie, dlaczego świeci świetlówka lub co gorsza lampa oparta o LED (diody emitujące światło) nie jest już takie proste. Świat okazał się bardziej skomplikowany niż nam się dawniej wydawało, a w dodatku im głębiej poznajemy jego strukturę i właściwości okazuje się, że sięgamy do coraz większych sił – znakomitym przykładem jest wprowadzenie broni jądrowej, co postawiło nas właściwie w sytuacji „ucznia czarnoksiężnika”. Znakomita większość ludzi nie zna (i nigdy nie pozna) nawet podstaw mechaniki kwantowej lub teorii względności – co jednak nie przeszkadza im w korzystaniu na co dzień z powszechnie dostępnych i pożytecznych urządzeń technicznych wykorzystujących te mechanizmy. Podobna sytuacja jest właściwie obecnie w każdej dziedzinie – choćby w niezwykle skomplikowanej chemii organicznej, dzięki której prawom po prostu istniejemy. 

    Poznajemy coraz to nowe i coraz bardziej złożone prawa przyrody, staramy się je (często z sukcesami) wykorzystywać, ale ich zrozumienie jest coraz trudniejsze. Fizyk specjalizujący się w fizyce ciała stałego nie jest w stanie bez długotrwałych studiów porozumieć się z fizykiem jądrowym cząstek elementarnych (nie mam tu na myśli poglądów politycznych, lecz tematy fachowe!). 

    Ciekawość i chęć zrozumienia własnego otoczenia jest wspaniałą cechą ludzkiego umysłu. Niestety, wraz z lawinowym rozwojem nauki i techniki staje się to coraz trudniejsze. W wielu przypadkach więc rezygnujemy z „wchodzenia w szczegóły”. Dawniej na kursach na prawo jazdy sporo czasu poświęcano omówieniu zasad pracy silnika spalinowego i budowie samochodu. Dziś wobec komplikacji konstrukcji stało się to właściwie niemożliwe – po prostu więc z tego zrezygnowano.

    Ludzie jednak są ciekawi i większość z nas lubi mieć wiedzę. Prowadzi to do poszukiwania dróg „na skróty”. Wielokrotnie nam się to zresztą udawało. Sporo wielkich wynalazków powstało po skojarzeniu pozornie odległych zjawisk. Szczepionka przeciwko ospie prawdziwej powstała dzięki zauważeniu faktu, że nie chorują na nią dojarki krów. Podobnie przypadkiem odkryto bakteriobójcze działanie penicyliny. Te wynalazki (świadomie wybrałem przykłady) uratowały wiele istnień ludzkich!

    Dziś jednak takie spontaniczne wynalazki są coraz mniej prawdopodobne – a jednak za nimi tęsknimy. Podświadomie wierzymy w istnienie prostych, łatwych do zrozumienia i zaakceptowania rozwiązań. Znakomita większość z nas CHCE WIEDZIEĆ i ZROZUMIEĆ i nie godzi się z wielkim filozofem, który stwierdził „Wiem, że nic nie wiem”. Wiemy coraz więcej, ale jednak chyba jeszcze więcej nie wiemy. Tworzy to sytuacją frustrującą, nawet jeśli sobie z tego nie zdajemy sprawy. 

    Ludzie przyjmują wobec tego różne postawy – jedni wchodzą w orbitę oficjalnej nauki, co jest związane ze sporym wysiłkiem intelektualnym, wymaga dogłębnych studiów, cierpliwości i konsekwencji. Drudzy próbują rozwiązań alternatywnych, co w większości przypadków prowadzi do poszukiwania prostych, choć niekoniecznie do końca sprawdzonych i prawdziwych rozwiązań dla bardzo skomplikowanych i trudnych do rozwiązania problemów.

    Ciekawe, że obie strony stosują podobne (nie bardzo uczciwe) metody i wzajemnie oskarżają się od działania jedynie z chęci zysku. W nauce „oficjalnej” będzie to walka o zamówienia rządowe, lub kasę od sponsorów. Przedstawiciele nauki „alternatywnej” również walczą o środki finansowe oferując różne „rewelacyjne” (i najczęściej kosztowne) preparaty oraz terapie i prowadząc intensywną ich reklamę (najczęściej używając plotki i znanego bardzo skutecznego mechanizmu „jedna Pani – drugiej Pani”). 

    Zarówno nauka oficjalna, jak i alternatywna stara się tworzyć własne autorytety. Obie strony wręcz uwielbiają się powoływać na „światowej sławy profesorów”, autorów wielu publikacji. Przy okazji nauka alternatywna cierpi na silny syndrom „oblężonej twierdzy” i podkreśla ciągle, że jest zwalczana przez naukę oficjalną i jej lobbystów oraz działania spiskowców (z Billem Gatesem i Gyorgy Sorosem) na czele. Nauka (i co gorzej niestety medycyna) alternatywna stara się wzbudzić wśród ogółu ludzi przekonanie, że to właśnie jej i tylko jej rozwiązania mogą doprowadzić ludzkość do stanu ogólnej szczęśliwości. Medycyna alternatywna sprzedaje (tak, tak sprzedaje i to za bardzo duże pieniądze!) głównie nadzieję, interpretując nawet pojedyncze przypadki wyzdrowień na swoją korzyść (o żadnych statystykach czy ślepych testach nie ma nawet mowy). Medycyna i nauka oficjalna przyznają się do swoich niepowodzeń i ograniczeń. Wiele twierdzeń nauki i medycyny oficjalnej zastało przez nie same sfalsyfikowanych. Przykładami może być historia „promieni N” lub zimnej fuzji jądrowej. Nawet w Internecie można znaleźć szereg opisów znanych od dawna chorób, których przyczyny i mechanizm rozwoju nie są znane i na które na znaleziono dotychczas żadnego lekarstwa. Oczywiście i w tych  przypadkach agresywnie reklamowane są metody medycyny alternatywnej! Nie udało mi się jednak znaleźć ani jednego przypadku, w którym medycyna lub nauka alternatywna przyznałyby się do swoich porażek.

    Czy jednak alternatywne, a nawet zwariowane pomysły należy z góry odrzucać? Przecież bez uznawanych za zwariowane idee Thora Heyerdahla nie odbyła by się wyprawa Kon-Tiki, która wykazała, że na tratwie można przepłynąć ocean, nie udowodniono by w praktyce, że 15 ludzi może przemieścić wielotonowy posąg na Wyspie Wielkanocnej (co niektórzy przypisywali kosmitom)? 

    Nauka nie znosi demokracji. Można głosować na międzynarodowej konferencji naukowej, czy Pluton to planeta czy też nie. Ale co z tego tak naprawdę wynika dla ludzi (a zwłaszcza dla Plutona)? Zapewne jeszcze wiele razy ludzkość będzie doświadczać skutków równie zwariowanych pomysłów i dzięki nim poszerzy swą wiedzę i możliwości. Technika lubi się niekiedy także (pozornie) cofać – dziś na na Świecie powstają sieci przesyłowe prądu stałego o na odległości rzędu 2000 km (HVDC), które wykazują szereg zalet w porównaniu do sieci przesyłowych prądu przemiennego. Takie sieci pracują także w Polsce. Kto więc miał rację? Edison czy Tesla? Odpowiedź powinna brzmieć „Chwała Bogu – obydwoje!”.

    Idee muszą jednak podlegać obiektywnej weryfikacji – a to nie jest proste i często wymaga dłuższego czasu. Nasze życie trwa jednak krótko. Na wiele lat przed programem Apollo Konstanty Ciołkowski opracował teorię ruchu rakiet wielostopniowych w polu grawitacyjnym. Jego rozwiązania sprawdzono po upływie wielu lat. Poważnym problemem jest jednak powszechna komercjalizacja nauki, techniki – a zwłaszcza medycyny. Przedstawiciele nauk oficjalnych walczą o granty i programy – „załapanie” się np. do rządowych programów (Manhattan, Apollo itp.) lub choćby do zespołu R&D ogromnego koncernu farmaceutycznego może ustawić człowieka na całe życie – jeśli tylko projekt zostanie dobrze sprzedany. Czasem dochodzi jednak do porażek marketingowców – chyba najbardziej znaną była transmitowana na cały Świat katastrofa wahadłowca Challenger w czysto marketingowym przedsięwzięciu NASA „Nauczycielka w Kosmosie”. Zlekceważono ostrzeżenia inżynierów – bo „przecież telewizje były gotowe”, a NASA potrzebowała akceptacji kontynuowania kosztownego programu. Leków wydawanych na receptę w wielu krajach nie wolno wprost reklamować, ale od czego są sieci aptek i drogerii wypełnionych po brzegi różnymi efektownymi opakowaniami. Zresztą reklamy różnych supplementów są dozwolone, a w niektórych otwarcie stwierdza się „to nie supplement – to lek!”

    „Alternatywni” też nie są bez grzechu. W Internecie oraz półprywatnymi kanałami można zakupić szereg dziwnych produktów – od „anten tachionowych”, „mat tachionowych” po usługę „masażu tachionowego”, różnych „bioaktywatorów” po „ekstrakty komórek macierzystych” i oparte rzekomo na nich „aktywatory młodości” w płynie lub w tabletkach (autentyczne oferty). Są one rozprowadzane przez akwizytorów wynagradzanych wysokimi prowizjami od sprzedaży. Oczywiście specjaliści od marketingu skutecznie działają – w Dubaju pojawiły się już ostrzeżenia przed stosowaniem preparatu zawierającymi komórki macierzyste pozyskane z łożyska jeleni (oczywiście jedynie z Nowej Zelandii). Jeśli producent takich produktów zorganizuje sobie skuteczną sieć sprzedaży może żyć jak pączek w maśle – w niektórych przypadkach może osiągnąć przychody sięgające miliardów dolarów. Jako dowód, że jest to skuteczny produkt leczniczy jedna z takich firm podawała wynik oficjalnego jednorazowego testu na próbce produktu przedstawionego przez firmę na obecność metali ciężkich !!!

    Co może zrobić poddany takim naciskom z różnych stron zwykły, normalny człowiek? W sumie niewiele, ale warto przynajmniej stosować starą zasadę „po owocach ich poznacie”. To trudne, zwłaszcza w przypadku, gdy chodzi o życie własne lub najbliższych, bo markentingowcy, którzy nie wahają się dla własnej korzyści wykorzystywać „złotoustej” mowy, powoływania się na niesprawdzalne autorytety, a nawet zaawansowanego trollingu nie mają żadnych zahamowań w poszukiwaniu źródeł zarobku. Działają oni w myśl mantry "Balsam koi, balsam goi, balsam chucie zaspokoi - kupujcie balsam!".



barbie
O mnie barbie

Nazywam się Tomasz Barbaszewski. Na Świat przyszedłem 76 lat temu wraz z nadejściem wiosny - była to wtedy niedziela. Potem było 25 lat z fizyką, a później drugie tyle z Xeniksem,  Uniksem i Linuksem. Dziś jestem emerytem oraz bardzo dużym wdowcem! Nigdy nie korzystałem z MS Windows (tylko popróbowałem) - poważnie! Poza tym - czwórka dzieci, piątka wnucząt, dwa koty (schroniskowe dachowce), mnóstwo wspaniałych wspomnień i dużo czasu na czytanie i myślenie.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości