Ponieważ zdradzałem pewne zdolności muzyczne rodzina posłała mnie do specjalizowanego przedszkola (uwaga: było to w 1952 roku!). Skończyło się porażką, bo mama uszyła mi spódniczkę, w której miałem tańczyć. Podobno wpadłem w dziecięcą histerię, podniosłem ryk: „Ja jestem chłopak, nie dziewczyna” i tak pierwsza (na szczęście nie jedyna) moja przygoda z muzyką i tańcem się skończyła.
Tak się złożyło, że chodziłem do męskich szkół – zarówno do podstawówki, jak i do liceum (dziewczęta pojawiły się w VIII klasie, kiedy ja zacząłem maturalną XI). W szkole podstawowej wybrano mnie do chóru chłopięcego (znów męski grajdoł) Filharmonii Krakowskiej.
A teraz obiecany „coming-out” - otóż na początku szkoły podstawowej zażądałem, aby mi kupiono do zabawy lalkę, a pod jej koniec zdarzało mi się przebierać w sukienki mamy (jak nie widziała) lub symulować (na szczęście tylko symulować!) sex z kolegami. Rodzina chyba coś podejrzewała, ale pozostawiła sprawy własnemu biegowi. Na szczęście w okresie mutacji (wyrzucili mnie z chóru) hormony obudziły się dość szybko, a ponieważ byłem wtedy wysokim, wysportowanym i atrakcyjnym chłopakiem to przeniosłem (mam nadzieję, że ku obustronnemu zadowoleniu) swoje zainteresowania na dziewczyny – co w końcu (po okresie "sturm-und-drang periode" ) skończyło się szczęśliwym małżeństwem, w którym trwamy z kochaną małżonką od ponad 45 lat i w którym wychowaliśmy 4 (dziś dorosłych i samodzielnych) dzieci.
Dzisiejsza moje notka jest wynikiem refleksji – a co by było, gdyby w szkole podstawowej poddano mnie działaniu zwolenników „tęczowej równości”? Czy przypadkiem nie wpłynęłoby to na rozbudzenie zainteresowania homoseksualizmem? Na szczęście w latach 1950-1960 „edukatorzy seksualni” nie pojawiali się w szkołach i nikt nie tłumaczył mi, że po prostu tacy się urodziliśmy i powinniśmy (ja i moi ówcześni koledzy) zaakceptować. Co by było dalej? Ano nie wiem – sięgając do porównań ze znanymi ludźmi mógłbym w najlepszym zachowywać się tak jak Cole Porter (który jednakowo lubił i dziewczyny i chłopców). Gorzej, gdyby spotkał mnie los Czajkowskiego lub Turinga. Na szczęście nikt mnie nie poddał w szkole „tęczowej indoktrynacji” - myślę więc, że mi się po prostu udało…
PS:
Mam kilku przyjaciół wśród których są i lesbijki i geje. Lubimy się spotykać i nikogo nie razi wzajemne okazywanie (no, umiarkowane) sobie czułości – niezależnie czy w parach dwu- czy jednopłciowych. Martwi mnie jednak, że nawet wśród par dwupłciowych coraz więcej jest „związków partnerskich” (czemu nie wezmą po prostu ślubów cywilnych?)...
Nazywam się Tomasz Barbaszewski. Na Świat przyszedłem 77 lat temu wraz z nadejściem wiosny - była to wtedy niedziela. Potem było 25 lat z fizyką (doktorat z teoretycznej), a później drugie tyle z Xeniksem, Uniksem i Linuksem. Dziś jestem emerytem oraz bardzo dużym wdowcem! Nigdy nie korzystałem z MS Windows (tylko popróbowałem) - poważnie!
Poza tym - czwórka dzieci, już szóstka! wnucząt, dwa koty (schroniskowe dachowce), mnóstwo wspaniałych wspomnień i dużo czasu na czytanie i myślenie.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo