Na „Salonie24” prowadzi blogi lub zamieszcza komentarze wiele osób zamieszkałych na stałe za granicą. To bardzo dobrze, bo warto poznawać różne punkty widzenia. Osobiście jednak denerwuje mnie, gdy osoby, które zdecydowały się wyjechać z Polski na stałe (lub na bardzo długo) zaczynają pouczać nas, zamieszkałych w Polsce jak powinniśmy się zachowywać, co powinniśmy zrobić itp., itd.
Szanowni Państwo – zdecydowali się Państwo na życie w innych krajach, w innych społeczeństwach. Wiem, że wielu z Was utrzymuje lub stara się utrzymać kontakt z Polską, ale proszę wziąć pod uwagę, że sporo z Was od 30 lub więcej lat mieszka poza Polską. Ja pamiętam, jak będąc za „komuny” na pierwszym stypendium w Holandii otrzymałem paczkę polskich gazet i nie mogłem zrozumieć artykułu zatytułowanego „Dlaczego w aptekach nie ma waty?”. Z kolei w 1981 r. otrzymaliśmy list z Wiednia od „świeżo upieczonych” uchodźców - „upiekłam tort z bakaliami – wyobraźcie sobie, że tu można dostać bakalie” ;)
Szanowna Polonio – najstarsza, stara, nowa i najnowsza: Postarajcie się Państwo zrozumieć, że ludzie na ogół zachowują się racjonalnie i dostosowują się do warunków, w których przyszło im (z wyboru lub konieczności) żyć. Przecież w praktyce Państwo również tak czynią. A warunki – od ekonomicznych po kulturowe są na tym Świecie różne i zapewne tak pozostanie jeszcze na długo. Dlatego też Wasze, zapewne szczere porady mogą być kompletnie oderwane od rzeczywistości. Jeśli przyszło Wam mieszkać np. w UK czy w Australii jeździcie samochodami po lewej stronie dróg a „roundabouty” odjeżdżacie w drugą stronę. A nawet wówczas musicie przyjąć do wiadomości, że odległość będzie Wam podawana w milach – albo w kilometrach. Trzeba się przyzwyczaić. Podróż samochodem z Southampton do John O'Groats to 700 mil, a z Sydney do Brisbane to „tylko” 940 km. A jednak zawsze mnie zaskakiwało, że te 700 mil to sporo dalej. Cóż – przyzwyczajenie do druga natura człowieka.
Przebywając nawet krótki czas za granicą bardzo szybko dostosowujemy się do tamtejszych warunków i zmienia się nasze postrzeganie świata. A co dopiero po 30 lub więcej latach!
Dlatego mam wielką prośbę:
Naprawdę z wielkim zainteresowaniem poznam Państwa uwagi oraz doświadczenia. Ale bardzo proszę – nie pouczajcie mnie, mieszkającego w Polsce co powinniśmy zrobić, jak powinniśmy się zachować – jednym słowem oszczędźcie nam „smrodku dydaktycznego”. Bez znajomości lokalnych warunków oraz życia w określonej społeczności te porady są najczęściej zupełnie chybione. Życie rzucało mnie „troszkę” po Świecie (czego nigdy mając 20 lat się nie spodziewałem) – marzę jeszcze tylko o „zamknięciu kółka” czyli o przelocie nad Pacyfikiem. Być może wkrótce mi się to uda. Ale zawsze starałem się dostosowywać do lokalnych zwyczajów i warunków i nie starałem się ich przenosić na siłę w inne miejsca. To jest po prostu niemożliwe, a wszelkie takie próby dają opłakiwane później rezultaty.
Nazywam się Tomasz Barbaszewski. Na Świat przyszedłem 77 lat temu wraz z nadejściem wiosny - była to wtedy niedziela. Potem było 25 lat z fizyką (doktorat z teoretycznej), a później drugie tyle z Xeniksem, Uniksem i Linuksem. Dziś jestem emerytem oraz bardzo dużym wdowcem! Nigdy nie korzystałem z MS Windows (tylko popróbowałem) - poważnie!
Poza tym - czwórka dzieci, już szóstka! wnucząt, dwa koty (schroniskowe dachowce), mnóstwo wspaniałych wspomnień i dużo czasu na czytanie i myślenie.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo