Rozbawił mnie niedawno pan Jacek Jarecki punktując śmieszną niekonsekwencję lewicowców.
http://jacek.jarecki.salon24.pl/103060,index.html
Z jednej strony walczą o prawo do życia „na kocią łapę” i uzyskiwanie z tego tytułu przywilejów tak jak małżonkowie. Jakby spytać jednego czy drugiego lewicowca czy konkubina ma prawo do darmowego biletu bo jej konkubent pracuje np. w komunikacji miejskiej to oczywiście takie prawo rzeczona konkubina winna nabyć bez wahania. Z drugiej strony ci sami lewicowcy zaciekle walczą o tzw legalizację tzw małżeństw homoseksualnych.
Jakby nie wystarczyło im to pierwsze rozwiązanie. Tacy niby postępowi, a chcą brać ślub jak jacyś przebrzydli tradycjonaliści
Co mnie szczególnie złości to przeinaczanie sensu słów w imię tej niekonsekwentnej walki. Związki gejów są jak najbardziej legalne, ale na pewno nie są małżeństwami.
W sukurs przyszła mi moja żona, osoba niezwykle wyczulona na językowe wynalazki i sama parająca się takąż wynalazczością.
Stwierdziła po prostu że geje powinni walczyć o leGEJlizację swoich związków. Proste i skuteczne. Mamy nowe zjawisko to nazwijmy je nowym słowem.
Zatem zwracam się z apelem do wszystkich blogerów/internautów, którym na sercu leży ścisłość w wyrażaniu swych myśli.
W a l c z m y o l e g e j l i z a c j ę !
Może za jakiś czas i sam prof. Miodek uzna wynalazek na obowiązująca normę
