Bazyli1969 Bazyli1969
643
BLOG

Czy dialog Polaków z polskojęzyczną barbarią ma sens?

Bazyli1969 Bazyli1969 Socjologia Obserwuj temat Obserwuj notkę 58

Jeżeli nie rozumiesz bez tłumaczenia, to znaczy, że nie zrozumiesz, choćbym ci nie wiem ile tłumaczył.
H. Murakami

image

Od razu mówię: przepraszam. Kogo i za co? Tych wszystkich ludzi, których nazywam frajerami, a którzy z bezbrzeżną naiwnością, graniczącą z ordynarnym masochizmem, apelują o porozumienie z polskojęzyczną jaczejką, organizującą i podsycającą współczesny festiwal barbarzyństwa. I nie ma znaczenia, że wśród dotkniętych przypadłością życzeniowego infantylizmu pojawiają się profesorowie, politycy, purpuraci, społecznicy, publicyści, dziennikarze, artyści oraz liderzy gospodarczy… Nie ma żadnego znaczenia! Z pewnością należy się im uznanie za to co osiągnęli na niwie zawodowej, czasem społecznej oraz w życiu prywatnym; i tego nie neguję. Niestety, każdy z nich, uczestnicząc czynnie w procesie nawoływania do nawiązania dialogu ze współczesnymi „Hunami”, zasługuje na miano abderyty. Jeśli ktokolwiek spośród ww. poczuje się urażony – rozumiem, ale inaczej się nie da. Wiem, to mocne słowa, ale mają one pełne uzasadnienie. Jakie?

Obecnie naszą planetę zamieszkuje ok. siedmiu tysięcy wspólnot posługujących się oryginalnymi językami i narzeczami. Zdawać by się mogło, że to taki żart Najwyższego, który postanowił zrobić psikusa mieszkańcom Ziemi lub – co obrazowo zostało przedstawione w micie o Wieży Babel –  jest to skutek Jego obawy przed podejmowaniem przez ludzkość prób sięgania po „zabronione”. Oczywiście można tę obfitość dialektów uzasadniać także całkiem naturalnymi procesami, które zachodziły, zachodzą i zostały potwierdzone przez badaczy. Zostawmy jednak tę kwestię na uboczu. Znacznie ciekawszym jawi się spostrzeżenie, iż różnorodność językowa nie stanowi nieprzekraczalnej bariery i tylko w pewnym stopniu utrudnia porozumiewanie się pomiędzy zamieszkującymi odległe obszary globu ludźmi. Nie mam tu na myśli odmienności w zakresie fonologii, składni czy morfologii poszczególnych języków. Tę każdy -  lub niemal każdy - chętny jest w stanie poznać, pojąć, przećwiczyć i stosować. Dużo trudniej pokonać odmienności zakotwiczonych w sercach i umysłach abstraktów, które dopiero przy pomocy słów uzyskują formę umożliwiającą ich opis i zrozumienie znaczenia. Choć i w tym przypadku nie jesteśmy skazani na porażkę. Bo, dajmy na to, dla przeciętnego Japończyka pojęcie „Ojczyzna” znaczy właściwie to samo co dla przeciętnego Włocha. Kategoria „ład” będzie podobnie rozumiana zarówno przez Islandczyka jak i Greka, a określenie „szacunek” skojarzą mniej więcej tak samo Bułgar i północnoamerykański Paunis. Wszystko to wszakże pod jednym warunkiem! Jakim? Tożsamości sensów!

Okazuje się, że o ten wymóg coraz trudniej. Przekonujemy się przecież o tym organoleptycznie. Wystarczy wyjrzeć za okno, włączyć odbiornik telewizyjny lub radio, albo posurfować przez chwilę w nieograniczonej przestrzeni Internetu. I co tam znajdujemy? Obraz zasmucający, porażający, a przy tym bardzo instruktywny. Widać przecież wyraźnie, że społeczność zamieszkująca obszar Rzeczypospolitej nie stanowi już wspólnoty komunikatywnej. I to pomimo używania w bezpośrednich relacjach języka polskiego. Dziś, skonfliktowane strony sporu kulturowo-politycznego nie są w stanie dojść do porozumienia. Mimo istnienia nadawcy i odbiorcy, mimo używania tego samego narzędzia komunikacji, mimo takich samych słów. A wszystko przez to, że poszczególne frakcje posługują się odmiennym kodem i odmiennymi sensami. Przykład?

Były takie czasy kiedy gros mieszkańców Polski rozumiało określone pojęcia w taki sam sposób. Nie trzeba było machać rękoma, śpiewać czy rysować na kartce. A obecnie? Gdy Polak mówi „Ojczyzna”, to polskojęzyczny osobnik odpowiada słowami W. Wasilewskiej, że „komuniści nie mają ojczyzny”. Polak mówi „wspólnota”, a polskojęzyczny wykrzykuje za K. Marksem, iż wspólnota jest „tylko techniczną formą organizacji przyjmowaną przez społeczeństwa i społeczności w drodze do komunizmu.” Polak oświadcza „prawo”, a polskojęzyczny z nadętą miną wyrzuca z gardzieli, że „prawo jest instrumentem panowania klasowego.” Wreszcie Polak mówi „kultura”, a polskojęzyczny, iż „kultura to czynnik przyspieszający i kształtujący proces przeobrażeń społecznych i ekonomicznych.”

Można by tak bez końca. Określenia takie jak „logika”, „umiar”, patriotyzm”, „kompromis” wciąż istnieją w słowniku języka polskiego, ale dla wielu utraciły swe dawne znaczenie. Co więcej, hasający po ulicach biedni rodacy oraz bełtający im w głowach judziciele nie mają pojęcia z czym się je takie słowa jak: „fronesis” „ apatheia” czy też „paideia”. Czy to slang informatyków, modne od niedawna przekleństwa z Bronx-u, a może gadżety do smartfonów? A przecież wymienione pojęcia były onegdaj znane niemal każdemu gimnazjaliście… Tego nie da się już zszyć żadną nicią. Smutne to niezmiernie.

Z tej obserwacji należy, ba!, trzeba, wyciągnąć wnioski. Na chłodno, z naukową precyzją i bez sercowych rozterek. Uznać, iż nie ma szans na podjęcie konstruktywnego dialogu pomiędzy Polakami a polskojęzyczną barbarią. Przepaść pomiędzy obu stronami właśnie przekroczyła rozmiarami Wielki Kanion Kolorado. Gdybyśmy nawet próbowali zbudować most, który miałby umożliwić antagonistom spotkanie twarzą w twarz, to i tak rychło się okaże, że barbaria nie podejmie wyzwania, gdyż nie potrafi stworzyć czegoś pozytywnego, a ponadto… A ponadto „matematyka jest rasistowska”!

---------------------------------------------------

Obrazy wykorzystywane wyłącznie jako prawo cytatu w myśl art. 29. Ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych.

Bazyli1969
O mnie Bazyli1969

Jestem stąd...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo