Bazyli1969 Bazyli1969
521
BLOG

O migracjach, czyli Karolowi Nawrockiemu ku rozwadze

Bazyli1969 Bazyli1969 Prezydent Obserwuj temat Obserwuj notkę 36

Życie wyśle Ci pewną wiadomość. Jeśli wiadomość do Ciebie nie dotrze, da Ci nauczkę.
Regina Brett
image

Panie Prezydencie (jeszcze elekcie), zwracam się do Pana nie tylko jako Pański wyborca, ale również jako Polak i obywatel RP będący świadkiem przerażających wydarzeń; zagrażających w swej istocie pomyślności i bezpieczeństwu naszej Ojczyzny. Być może słowa te brzmią patetycznie, lecz momenty próby wymagają mocnych słów. Piszę o tym tak, gdyż już za kilka chwil obejmie Pan najwyższy urząd w  państwie i od tego momentu stanie się Pan m.in. pierwszym strażnikiem granic Rzeczypospolitej. Od lat uprawia Pan dyscyplinę nauki, która jak prawie żadna inna zasługuje na miano nauczycielki życia. Wie Pan zatem: co należy czynić, aby dziś w pocie czoła osiągnąć to, co jutro musielibyśmy odzyskiwać w morzu krwi. Nie stać nas na taką nonszalancję! Dlatego ufając, iż spełni Pan pokładane w nim nadzieje milionów rodaków pozwolę sobie zwrócić Pańską uwagę na kwestię, która moim zdaniem jest dla nas obecnie znacznie ważniejsza (nawet!) od CPK czy kwoty wolnej od podatku. Zatem…

W dziejach Polski zjawisko migracji pojawiało się bardzo często. Wszak nawet nasi językowi przodkowie pojawili się nad Wisłą, Bugiem i Odrą (VI-VII w.) jako… migranci. Cóż… To stare dzieje i nie da się ich porównywać z wydarzeniami naszych czasów. Obecnie istnieją wspólnoty oraz zorganizowane przez nich państwa o wyraźnej specyfice przejawiającej się np. w stylu życia, wyznawanej religii, kulturze, poziomie rozwoju gospodarczego itd. Co ciekawe samoświadomość odrębności i tożsamość poszczególnych ugrupowań ludzkich nie jest – wbrew wciąż dominującej opinii – wymysłem twórców Rewolucji Francuskiej. Dowodów na potwierdzenie tego spostrzeżenia mamy wiele i szkoda o to kruszyć kopie. W każdym razie przybywający do nas obcy to zjawisko stare jak świat. Wspomnę tylko o Szkotach, Ormianach, Niderlandczykach, Czechach, Tatarach, Włochach, Rusinach, Bałtach, Francuzach, Szwedach albo – w czasach ostatnich – Wietnamczykach, Czeczenach i Chińczykach. Każda z tych nacji po (zwykle) krótkim czasie roztapiała się w masie polsko-słowiańskiej i poza nielicznymi wyjątkami, nie stwarzała zagrożenia dla bytu i bezpieczeństwa rdzennych mieszkańców Odrowiśla. Znamy jednak przypadki odmienne… Ba! W efekcie obu stanęliśmy naprawdę na krawędzi… Uwaga! Nie przegrywając w polu żadnej bitwy! Tym bardziej musimy być czujni i stanowczy. 

image

image

Około połowy X stulecia w Europie zachodniej rozpoczął się proces kolonizacji wewnętrznej naszego kontynentu. Najpierw Katalonia, potem Italia, kraje dzisiejszego Beneluksu, Anglia i wreszcie Niemcy. Tak się złożyło, iż terytoria ziem Rzeszy nie były w stanie wchłonąć wszelkich aspiracji ludów germańskich zamieszkujących ziemie pomiędzy Renem a Łabą. Dlatego też fala potrzeb niemieckich znalazł ujście na wschodzie. Tam gdzie się dało miecz torował drogę kolonistom, a tam gdzie taki sposób zyskiwania przestrzeni wydawał się zbyt niebezpieczny stosowano inne rozwiązania. W ten sposób dawniej szczerze słowiańskie ziemie pomiędzy Odrą a Łabą stały się w ciągu niewielu wieków (poza wyjątkami, np. Łużyce) rdzennie germańskimi. Nie ma dziś Wieletów, Obodrytów, Rugian, Stodoran… Ba! Na skutek tzw. Ostsiedlung Słoweńcy utracili 2/3 historycznego terytorium, a mało brakowało, by Czechów można by spotkać tylko w rezerwatach. A u nas?

U nas przybysze z zachodu pojawili się u samego zarania państwowości. Jednak w ilościach laboratoryjnych. Dopiero wiek XIII przyniósł zmiany. Złotoryja na Śląsku (już w 1211 r.), Kołbacz na Pomorzu… A potem poszło. Pomorze Gdańskie i Zachodnie, Kujawy, Wielkopolska, Małopolska, Mazowsze, Ziemia Sieradzka i Górny Śląsk zaroiły się od miast, miasteczek, wsi i klasztorów zamieszkiwanych przez obcych. Wraz z nimi pojawiał się nad Wisłą nowy system prawny, nowe sposoby gospodarowania, nowe techniki. I wszystko pięknie-ładnie. Problem w tym, że znaczna część władców polskich księstw i księstewek zatracała się w chęci osiągania korzyści uzyskiwanych od przybyszy (mających większy kapitał i know-how od tuziemców) i doprowadzała do osuwania się rdzennych mieszkańców ich władztw do poddanych drugiej, a nawet trzeciej kategorii. Taki swoisty, motywowany zyskiem, apartheid. Obcy doskonale zdawali sobie sprawę z własnych przewag oraz słabości lokalnych władców i na każdym poziomie (rycerskim, mieszczańskim i chłopskim) starali się uzyskać status lepszy od miejscowych. Ich „zagony” przeszły (z różnym nasileniem) przez wszystkie ziemie polskie i ok. końca XIV stulecia dotarły nawet do Lwowa i Wilna. 

Człek pozbawiony szacunku dla tradycji i siebie samego mógłby zapytać: „A cóż w tym złego? Pojawiły się młyny wodne, ceglane mury miejskie, prawo magdeburskie, czynsz pieniężny…”. Niby tak, ale rzecz w tym, iż przybysze nie zamierzali szanować miejscowych obyczajów, miejscowego prawa i gospodarzy tych ziem. Doszło do tego, że na przełomie XIII i XIV w. na znacznej części ziem polskich mogło dojść do przejęcia władzy przez… migrantów. Tym bardziej, iż czescy Wacławowie oraz ich miejscowi poplecznicy (taka ówczesna „internacjonalistyczna elita”) prowadząc politykę w Polsce oparli się o… Niemców. Na całe szczęście żył i działał (moim zdaniem niedoceniany) książę kujawski Władysław, zwany – ze względu na nienachlaną posturę – Łokietkiem. „Soczewica, koło, miele, młyn”. To był przełom. Dzięki temu królowi nie podzieliliśmy losu Słowian Połabskich, Panońskich i Pomorskich. Sami przyswoiliśmy nowoczesne rozwiązania, dodaliśmy co nieco od siebie i w ramach silnego i nowoczesnego państwa (szacunek dla Kazimierza) staliśmy się poważnym europejskim graczem. Późniejsze fale napływające z zachodu czasami narobiły zamieszania (jak np. tzw. kolonizacja fryderycjańska z XVIII w.), ale nie były to już zagrożenia egzystencjalne dla naszego narodu. I choć na wiele lat utraciliśmy dla żywiołu polskiego Dolny Śląsk, Ziemię Lubuską i Pomorze, to summa summarum właśnie wtedy wygraliśmy z ówczesną RFN! A było bardzo blisko totalnej klęski…

Drugim, równie poważnym zagrożeniem, okazała się migracja do Polski… wyznawców judaizmu. Podobno pierwsze osady tej społeczności (wedle zachowanych źródeł) pojawiły się u nas w pierwszej połowie XI stulecia (sławna wzmianka o uprowadzeniu przemyskich Żydów przez… No właśnie! Rusów? Pieczyngów?). Znany powszechnie Ibrahim syn Jakuba najpewniej nie dotarł nad Wisłę, lecz nie da się wykluczyć, a nawet wydaje się to pewnym, iż jacyś żydowscy handlarze ludźmi (tzw. Radanici) pojawiali się u nas w owym czasie. Jak tam nie było to już dwieście lat później możemy stwierdzić istnienie licznych osad żydowskich na ziemiach Polskich. M.in. pod Gnieznem, pod Kaliszem, pod Krakowem. Od samego początku społeczność żydowska charakteryzuje się umiłowaniem do handlu. Zdaniem niektórych przybycie Żydów do Polski wzmocniło obieg pieniądza i rozruszało wymianę towarową pomiędzy naszymi ziemiami a Europą. Pewnie tak, ale… Trzeba pamiętać również o tym, iż już od samego początku Żydzi zadbali o uzyskanie specjalnych praw. Dowodzi tego (najpewniej sfałszowany) „Statut Kaliski” wydany przez Bolesława Pobożnego w roku 1264. W świetle tego (oraz innych, podobnych mu dokumentów) widać wyraźnie, iż dzięki jakimś formom perswazji wobec książąt Żydzi zdobywali w społeczeństwie pozycję ekstraordynaryjną. Podlegali bowiem jedynie książętom i w aspekcie prawnym oraz gospodarczym byli mocno uprzywilejowani w stosunku do miejscowych. Możemy się domyślać: dlaczego? 

image

image

Polska okazała się dla wielu europejskich Żydów „ziemią obiecaną”. Tutaj (zasadniczo) nie skracano ich o głowy, dawano im prawa daleko wykraczające poza standard europejski, a wszelkie czynione przez nich niegodziwości traktowano często ulgowo. Niestety… Gdy zajrzymy do źródeł to naszym oczom ukarzą się dokumenty mówiące o tym, iż to żydowscy migranci wiedli prym w przestępstwach gospodarczych. Nie raz  i nie dwa chrześcijańscy mieszczanie Krakowa, Lublina, Płocka czy Sandomierza wytaczali im procesy o nieuczciwą konkurencję, produkowanie bubli, „poprawianie” listów zastawnych, handel żywym towarem itd. Ba! Jedną z przyczyn upadku Mieszka Starego była jego współpraca z żydowskimi mincerzami, fałszującymi na jego polecenie monety. Później nie było lepiej. To jakaś ślepota elit Rzeczypospolitej albo ukrywana przed ogółem interesowność, spowodowała, że żydowskie samorządy mające wobec skarbu państwa milionowe (ówcześnie!) zadłużenia, nie bywały pociągane do odpowiedzialności. To wtedy biskup kijowski S.J. Ożga pisał tak: „Sejm żąda koniecznie aukcji wojska z pomocą podniesienia opłat i podatków: czopowego .i szelążnego a głównie podniesienia t. zw. „pogłównego" od żydów, redukcji „kwarty11 według sprawiedliwego otaksowania królewszczyzn, opłat z monopolów: papierowego, tytoniowego, tabacznego, młynowego cła. Oblicza, że w Polsce rocznie opłaty z samych szynków (czopowe) dałyby 11,250.000 złp. Teraz dopiero rozumiemy opór i przekupstwa ze strony ż y d ó w . N i e m a l w s z y s t k i e z  t y c h podatków, z wyjątkiem kwarty, którą opłacała szlachta, o d n o siły  s i ę d o n i c h , oni bowiem dzierżą w tym czasie cały handel, a wszystkie szynki i karczmy, a nawet znaczną część realności ziemskich trzymają w arendzie. Arendarz wprawdzie nie płaci podatków, lecz wraz z podniesieniem ich, podnoszą się i czynsze, płacone przezeń właścicielom. Ale opór największy stawiają bezpośrednio ich dotykającemu „pogłównemu". W Koronie i Litwie w r. 1739, według zapisków Muzeum Czartoryskich jest żydów żonatych 550 tys. Gdyby każdy z nich dał na rok czerwony złoty (dukata), nie małąby stąd sumę skarb pozyskał. Cóż czynią żydzi, aby uchwale podobnej zapobiedz? Oto zbierają między sobą składki i przed każdym sejmem przeznaczają 150.000 złp. na przekupienie posła.” Uff… A wojsko chadzało bez broni i w dziurawych butach… O Litwakach, stosunku większości Żydów z ziem polskich do procesu odzyskiwania niepodległości, inwazji Sowietów po 17 września 1939 oraz zapiekłych żydowskich  zwolennikach bolszewickich porządków po roku 1944 można by długo. Płyńmy jednak do brzegu. 

Nie ma we mnie żadnej nienawiści do obcych. Nie uważam ich za gorszych, a jednocześnie nie sądzę, aby byli ode mnie lepsi. Jestem nawet skłonny uznać  rzeczowe argumenty zwolenników wpuszczania w nasze granice ludzi, którzy potencjalnie mogą stać się cząstką naszej wspólnoty. Nie godzę się jednak na traktowanie naszej Ojczyzny niczym przydrożnej gospody, do której każdy ma wstęp.  W takim bowiem razie musimy liczyć się z tym, że pojawią się w niej nie tylko uprzejmi, płacący za usługi i grzeczni goście, ale także rozbójnicy, awanturnicy, gwałciciele i mordercy wprowadzający w życie Polaków nie tylko niepokój, lecz również mnóstwo niebezpieczeństw. A efekty tychże trzeba nam będzie niwelować przez kolejne epoki. Znów, znów i znów… Pamiętać bowiem trzeba, że obok Michała Ezofowicza (rzucającego na żydowskich zdrajców  Rzeczypospolitej cherem/klątwę podczas najazdu szwedzkiego), Berka  Joselewicza (dzielnego płk. wojsk Księstwa Warszawskiego) oraz jego syna Józefa,  Leona Kahane (poległego  pod Bodzentynem odważnego do granic szaleństwa powstańca  styczniowego), Mariana Hemara, Wilhelma Orlik-Rückemanna czy Stanisława Ostwinda-Zuzgę (zamordowanego przez komunistów majora NSZ) oraz wielu setek i tysięcy ludzi pochodzenia żydowskiego miłującego Polskę, znaczna większość tej religijno-narodowej wspólnoty była nam… obca i – tak naprawdę – żyliśmy obok siebie. Nieco inaczej sytuacja wyglądała w przypadku przybywających do nas Niemców. Wprawdzie w wyniku skomplikowanych procesów całe masy ludności posługującej się językiem niemieckim w ciągu wieków spolonizowały się na amen, a w panteonie polskości odnajdziemy takie postacie jak: Wincenty Pol, Jan Sztaudynger, Józef Unrug, Artur Oppman, Emil Wedel, Oskar Kolberg, Tadeusz Manteuffel, Gustaw A. Gebethner, Samuel Gerlach, Gebhard von Bullov oraz Franciszek Alter, to jednak… Jednak i tu – w skali makro -  straty przewyższyły korzyści. 

Panie Prezydencie, proszę o powyższym pamiętać i w żadnym razie nie poddać się chorobie znanej w stolicy jak „choroba pałacowa” i polegającej na tym, że po przeprowadzce do „dużego pałacu” jego lokatorzy często zapominali o tym „skąd im nogi wyrastają”. Jest to tym bardziej ważne, że ma Pan olbrzymie pole do popisu i za sobą całe legiony Polaków zatroskanych o los naszej Ojczyzny. Trzymam kciuki! Mocno, do bólu…

PS Miasteczko Wilanów i Jagodno w roku 2050...



-------------------------

Obrazy wykorzystywane wyłącznie jako prawo cytatu w myśl art. 29. Ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych

Bazyli1969
O mnie Bazyli1969

Jestem stąd...

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (36)

Inne tematy w dziale Polityka