barbie barbie
2919
BLOG

Profesor ma zawsze rację, nawet jeśli jej nie ma...

barbie barbie Katastrofa smoleńska Obserwuj temat Obserwuj notkę 99

Celem nauki jest poszukiwanie prawdy. Taki też powinien być cel działalności naukowca. Chyba wszyscy zgodzą się z taką tezą. Niestety, naukowcy są tylko ludźmi i nic co ludzkie nie jest im obce.

To dzięki nauce i korzystającej z jej osiągnięć inżynierii nastąpił ogromny rozwój, a w zasadzie wybuch możliwości komunikowania się ludzi. W Internecie każdy może głosić swoje poglądy oraz prezentować wyniki swoich przemyśleń. Wiele takich przykładów mamy nie tylko na „Salonie24” choćby w dziale „Nauka i filozofia”, na którym aż roi się od inwektyw wygłaszanych pod adresem „oficjalnej” nauki ze szczególnym uwzględnieniem fizyki. Prezentowane są różnego rodzaju „alternatywne” hipotezy, a nawet całe „teorie”. Ich autorzy starają się im nadać jak najwięcej pozorów „naukowości”. Ta zaraza nie omija w zasadzie żadnej dziedziny naszego życia – przykładem mogą być choćby niekończące się dyskusje o przyczynach katastrofy smoleńskiej.

Jakie stanowisko wobec tworów nieokiełznanej wyobraźni autorów „alternatywnej nauki” zajmują prawdziwi naukowcy? Bardzo różne. Większość po prostu milczy i co najwyżej opowiada w swoim gronie dowcipy w rodzaju „humoru z zeszytów szkolnych”. Inni znów próbują rzetelnej działalności popularyzatorskiej prezentując w swych blogach nowe kierunki rozwoju nauki i zachęcają do lektury ukazujących się książek popularno-naukowych lub fundamentalnych, a napisanych przystępnym językiem prac. Jeszcze inni starają się podejmować merytoryczne dyskusje z autorami głoszącymi „alternatywne” poglądy lub wręcz „obalaczami skostniałej wiedzy akademickiej”, jednak szybko narażają się na różnego rodzaju obraźliwe epitety. „Obalacze” nie mają bowiem zwyczaju zachowywać jakiegokolwiek poziomu kultury w dyskusji – niezależnie od argumentów strony przeciwnej ich „prawdziwa prawda” (oczywiście celowo ukrywana przez różne wpływowe lobbies) musi być „na wierzchu”. Powołują się przy tym często-gęsto na konieczność „wolności myśli i badań naukowych” - jakby to oznaczało wolność do głoszenia dowolnych bzdur. W wielu przypadkach merytoryczna dyskusja z „obalaczami” jest po prostu niemożliwa, ponieważ albo budują oni konstrukcje myślowe pozbawione jakichkolwiek fundamentów i prowadzą „dyskusje” o mechanice relatywistycznej i kwantowej mając jedynie (a i to nie zawsze) słabe pojęcie o gimnazjalnym kursie fizyki.

Nic więc dziwnego, że wiele ludzi usiłując się rozeznać w tym wszystkim zaczyna poszukiwać autorytetów. To dość wygodne – na opinie autorytetów można się bowiem powoływać, co w wielu przypadkach zwalnia od konieczności myślenia. Jeśli zaś istnieje popyt na autorytety, to musi nastąpić ich podaż. Zabawne jest np. „modne” ostatnio w „kręgach smoleńskich” przywoływanie liczby publikacji i „indeksu H” autora jako dowodu na poparcie słuszności głoszonej przez niego kolejnej, fantastycznej hipotezy. Świadczy to tylko o gorączkowym poszukiwaniu autorytetu, który ogłosi „obowiązującą prawdę” i którą będzie można przyjąć jako własną bez potrzeby zbytniego wysiłku i zaangażowania umysłu. Opinia autorytetu zwalnia od potrzeby własnej oceny i uwalnia od konieczności myślenia - „Tako rzekł Profesor XXX, autor YYY publikacji, posiadający bardzo wysoki indeks H i pracownik uznanej na całym świecie uczelni” - i już mamy podaną na tacy „prawdę do wierzenia”. To bardzo wygodne!

Tak jak napisałem – pojawił się popyt na „autorytety” - musiała się więc pojawić i podaż. Wielu pracowników nauki znalazło w tym swoją szansę. Zaraza zaczęła się od różnych „nauk społecznych”, które często są wykorzystywane do ogłupiania „maluczkich” i przymuszania ich do dokonywania bezsensownych zakupów (super garnki, odkurzacze medyczne, bioenergosymulatory i inne podobne badziewia). W reklamach telewizyjnych pojawiły się panie w wieku balzakowskim oraz nobliwi panowie prezentujący się jako godni zaufania stomatolodzy (pasta do zębów lub klej do protez), lekarze, kosmetolodzy (gwarantowana redukcja zmarszczek o 73,5%). Epidemia „parcia na szkło” nie ominęła również prawdziwych profesorów (zwłaszcza uczelni technicznych), którzy z pozycji inżyniera specjalizującego się w wytrzymałości i skurczu wyrobów betonowych nie zawahali się przyjąć roli specjalisty do badania katastrof lotniczych (a właściwie jednej katastrofy). Liczba publikacji i książek poświęconych budownictwu betonowemu i konstrukcjom mostowym miała potwierdzać ich wysokie kompetencje i autorytet. Cóż, jeśli można tańczyć o architekturze (powiedzenie przypisywane Frankowi Zappie) to i budowniczy może bredzić o konstrukcjach lotniczych, technice pilotażu, pracy kontroli zbliżania itp. Posiada wszak tytuł Profesora i to Zwyczajnego, kilkadziesiąt publikacji w (różnych...) czasopismach naukowych – a więc jest automatycznie AUTORYTETEM (w każdej dziedzinie). Nie będzie się z nim równał doświadczony pilot z nalotem ponad 10000 godzin ani inżynier praktyk - konstruktor samolotów. Ile to oni mają publikacji? Jaki indeks H? Przecież to właśnie ilość zapisanych kartek papieru jest najlepszym potwierdzeniem AUTORYTETU.

Wiadomo przecież, że profesorowie nie podlegają w Polsce żadnej ocenie. Po zdobyciu tytułu stają się nietykalni. Ich nie obowiązuje rotacja, nie muszą pogłębiać swej wiedzy, a nawet negatywna ocena ich działalności merytorycznej nie ma żadnego znaczenia. Feudalizm na polskich uczelniach ma się znakomicie – „nieco” gorzej mają się za to same uczelnie, ale to już dla wielu profesorów nie ma większego znaczenia. Ich pozycja jest nienaruszalna – a więc wielu z nich uwierzyło, że są nieomylnymi autorytetami (w każdej dziedzinie). Zapewne krzywdzę wielu poważnych naukowców, ale tacy zazwyczaj nie mają „parcia na szkło” - traktują bowiem swoją pracę jak pasję i nie w głowie im „zasiadanie” w różnych „gremiach”, „komitetach” i „zespołach”. Wolą poświęcić ten czas rzeczywistej pracy naukowej. Nie produkują również „taśmowo” artykułów wyznając zasadę „Publish or Perish”, którą już dawno ośmieszyli studenci MIT tworząc SCIgen – automatyczny generator publikacji naukowych - http://pdos.csail.mit.edu/scigen/, który posiada dziś wiele różnych odmian nawet matematyczną – http://thatsmathematics.com/mathgen/ .

Prawdziwi naukowcy zajmują się po prostu swoją pasją - nauką.

Całą rzecz można oczywiście sprowadzić do absurdu, ale wielu profesorów wydaje się zapominać, że działalność naukowa nie polega na głoszeniu własnych poglądów – lecz na poszukiwaniu prawdy. Każdy ma prawo do głoszenia swoich poglądów – także naukowiec, ale jeśli zabiera głos w dziedzinie bardzo różnej od swej specjalności to nie powinien powoływać się na swój dorobek naukowy. Czy prace z zakresu budownictwa lub organizacji transportu kolejowego lub nawet fizyki teoretycznej powinny być uwzględniane jako znaczący dorobek upoważniający do wygłaszania opinii na temat przyczyn wypadku lotniczego? W jakim stopniu te prace wskazują na autorytet naukowca w zakresie budowy i mechanizmów zniszczenia konstrukcji lotniczych? Czy sam tytuł doktora (nawet habilitowanego) lub profesora ma być gwarancją rzetelności tej opinii? Sądząc z działań niektórych naukowców mamy w Polsce do czynienia z ogromnym zapleczem ludzi renesansu równych Leonardowi da Vinci.

W moim przekonaniu używanie tytułów uzyskanych w jednej dziedzinie absolutnie nie upoważnia do używania go w innych dziedzinach. Jest to po prostu niezgodne z etyką i rzetelnością naukowca oraz zasadami, do których przestrzegania zobowiązuje przysięga doktorska. Dziś żyjemy w epoce specjalizacji. Metody wzorowane na kiepskich reklamach telewizyjnych oraz stosowane na przeróżnych prezentacjach, które mają zmusić niekiedy biednych, słabo wykształconych ludzi do zakupu „rewelacyjnego stymulatora bioenergetyzującego” lub antyreumatycznych kołder powinny być wręcz piętnowane przez naukowców. Jednym z ich zadań jest bowiem krzewienie wiedzy i zapobieganie otumanianiu „maluczkich” przez różnej maści hachsztaplerów. Wykorzystywanie tytułu naukowego jako argumentu mającego uwiarygodnić głoszone tezy nie jest godne naukowca!

Dlatego uważam, że słusznie podjęte zostały odpowiednie kroki mające na celu zwrócenie uwagi środowiska naukowego na oczywisty fakt, że działalność i pozycja naukowa nie powinna być w żadnym przypadku wykorzystywana w działalności politycznej.

barbie
O mnie barbie

Nazywam się Tomasz Barbaszewski. Na Świat przyszedłem 77 lat temu wraz z nadejściem wiosny - była to wtedy niedziela. Potem było 25 lat z fizyką (doktorat z teoretycznej), a później drugie tyle z Xeniksem,  Uniksem i Linuksem. Dziś jestem emerytem oraz bardzo dużym wdowcem! Nigdy nie korzystałem z MS Windows (tylko popróbowałem) - poważnie! Poza tym - czwórka dzieci, już szóstka! wnucząt, dwa koty (schroniskowe dachowce), mnóstwo wspaniałych wspomnień i dużo czasu na czytanie i myślenie.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (99)

Inne tematy w dziale Polityka