Białoruski plakat komentujący Traktat Ryski (1921) - tak postrzegali nasi sąsiedzi Polskę.

(żródło: Wikipedia Commons)
Białoruski plakat komentujący Traktat Ryski (1921) - tak postrzegali nasi sąsiedzi Polskę. (żródło: Wikipedia Commons)
barbie barbie
1433
BLOG

Mąż Stanu potrzebny od zaraz! (Polska-Ukraina)

barbie barbie Polityka Obserwuj notkę 13

Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Każdy naród interpretuje historię na swój sposób, co oczywiście wykorzystują żądni poklasku przywódcy, artyści i dziennikarze. Dowody można mnożyć. Nie ma w zasadzie w Europie sąsiadujących z sobą narodów, których historia nie składała by się z wzajemnych, często krwawych wojen, niezbyt czystej rywalizacji, a nawet zbrodni dokonywanych na obywatelach aktualnego wroga.

Polska nie jest wyjątkiem. Mieliśmy co tu dużo mówić sporo szczęścia po I Wojnie Światowej. W wyniku sporych zmian na mapie Europy, a przede wszystkim upadku monarchii Austro-Węgierskiej, rewolucji bolszewickiej i znacznego osłabienia Prus – a także dzięki temu, że znaleźli się światli mężowie stanu Polska się odrodziła jako niezależne państwo.

Nasi wschodni sąsiedzi (Białoruś, Litwa i Ukraina) mieli mniej szczęścia. Co gorsza, od zakończenia wojny polsko-bolszewickiej narastało u ich obywateli poczucie krzywdy – a to zawsze prowadzi do obudzenia się demonów skrajnego nacjonalizmu. Polscy przywódcy (choć różnymi metodami) dążyli do reaktywacji silnej „Rzeczypospolitej Obojga Narodów”, co było w oczywistej sprzeczności z dążeniami niepodległościowymi naszych sąsiadów. Historia nie polega na „gdybaniu” (choć ostatnio stało się to dość modne) – nie ma sensu więc rozważać, czy koncepcja federacyjna miała szanse powodzenia. Zwyciężyła inna. Niestety, miało to określone skutki, które trwają do dziś i i nasze stosunki ze wschodnimi sąsiadami pozostawiają co najmniej wiele do życzenia.

Pilnie potrzebny nam jest prawdziwy mąż stanu (może być kobietą!). Polska stoi dziś przed poważnym i konkretnym wyzwaniem ułożenia sobie stosunków ze wschodnimi sąsiadami. Trzeba spojrzeć prawdzie w oczy – nie da się tego zrealizować oglądając się w przeszłość. Własnych przodków czcić trzeba, ale żyć należy z myślą o jutrze. A realia są takie, że spora część przywódców ukraińskich pragnie konsolidować swój naród budząc w nim demony nacjonalizmu i zgłasza jawnie postulat rewizji naszych granic! Nie można udawać, że takich zjawisk nie ma, czemu zdają się hołdować nasi przywódcy i to niezależnie od opcji politycznej. Nie można jednak również żądać bezwarunkowej ekspiacji od całego narodu za czyny popełnione 70 lat temu. Moja rodzina przybyła (po prostu uciekła) w 1939 r. do Krakowa z Brodów i Sarn – być może dzięki temu oglądam ten najpiękniejszy ze światów. Dziadek, który tą ucieczkę zorganizował mawiał „trzeba było uciekać, bo było jasne, że teraz to oni nam nie podarują”. Późniejsze wydarzenia dowiodły, że właściwie ocenił sytuację. Kresy nie były obszarem sielskim-anielskim.Mam trochę starych gazet lwowskich – ówczesne "demotywatory" przedstawiają np. nagiego mężczyznę z wielkim rewolwerem przy boku, który wsiadając do pociągu mówi „Wyjeżdżam na Kresy, nie martwcie się, jestem goły, wróce na pewno” lub parę w łożu małżeńskim wyposażonym karabin maszynowy systemu „Maxim” wycelowany w drzwi do sypialni. Wielu moim przodków jednak pozostało na miejscu...

Dziś trwa dyskusja o Ukrainie – a raczej o tym, jakie stanowisko wobec ostatnich wydarzeń u naszego sąsiada powinna zająć Polska. Jutro być może w podobnym tonie będziemy dyskutować o Białorusi czy Litwie. Spróbujmy chłodno spojrzeć na fakty:

Nasze stosunki od końca I Wojny Światowej nie były dobre. Konflikt wynikał z oczywistych różnic interesów – zarówno Polska jak i Ukraina miały nadzieję na uzyskanie niepodległości – oczywiście w jak najkorzystniejszych dla siebie granicach. Pierwszy wybuchł więc konflikt o Lwów – miasto, w którym działało szereg organizacji niepodległościowych – zarówno polskich, jak i ukraińskich. Rozpoczęła się regularna wojna pomiędzy Polską i Ukrainą. W końcu udało się doprowadzić go Umowy Warszawskiej pomiędzy Polską i Ukraińską Republiką Ludową (URL) oraz określić granicę. Obie strony zobowiązały się do wzajemnej współpracy i nie działania przeciwko interesom drugiej strony. Nie wszyscy jednak z tym się pogodzili – po stronie Ukraińskiej powstała UOW (Ukraińska Organizacja Wojskowa), która za cel postawiła sobie „odzyskanie” Lwowa, Tarnopola i Stanisławowa, zaś w Polsce w miejsce idei federacyjnej przeważyła opcja inkorporacyjna wobec Ukrainy.

W efekcie umowa ta przetrwała jedynie rok – do zawarcia traktatu ryskiego, w którym Polska uznała kadłubową, bolszewicką Ukraińską Socjalistyczną Republikę Sowiecką (USRS). Tym samym Polska wycofała uznanie URL, co oczywiście zostało uznane za zdradę – także przez Białorusinów (patrz załączony plakat). Ówczesny rząd uznał, że „dla kwestii ukraińskiej nie ma miejsca w polskiej polityce zewnętrznej” (Roman Dmowski - „Kwestia ukraińska”).

Oliwy do ognia dodała akcja polskiego osadnictwa wojskowego na Kresach. Pomimo naprawdę niewielkich rozmiarów tej akcji (planowano 100 000 osadników, faktycznie było ich poniżej 10000) narobiła ona mnóstwo „złej krwi”. Druga fala osadnictwa (po zamachu majowym) nie była dużo większa. Polska jednak podejmowała na Kresach ciągłe próby polonizacji ludności. Starano się przede wszystkim ograniczyć wpływy kościoła prawosławnego (tzw. akcja rewindykacji cerkwi), którą zrealizowano w trzech etapach (1919-24, 1929-34 i 1937-38). Niewątpliwie stworzono w ten sposób zaplecze dla terrorystycznych akcji bojówek UOW (zwanych przez lwowski „Szczutek” bandami dywersyjnymi), oraz zamachów. W takiej atmosferze dorastał również Stepan Bandera, który po procesie za zorganizowanie zamachu na ministra Pierackiego stał się wręcz symbolem walki o niepodległość. Zamachy kierowano przede wszystkim przeciwko osobom działającym na rzecz porozumienia Polski i Ukrainy, co miało na celu skompromitowanie i zaniechanie polityki inkorporacyjnej.

Ukraina przywitała armię Hitlera jako wyzwoleńców. We Lwowie zadeklarowano niepodległość Ukrainy w sojuszu z Niemcami, którzy jednak mieli zupełnie inne pomysły.Chętnie oczywiście skorzystali z ukraińskiego „mięsa armatniego”, młodej republice nie pomogły hasła „Niech żyją Hitler i Bandera! Śmierć Żydom i komunistom”. „Samodzielna” Ukraina nie przetrwała nawet 2 tygodni, a samego Banderę aresztowano (w obozie Sachsenhausen siedział do października 1944 r.). Bandera działał przeciwko Polsce, przeciwko ZSRS – jedyną pomoc otrzymał po II wojnie od Wielkiej Brytanii (głównie w akcjach przeciwko tak zwanej władzy ludowej w Polsce i przeciw władzom Sowieckiej Ukrainy). Zorganizował też wiele zamachów za granicą – w końcu NKWD dostała nakaz jego likwidacji i wykonała go w 1959 r.

Dla Polaków Bandera jest terrorystą i zbrodniarzem, z którego imieniem na ustach dokonywano ludobójstwa na Wołyniu i innych obszarach kresowych. Dla Ukraińców – symbolem konsekwentnej – choć przegranej walki o niepodległość Ukrainy.

Pamiętajmy, że to „Pomarańczowa rewolucja” wyniosła Stiepana Banderę na cokoły, ponieważ potrzebowała symbolu, zaś tytułu „Bohatera Ukrainy” pozbawiono go "za Prezydenta Janukowicza". A więc prawdziwy „Mąż Stanu” jest potrzebny Polsce od zaraz!

barbie
O mnie barbie

Nazywam się Tomasz Barbaszewski. Na Świat przyszedłem 77 lat temu wraz z nadejściem wiosny - była to wtedy niedziela. Potem było 25 lat z fizyką (doktorat z teoretycznej), a później drugie tyle z Xeniksem,  Uniksem i Linuksem. Dziś jestem emerytem oraz bardzo dużym wdowcem! Nigdy nie korzystałem z MS Windows (tylko popróbowałem) - poważnie! Poza tym - czwórka dzieci, już szóstka! wnucząt, dwa koty (schroniskowe dachowce), mnóstwo wspaniałych wspomnień i dużo czasu na czytanie i myślenie.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (13)

Inne tematy w dziale Polityka