Wszyscy nagle pokochali JOW'y, bo okazało się, że JOW'y mogą dać GŁOSY!
Jeśli jednak dobrze zrozumiałem wypowiedzi Pana Kukiza, to nie chodziło mu tylko o JOW'y, ale przede wszystkim zasadniczą zmianę systemu politycznego w Polsce. Same JOW'y nie wystarczą, bo obecne pożal się Boże partie polityczne działają ciągle według schematów dobrze znanych ich przywódcom chyba jeszcze z czasów PRL:
Zasada pierwsza - „spadochroniarzy”:
O tym, kto kandyduje decyduje partia – o dokładniej jej „PolitBiuro”. Mechanizm jest bardzo prosty – kandydata lub kandydatów na posłów w określonym okręgu wyborczym wystawia partia polityczna. Dziś to jej przywódcy decydują o układzie listy i o tym, kto otrzyma słynną „jedynkę” w danym okręgu. Czas układania list to czas targów politycznych.
Czy mechaniczne wprowadzenie JOW´ów to zmieni? Oczywiście, że nie. W dalszym ciągu o tym, kto z ramienia partii XXX będzie kandydował w przysłowiowym Pcimiu Dolnym będzie decydować jej „PolitBiuro”. Czas „spadochroniarzy” się więc nie skończy. „Rycho, Zdzicho lub Wojtek”, zasłużeni działacze różnych partii z Warszawy, Krakowa, Gdańska czy Wrocławia zostaną wystawieni na liście w Pcimiu Dolnym – przecież to tacy doświadczeni i sprawdzeni działacze. O to, aby zostali wybrani zadba już maszynka propagandowa finansowana przez „jeleni” podatników łożących na utrzymanie partii politycznych.
Zasada druga - „skoczków”:
Wbrew pozorom działała ona także w "jednopartyjnym" systemie PRL. Świetnie to ilustruje kariera pewnego dość prominentnego polityka:
Rozpoczął karierę w sądownictwie, ale dość szybko się zorientował, że aby piąć się w górę trzeba mieć poparcie polityczne. W stanie wojennym wstępuje więc do ZSL (pewnie uznał to za mniejsze ryzyko), i oczywiście zostaje później prominentnym działaczem PSL. Dalsza jego kariera staje się możliwa dzięki poparciu SLD, jednak nasz polityk dość szybko zmienia front kierując swe sympatie w stronę ZChN. Manewr okazuje się nieudany, a więc zakłada własną partię odwołującą się oczywiście do tradycji przedwojennego „Piasta”, z którą szybko chowa się pod skrzydła PiS, uzyskując z listy tej partii kolejne mandaty. Zaiste, świetny to (choć dość typowy w światku polskich „elyt”) przykład ewolucji poglądów, która zapewniła naszemu politykowi „godne” wynagrodzenie i dostatnie życie.
Zasada trzecia - „nie wy mnie wybraliście, a więc nie wy będziecie mnie zdejmować”:
Dobrze pamiętam tą zasadę z czasów „komuny”. Działa on bardzo skutecznie do dziś. Wybrany poseł jest odpowiedzialny w zasadzie przed „Bogiem i historią” oraz przede wszystkim przed „PolitBiurem” partii, która go wpisała na listę wyborczą. Jeśli jednak poseł lub posłanka dobrze wyczują „tryndy polityczne” mogą zmienić swoje barwy partyjne w trakcie kadencji nie pytając w ogóle wyborców o zdanie. Co z tego, że poseł wszedł do Sejmu wykorzystując głosy zwolenników partii XXX oddane na jej listę? Dziś lepsze możliwości kariery zapewnia partia YYY! Nawet do głowy nie przyjdzie posłowi zapytać, co o takiej zmianie sądzą wyborcy! Ważne jest, aby doczekać się przyznania miejsca „mandatowego” (najlepiej „jedynki”) przez „PolitBiuro” nowej partii.
Szanowni współwyborcy!
W tym „demokratycznym” systemie nie mamy właściwie nic do gadania:
Bierne prawo wyborcze jest iluzją– jeśli nawet uda się obywatelowi znaleźć na liście kandydatów, to bez poparcia partii politycznej i finansowania kampanii szanse wyboru są niewielkie.
Czynne prawo wyborcze jest bardzo ograniczone – na ogół można wybierać pomiędzy „dżumą i cholerą”. Wynik pierwszej tury wyborów prezydenckich tylko potwierdza tezę, że społeczeństwo oczekuje „odblokowania” układu partiokracji – kandydaci wyznaczeni przez establishment uzyskali w nich poparcie swoich „twardych elektoratów” (po ok. 30%), zaś (o zgrozo!) kandydat niezależny zaczął im „deptać po piętach” z 20% poparciem. To może być początek lawiny – jeśli wyborcy uwierzą, że ich głos może mieć znaczenie „elyty” mogą wkrótce stracić lukratywne stanowiska i posadki.
Prominenci i ich doradcy wybrali więc taktykę „mniejszego zła” - wszyscy są dziś za JOW'ami! Ale oczywiście same JOW'y nie zmienią powyższych zasad – niczego więc na załatwią. Można więc je rzucić ludowi jako kolejną przynętę.
A tu wcale nie chodzi tylko o JOW'y – Polsce jest potrzebne upodmiotowienie obywateli i zamiana „partiokracji” na faktyczna demokrację, w której obywatele będą mogli swobodnie korzystać ze swych konstytucyjnych praw i swobodnie zrzeszać się w partie polityczne zgodnie ze swymi przekonaniami – a nie jedynie wstępować do organizacji zarządzanych centralnie przez różnych „wodzów”, w których obowiązują często zależności i prawa mafijne...
Nie dajmy się zrobić „w jajo” przez nowosamomianowanych „miłośników JOW'ów”!
Nazywam się Tomasz Barbaszewski. Na Świat przyszedłem 77 lat temu wraz z nadejściem wiosny - była to wtedy niedziela. Potem było 25 lat z fizyką (doktorat z teoretycznej), a później drugie tyle z Xeniksem, Uniksem i Linuksem. Dziś jestem emerytem oraz bardzo dużym wdowcem! Nigdy nie korzystałem z MS Windows (tylko popróbowałem) - poważnie!
Poza tym - czwórka dzieci, już szóstka! wnucząt, dwa koty (schroniskowe dachowce), mnóstwo wspaniałych wspomnień i dużo czasu na czytanie i myślenie.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka