Każdy powołuje się na chęć dotarcia do prawdy. Prawda ma wyzwolić. Ale problem w tym, że każdy pragnie innej, odpowiadającej własnym wyobrażeniom prawdy!
Pani Szonert-Binienda ogłosiła w wywiadzie dla „wSieci” swoją prawdę:
„Co pani zdaniem zdarzyło się w Smoleńsku?
Uważam, że ten zamach został przygotowany przez polskie i rosyjskie służby specjalne. Przez te środowiska, które wywodzą się ze służb specjalnych epoki PRL. Śp. Lech Kaczyński i jego polityka zagrażały wielu karierom, zwłaszcza ludziom od zawsze związanym z Moskwą. Zagrażał im raport w sprawie WSI. Zagraża im nadal pan Macierewicz i dlatego jest tak strasznie niszczony. Katastrofa smoleńska to jest wielki dramat Polski. Możliwe, że jest to nawet większy dramat niż Katyń, gdyż istnieje uzasadnione podejrzenie, że zbrodni tej dokonano drogą współpracy ludzi, których nazywamy Polakami, z Rosjanami, czyli działaniom Polaków przy współpracy z Rosjanami przeciwko polskiemu prezydentowi.”
Prawda Komisji Millera i Zespołu p.Macieja Laska jest inna, bardziej sucha i znacznie mniej emocjonalna:
„3.2.1. Przyczyna wypadku
Przyczyną wypadku było zejście poniżej minimalnej wysokości zniżania, przynadmiernej prędkości opadania, w warunkach atmosferycznych uniemożliwiających wzrokowy kontakt z ziemią i spóźnione rozpoczęcie procedury odejścia na drugi krąg. Doprowadziło to do zderzenia z przeszkodą terenową, oderwania fragmentu lewego skrzydła wraz z lotką, a w konsekwencji do utraty sterowności samolotu i zderzenia z ziemią.”
To tylko zarys pryncypiów, na których stoją obie strony - „rządowa” i „opozycyjna”.
Dodatkowo strona „opozycyjna” a-priori wyklucza winę pilotów – wręcz przeciwnie, p.Macierewicz stwierdzał wielokrotnie, że „usiłowali ono bohatersko uratować Prezydenta z zastawionej na niego pułapki” - zaś strona „rządowa” stwierdza równie kategorycznie, że żadnego zamachu nie było. Co więcej – dowodzi, że brak nawet wiarygodnych przesłanek mających świadczyć o takiej możliwości.
Jednym słowem – totalny pat. Obie strony okopały się na swych pozycjach i żadna z nich nie rozważa (ani nawet nie przyjmuje do wiadomości) argumentów strony przeciwnej. Żadna dyskusja nie jest możliwa – prowadzona jest twarda walka propagandowa zmierzająca do pozyskania jak największej liczby zwolenników dla „naszej prawdy”.
Obie strony rozpoczęły już prezentację sondaży, mających wykazać poparcie dla określonej „prawdy”. Niedługo pewnie zostanie ogłoszona inicjatywa zorganizowania ogólnopolskiego referendum w tej sprawie, w wyniku którego zostanie wybrana „właściwa i jedynie słuszna, obywatelska prawda”!
Inicjatywa Prof. Kleibera była naiwna i z góry skazana na porażkę. W tej wojnie polsko-polskiej (z udziałem posiłków polonijnych) nie chodzi o dojście do obiektywnej prawdy – tu chodzi jedynie o pozyskanie „głosów ludu”.
Jeden z blogerów „Salonu” wprowadził termin „Fizyka Smoleńska”. A tymczasem mamy tu do czynienia z dwiema głównymi i jedną „poboczną” Prawdami Smoleńskimi! Dyskusja pomiędzy zwolennikami tych „prawd” nie jest możliwa. Szkoda, że przy okazji szargany jest autorytet nauki oraz naukowców. Trwa walka na liczbę publikacji (obojętne, z jakiej dziedziny), na indeksy Hirsha, liczbę tytułów oraz znaczenie uniwersytetów (ze szczególnym uwzględnieniem tych z USA). Nie bez winy są również sami naukowcy – jedni uważają za stosowne dworować sobie z prokuratorów (obserwowałem zachowanie się skrzydeł podczas moich licznych lotów samolotem jako pasażer), inni wygłaszają autorytatywne opinie po „organoleptycznym” zbadaniu kawałka metalu lub twierdzą, że „samolot to bardzo silna struktura, bo to przecież rura z duraluminium”. O porównaniach do puszek i parówek nawet nie warto wspominać. Byłyby może one na miejscu podczas prezentacji dla dziatwy szkolnej – ale wygłaszane są one na tak zwanych „Konferencjach Smoleńskich”. Nie uchodzi, Panowie Profesorowie, naprawdę nie uchodzi!
Mogę jednak to zrozumieć, bo po zapoznaniu się z wypowiedziami i głoszonym publicznie polityków obu stron tej wojny polsko-polskiej muszę stwierdzić, że prezentowane przez nich poglądy oraz wykorzystywane argumenty są niejednokrotnie na tak niskim poziomie, że chyba jedynie język „puszek i parówek” może do nich docierać. Nie liczyłbym raczej na zrozumienie metody elementów skończonych lub praw aerodynamiki...
Jednym z ostatnich „dowodów” na zamach ma być słynne zdjęcie pp. Putina i Tuska (kolejność alfabetyczna!). I co najdziwniejsze wiele osób potraktowało ten to zdjęcie jako wiarygodny dowód na zamach zorganizowany „wspólnie i w porozumieniu”. Nic, tylko wzorem Janka Rulewskiego (za dobrych czasów) trzeba ubierać dziurawe trampki i iść „na Rusa”! W ogóle strona „opozycyjna” wykorzystuje polską „szorstką przyjaźń” do „Wielkiego Bratniego Narodu” bardzo chętnie i to na wszystkich poziomach. Kto ma przeciwne zdanie – jest „Ruskim pachołkiem”, „agentem wpływu”, (to jeszcze najłagodniejsze z epitetów). Trzeba przyznać, że Polacy mają wiele powodów, aby nie lubić Rosji od czasów carskich poprzez ZSRR aż do dziś. Na „Salonie” bardzo dobrze to widać – dla wielu blogerów i dyskutantów „wszystkie Ruskie to kacapy”. Trudno się więc dziwić, że z kolei Rosjanie wyrażają się o Polakach per „te polaczki”...
Poziom dyskusji o „prawdach smoleńskich” jest doprawdy żenujący. Przykłady można mnożyć – jeśli „Moskwa” wydaje polecenie „sprowadzać do 100 m” - to ma to być dowód na „wciąganie w pułapkę”. A przecież wysokość 100 m do minimalna wysokość decyzji dla lotniska w Smoleńsku oraz to polska załoga poprosiła o zezwolenie na próbne podejście. Zawsze jednak można „obrócić kota ogonem” - mamy więc „rozkaz sprowadzania na śmierć”.
Zespół Sejmowy p.Macierewicza nie chce (a nawet również z powodu swego składu nie bardzo może) dopuścić jakichkolwiek wzmianek o winie pilotów Tu-154M. Prezydent nie mógł przecież zginąć z powodu prozaicznego wypadku – on musiał polec (w domyśle w wyniku zamachu wrażych sił). Pozostaje tylko jeden problem – w końcu trzeba będzie wskazać na zamachowca lub zamachowców! A jak na razie twardych dowodów na zamach brak. Dowodzenie, że brzoza była złamana wcześniej nie jest nawet kompletnym dowodem przez zaprzeczenie. Twierdzenie, że „samolot został obezwładniony” lub wręcz wybuchł na 15 m wysokości rodzi natychmiast pytanie - „a jak się tam znalazł – przecież Moskwa nakazała sprowadzenie do 100 m” i tak dalej. Na „Salonie” dział „nauka” już praktycznie zamarł – chęć do publikowania tam rzetelnych informacji o nauce i technice stracili już prawie wszyscy – to wynik działalności kilku nawiedzonych „obalaczy błędnych teorii fizyków-darmozjadów”, którzy nie szczędzili nikomu wulgarnych epitetów. Dyskusje „smoleńskie” charakteryzują się również używaniem argumentów ad personam. Znakomitym przykładem może być bloger YKW – ma on nieszczęście być i profesorem (i to z kontynentu amerykańskiego!) oraz pilotem-amatorem. Wydawałoby się, że to zaleta – ale nie dla wyznawców jednej z „prawd smoleńskich”. Dla „strony opozycyjnej” to wada - „YKW lata jedynie motorynką” - no dobrze – a inni (jedynie słuszni!) panowie profesorowie to może piloci B777? Nie, ale oni „dużo latają i przyglądali się skrzydłom”. Jak w takich warunkach można dyskutować, organizować konferencje naukowe itp.? Po prostu się nie da...
Lepiej zróbmy od razu to referendum smoleńskie i „demokratycznie” ustali się przyczynę katastrofy – prawda zostanie przegłosowana i będziemy mogli się zabrać do jakiejś porządnej roboty!
Nazywam się Tomasz Barbaszewski. Na Świat przyszedłem 77 lat temu wraz z nadejściem wiosny - była to wtedy niedziela. Potem było 25 lat z fizyką (doktorat z teoretycznej), a później drugie tyle z Xeniksem, Uniksem i Linuksem. Dziś jestem emerytem oraz bardzo dużym wdowcem! Nigdy nie korzystałem z MS Windows (tylko popróbowałem) - poważnie!
Poza tym - czwórka dzieci, już szóstka! wnucząt, dwa koty (schroniskowe dachowce), mnóstwo wspaniałych wspomnień i dużo czasu na czytanie i myślenie.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka