Bazyli1969 Bazyli1969
2192
BLOG

Na marginesie lektury „Kroniki getta warszawskiego” E. Ringelbluma

Bazyli1969 Bazyli1969 Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 26

Żyć z dybukiem nie jest łatwo. Ale jeszcze trudniej bez niego.
W. Herman

image
Getta. Światy osobne, w których  życie żydowskie koncentrowało się od czasów niepamiętnych. Jednym z najbardziej znanych było utworzone w październiku 1940 r. i zlikwidowane w maju 1943 r. getto warszawskie. Zamieszkiwało je w szczytowym okresie około 450 tysięcy ludzi, spośród których 90% zmarło lub zostało zamordowanych. Przez ponad dwa  lata, zlokalizowana w północno-zachodniej części warszawskiego Śródmieścia,  żydowska enklawa skupiała najliczniejszą  (poza Nowym Jorkiem) społeczność żydowską od czasów starożytnych. Sytuacja ta, choć  wynikła z przyczyn ekstraordynaryjnych, stała się impulsem do powstania wielu pisemnych świadectw, pozwalających na wniknięcie w mikrokosmos spraw i postaw Żydów. Do tego rodzaju przekazów można zaliczyć pierwszorzędnej jakości „Kroniki getta warszawskiego” autorstwa Emanuela Ringelbluma. Wróciłem do nich po upływie dwóch dekad i nie żałuję. Co prawda ich treść nie uległa zmianie, ale dziś odczytuję to źródło zdecydowanie inaczej niż onegdaj. A może ono samo przemówiło do mnie innymi słowy? Muszę to jeszcze przetrawić. Nim jednak to nastąpi chcę wspomnieć o kilku refleksjach wynikłych z lektury wspomnianego dzieła.

Tekst „Kronik…” można przyrównać do dziennika śmiertelnie chorego człowieka. Pojawiają się w nich smutek, nadzieja, trwoga, chwile radości, strach, rozpacz i - w ostatnim rozdziale - dogłębne przekonanie o nieuchronnym końcu. Wszystko to przeplatane drobnymi wydarzeniami, bardzo przyziemnymi, ale w kontekście stanu terminalnego pacjenta nabierającymi niezwykłego znaczenia. Ciężko czyta się zapisy, których autor przez większą część relacji nie zna – w przeciwieństwie do odbiorcy – przerażającego finału. Co najistotniejsze, ekstremalne okoliczności wydobywają z bohaterów opowieści wszystko to, co tkwiło w nich przed i z olbrzymią dynamiką zostało ujawnione po utworzeniu getta. Ten fakt skłania mnie do stwierdzenia, iż wszelkie opinie dotyczące postaw ludności żydowskiej podczas II Wojny Światowej (przynajmniej na ziemiach Rzeczypospolitej) bez uwzględnienia źródeł w rodzaju „Kronik…” nie spełniają warunku rzetelności. To po pierwsze.

Nie ulega wątpliwości, że od stycznia 1942 r. status ludności żydowskiej pod okupacją niemiecką zmienił się na niekorzyść. Ostrze działań eksterminacyjnych wymierzone dotąd przede wszystkim w stronę polskich warstw przywódczych od tego momentu zostało skierowane ku Żydom i dopiero wtedy w getcie rozpoczęła się prawdziwa orgia przemocy. Przyzwyczajano nas do narracji, iż w obliczu wyjątkowego barbarzyństwa społeczność żydowska jako całość stanęła na wysokości zadania i zachowała do końca te wszystkie wartości, które cechują wspólnoty solidarne. Ba, ta jednota w cierpieniu miała być podobno wyjątkowa. Niestety, świadectwo E. Ringelbluma zadaje kłam takiemu przeświadczeniu. Na jego podstawie trzeba stwierdzić, że stan stosunków panujących w getcie jawił się obiektywnie jako wysoce przygnębiający i z pewnością nie wyróżniał się na plus od realiów występujących w innych społecznościach dotkniętych równie ekstremalnymi sytuacjami.

Nie chcę w tym miejscu silić się na moralizatorstwo i z pozycji żyjącego w XXI wiecznej Polsce obywatela rzucać gromy na ludzi żyjących w diametralnie odmiennych warunkach. Z drugiej strony  nie wolno zamiatać pod dywan spraw wstydliwych i nie przynoszących chwały. Dlatego dla zobrazowania sedna postanowiłem oddać głos Aronowi Einhornowi (znany przedwojenny dziennikarz), którego osąd sytuacji przedstawił autor „Kronik…”: „Korupcja i demoralizacja Rady Żydowskiej zatruła całe życie żydowskie. Nieuctwo i prostactwo zataczają coraz szersze kręgi. Żydowska policja porządkowa przekształciła się w bandę „łapaczy” doprowadzających do rozpaczy masy żydowskie. Społeczeństwo żydowskie nie zdało egzaminu. Pozostawione zostało własnemu losowi w getcie i rządzi się tak, że gorzej już nie można. Znacznie gorzej niż gdyby było rządzone przez innych. W getcie stępione zostało wszelkie uczucie litości. Z jednej strony powstają tu coraz to nowe restauracje, kawiarnie i lokale rozrywkowe, z drugiej strony walają się na ulicach mężczyźni, kobiety i dzieci. Puchną z głodu. W rynsztokach pełno trupów. Codziennie tworzy się nowe towarzystwa pogrzebowe. Nie ma też w getcie Kidusz haszem (męczeńska świadoma śmierć za wiarę). Nasi przodkowie w wielu pokoleniach szli na stosy ofiarne ze słowami „Szma Izrael”. Dzisiaj jesteśmy świadkami profanowania i deptania naszych świętości i nie widzimy tych pobożnych Żydów którzy by zaryzykowali swoje życie dla ocalenia rodałów lub bożnicy. Przeciwnie, znane są nam fakty, że pobożni Żydzi na rozkaz Niemców własnymi rękami profanują  święte insygnia.”

To co jeszcze uderzyło mnie podczas lektury „Kronik…” to zadziwiające skupianie się niemal wyłącznie na sprawach żydowskich. Ktoś mógłby przypuścić, iż E. Ringelblum jako osoba daleka od ortodoksji religijnej, stykająca się na co dzień z nie-żydowskimi współobywatelami i w jakimś stopniu współuczestnicząca w procesach kulturowych II RP będzie postrzegała niedole wojenne w szerszym, tj. jeśli nie szeroko pojętym polskim to ogólnoludzkim kontekście. Trudno jednak doszukać się w źródle takiego spojrzenia. Co więcej, autor „Kronik…” od czasu do czasu w niesprawiedliwy sposób ocenia zachowania ludzi po „aryjskiej stronie”. Być może miał zbyt mało wiadomości, ale obarczanie Państwa Podziemnego i Rządu na Uchodźstwie brakiem reakcji wolnego świata na mordy niemieckie na narodzie żydowskim, przypisywanie władzom polskim cech faszystowskich czy upatrywanie w działaniach polskiego Kościoła związanych z ratowaniem żydowskich dzieci niecnych motywacji (cyt.: „polowanie na duszyczki”) uważam za zaskakujące. Sądzę również, że lwia część nieszczęśników z getta tak właśnie oceniała zachowania „kręgu zewnętrznego”. A była to jednak – przy niezwykle skomplikowanej rzeczywistości - ocena wybitnie niesprawiedliwa.

image

Życie

image

Poświęcenie

image

Kolaboracja

image

Wzgarda

image

Śmierć

image

Egoizm

image

Bohaterstwo

Mawia się niekiedy, że Polską wciąż rządzą dwie trumny. Ta Piłsudskiego i ta Dmowskiego. Wydaje się to nieco przerysowaną figurą retoryczną, lecz coś w tym jest. Podobnie podczas lektury „Kronik…” rosło we mnie przekonanie, iż obecny stan relacji polsko-żydowskich jest pośrednio pokłosiem zdarzeń mających miejsce w getcie warszawskim. Że przesadzam?! W żadnym razie! W dziele Rungelbluma, stronica po stronicy został odmalowany obraz śmierci żydowskiego świata. Wbrew pozorom nie był on tworzony jedną barwą. Ówczesna społeczność żydowska składała się z wielu, radykalnie odmiennych pod prawie każdym względem grup. Dwie z nich poniosły stosunkowo największe straty. A byli to ortodoksyjni wyznawcy judaizmu oraz… tzw. asymilatorzy. Z naszego punktu widzenia szczególnie doskwiera brak tych drugich. Zabrakło bowiem ludzi, którzy wybierając życie w polskim otoczeniu wciąż dobrze rozumieli świat swych przodków. To oni odrzucali atmosferę sztetla i jednocześnie komunistyczne bajdurzenia o zbawieniu świata. Kiedy prawie wszystkich spośród nich połknęła wojenna bestia, zniknął jednocześnie element, który mógł być łącznikiem oraz „tłumaczem” dla polskiego i żydowskiego świata. I dlatego z takiego obrotu spraw mogą być zadowolone tylko... dybuki.

Bazyli1969
O mnie Bazyli1969

Jestem stąd...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura