Dawno temu wśród fizyków krążyła fajna broszurka (w języku rosyjskim), której tytuł w polskim tłumaczeniu brzmiał „Fizycy żartują”. Zawierała ona przykłady tłumaczenia zwrotów powszechnie stosowanych w wielu pracach naukowych z oryginalnego języka publikacji na „nasze”. Oto kilka przykładów tłumaczeń typowych wyrażeń występujących w publikacjach z „naukowych” na potoczne :
„Przedstawione sa typowe wyniki.
- sa to najlepsze wyniki.
Powszechnie uznaje się, że...
- oprócz mnie jeszcze kilku facetów tak uważa.
Jest jasne, że wiele pracy należy włożyć, zanim pełna odpowiedź stanie się mozliwa.
- nic z tego nie rozumiem.
Znalezienie ostatecznej odpowiedzi na te pytania nie było na razie mozliwe
- eksperyment sie nie udał ale i tak spróbuje opublikować wyniki.
Urzadzenie automatyczne - ma wyłącznik.
Urządzanie elektroniczne – zawiera diodę.
Komputer – zawiera tranzystor.
Jeden z cytowanych w tej broszurce żartów wykorzystał podczas swojej prezentacji Pan Chris Cieszewski:
„Na przedstawianych slajdach nie jest to zbyt wyraźnie widoczne, ale na oryginalnych zdjęciach dobrze widać...
- na oryginalnych zdjęciach też nic nie widać!”
Referat ten wywołał lawinę „merytorycznych” komentarzy w rodzaju „Cieszewski miażdży Laska” oraz niewątpliwie wsparł nieco zanikającą teorię „maskirowki” - oto przedstawiono bowiem dowód, że już 5 kwietnia przygotowywano odpowiednią scenerię łamiąc w efektowny sposób odpowiednią brzozę.
Pana Cieszewskiego poniósł nieco temperament podczas wygłaszania prezentacji, ot bowiem stwierdził, że „zderzenie szybko poruszajacego się skrzydła samolotu z brzozą to kilka nanosekund”. W ten sposób Pan Cieszewski przeniósł nas do krainy Science Fiction. Wystarczy tylko sprawdzić 1 ns to 0,000000001 sekundy – a więc samolot poruszający się z prędkością 70 m/s przeleci w ciągu 1 ns drogę 0,0000007 mm - dla porównania grubość włosa ludzkiego to przeciętnie 0,05 mm a więc ponad 70000 razy więcej (mam nadzieję, że ilość zer mi się nie pomyliła – a zresztą, kto chce niech sprawdzi). Pozostaje tylko pogratulować Panu Cieszewskiemu umiejętności szacowania wyników choćby co do rzędu wielkości!
Jednak polemika z tym referatem będzie dość trudna, po jak teraz udowodnić, że brzoza była cała rankiem 10 kwietnia? Przecież wszystkie fotografie sfałszował Amielin (zresztą na nich brzoza jest już złamana!), Anodina, Miller, Lasek... Wiadomo już, co to były za „rewelacyjne amerykańskie zdjęcia satelitarne”, o których krążyły plotki przed konferencją.
A tak naprawdę, to „przełomowe” i oczywiście „bezsporne” ustalenia amerykańskiego naukowca polskiego pochodzenia (warto podkreślić, że Chris Cieszewski ukończył w 1981 r Szkołę Główną Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie) mogą być co najwyżej argumentem, że samolot nie uderzył w TĄ brzozę. A po raz kolejny warto podkreślić, że uderzenie w brzozę nie było PRZYCZYNĄ katastrofy.
W dniu 7 kwietnia ten sam samolot PLF 101 pilotowany przez p.ppłk.B.Stroińskiego przeleciał nad miejscem, w którym rosła (lub leżała) brzoza na wysokości około 75-80 m (czyli mniej więcej równej wysokości wieży Kościoła Mariackiego w Krakowie)! Po raz kolejny więc pytam - „dlaczego ten sam samolot w dniu 10 kwietnia 2010 leciał tak nisko?”. Sam p.Stroiński kiedyś stwierdził w wywiadzie „coś dziwnego musiało się stać!” - w pełni się z tym zgadzam, ale pozostaje pytanie co?
O „naprowadzaniu na śmierć” można mówić jedynie w kontekście zboczenia z kursu, bo w odległości ok. 3-2 km od progu pasa samolot znajdował się na właściwej wysokości – lecz nagle przyspieszył (dlaczego?!) zniżanie.
Myślałem, że referaty „lotnicze” wygłaszane podczas II Konferencji Smoleńskiej przynajmniej spróbują zmierzyć się z tym problemem, ocenić wybraną metodą podejścia (zajście na autopilocie oraz ew. odejście „w automacie”), współpracę z kontrolą naziemną... I srodze się zawiodłem – ponieważ żaden z prelegentów nawet nie próbował zająć się tym tematem (a może referaty odrzucono?). Dyskusja toczyła się wokół brzozy – zaprezentowano porównanie „niskich” i „wysokich” trajektorii, dowodzono, że zakłócenia toru lotu (skoki przyspieszeń) wystąpiły przed miejscem, w którym rosła (leżała?) brzoza, wyznaczano parametry hipotetycznej „półbeczki”, usiłowano skorelować (i słusznie!) zarejestrowane dźwięki z położeniem samolotu, wysłuchaliśmy wykładu o tym, jak projektować samoloty klasy A,B i C, oraz jak rozróżnić zapięty pas bezpieczeństwa od rozpiętego, że o wybuchach tuż nad ziemią już nie wspomnę – ale o tym, dlaczego samolot tak szybko się zniżał tuż przed lotniskiem – ani słowa!
Bardzo spodobała mi się analiza dźwięków zaprezentowana przez p.Annę Gruszczyńską-Ziółkowską - lecz dowiodła jedynie, że nietypowe dla normalnego lotu dźwięki pojawiły się jeszcze przed hipotetycznym zderzeniem z brzozą. Spostrzeżenie to jest cenne, albowiem dowodzi, że praktycznie równocześnie z odczytem (a właściwie okrzykiem) nawigatora „20” i w okolicach bliższej radiolatarni samolot zaczął napotykać przeszkody. Metaliczne, krótkie dźwięki oraz odgłosy „szurania” (zinterpretowane przez IES jako „przesuwanie się przedmiotów”) początkowo są oddzielone, lecz narastają i w końcu zlewają ją w ciągłe hurgotanie trwające do końca nagrania. Autorka prezentacji zapewne ze względu na obecność rodzin ofiar katastrofy nie odtworzyła jednak nagrania do końca – warto jednak uzupełnić, że 5 sekund po okrzyku „20!” nawigatora (bardzo ważna jest tu intonacja!) słychać przekleństwo „k.... mać” i ok, dwie i pół sekundy po nim rozdzierający krzyk. Od wyłączenia autopilota upłynęło zaledwie 4-5 sekund. Autorka stwierdziła dość autorytatywnie, że intonacja głosu kontrolera wołającego (po rosyjsku) „Odejście na drugi krąg” dowodzi sfałszowania (manipulacji) nagrania – nie bierze jednak pod uwagę dynamiki zdarzeń w ostatnich sekundach lotu i naprawdę trudno zająć w tej sprawie stanowisko (patrz stenogram IES).
Na Konferencji sporo miejsca poświęcono analizie możliwości wybuchu w samolocie w końcowej fazie lotu. Autorzy referatów o charakterze merytorycznym omawiali dość szczegółowo metody mechanoskopijne oraz chemiczne umożliwiające stwierdzenie, że na pokładzie nastąpił wybuch. Referaty te były bardzo ciekawe, lecz wniosek z nich wynikający jest dość przygnębiający – bez szczegółowych, a co najważniejsze wielokierunkowych i odpowiednio skorelowanych badań nie można bezspornie rozstrzygnąć o tym, czy wybuch nastąpił czy nie. Tylko jak takie badania przeprowadzić? Podobno prowadzą je polskie laboratoria na zlecenie NPW. Na niezależne badania nie ma raczej co liczyć - wraku ani jego elementównie ma w Polsce, a nawet jak będą, to jaką wartość będą mogły mieć takie badania?
Tezy referatów merytorycznych różniły się znacznie od wystąpienia o charakterze reklamowym, podczas którego starano się dowieść, że wyniki uzyskiwane za pomocą określonych urządzeń są w 100% pewne oraz od wystąpień, które w najlepszym razie można określić jako popularno-naukowe.
Reasumując – początkowo moje wrażenia były bardzo pozytywne, lecz po całym pierwszym dniu muszę stwierdzić, ze poziom prezentowanych referatów był bardzo nierówny. Wystąpieniom, które mogłyby być wygłoszone na każdej szanującej się i recenzowanej konferencji naukowej towarzyszyły niestety referaty, które nie moim zdaniem nie odpowiadały takim kryteriom. Brakowało referatów o tematyce lotniczej – bo te, które zaprezentowano były po prostu nie na temat lub ich autorzy koncentrowali się na mechanizmach zachowania się samolotu po zderzeniu z przeszkodą albo wystąpieniu wybuchu lub na destrukcji samolotu. Tematy referatów przewidzianych na drugi dzień Konferencji nie dają nadziei na uzupełnienie tej luki.
Nazywam się Tomasz Barbaszewski. Na Świat przyszedłem 77 lat temu wraz z nadejściem wiosny - była to wtedy niedziela. Potem było 25 lat z fizyką (doktorat z teoretycznej), a później drugie tyle z Xeniksem, Uniksem i Linuksem. Dziś jestem emerytem oraz bardzo dużym wdowcem! Nigdy nie korzystałem z MS Windows (tylko popróbowałem) - poważnie!
Poza tym - czwórka dzieci, już szóstka! wnucząt, dwa koty (schroniskowe dachowce), mnóstwo wspaniałych wspomnień i dużo czasu na czytanie i myślenie.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka