Bazyli1969 Bazyli1969
565
BLOG

Rzym i Polska, czyli o konsekwencjach żarłoczności Fiskusa

Bazyli1969 Bazyli1969 Ekonomia Obserwuj temat Obserwuj notkę 24

Ignorowanie ostrzeżeń to ścieżka, która prowadzi do śmierci.
A.   Allston
image

Z czego rodzi się zamożność społeczeństw? Standardowa odpowiedź brzmi: z pracy. Tej fizycznej i umysłowej. To prawda. Rzecz jasna są i tacy, którzy dodają, że także ze spekulacji, choć w moim przekonaniu bogactwo ufundowane na tego rodzaju działalności może dotyczyć jednostek, ewentualnie stosunkowo małych grup, ale nigdy wielkich zrzeszeń ludzkich. Gwoli sprawiedliwości należy uzupełnić, iż „pełna micha” stać się może również udziałem wspólnot praktykujących wobec innych zbiorowości brutalną przemoc. Nie musi być to od razu gwałt na skalę wojenną, ale wystarczy aby była to systematyczna opresja, od czasu do czasu wzmacniana prztyczkiem w nos. Ten ostatni sposób przez całe stulecia skutecznie stosowali Rzymianie i - trzeba to podkreślić – byli w tym prawdziwymi mistrzami. Jak jednak wiadomo przyszła kryska na matyska i od ponad półtora tysiąca lat chwała Rzymu jest li tylko wspomnieniem. Dlaczego tak się stało?

Istnieje sporo teorii na temat upadku Imperium Romanum. Są tacy, którzy zmierzchu dawnej stolicy świata upatrują w przyczynach zewnętrznych. Na przykład w najazdach barbarzyńców spoza limesu. Inni poszukują wyjaśnień w zjawiskach przyrodniczych (ochłodzenie klimatu, klęski żywiołowe, nieurodzaje), upadku starożytnych cnót lub chorobach. Jedną z najbardziej oryginalnych hipotez jest ta mówiąca o zatruciu elit rzymskich ołowiem, używanym w późnym cesarstwie bardzo powszechnie do wyrobu garnków, kubków, rur itd. Niemal każde z ww. przypuszczeń ma w sobie mniejsze lub większe ziarno prawdy, ale osobiście  uważam, że gangreną, która przez lata osłabiała Rzym, a następnie doprowadziła do jego zejścia w krainy mroku był… gargantuiczny apetyt Fiskusa.

Rozwój Rzymu dokonywał się w oparciu o przemoc. Brutalną, bezlitosną, permanentną. Dzięki uznaniu jej przez mieszkańców grodu Romulusa za ideę przewodnią oraz dodaniu tejże oprzyrządowania w postaci karnej armii, utalentowanych dowódców, techniki wojennej i surowych praw, granice Rzymu sięgnęły Szkocji, Sahary, Eufratu i wschodnich Karpat. A miano „Rzymianin” budziło w sercach milionów ludzi trwogę, podziw ale i zazdrość. Tę ostatnią z tej przyczyny, gdyż chociaż posiadanie obywatelstwa rzymskiego niosło ze sobą sporo obowiązków to  jednocześnie znacznie więcej przywilejów. Jednym z nich były istotne zwolnienia  w zakresie podatków. Nie powinno zatem dziwić, że jeszcze przez naszą erą na terenie Italii znaleźli się tacy, którzy podnieśli (pozornie dziwny) bunt przeciw Rzymowi, bo jednym z głównych postulatów uczestników insurekcji był ten o przyznaniu im obywatelstwa rzymskiego (89 r. p.n.e.).  W efekcie, po pacyfikacji buntu, spełniono oczekiwania ludu italskiego i jak wykazał spis przeprowadzony trzy lata później cives Romani liczyli 463 tysiące głów w państwie już kilkumilionowym.

W ciągu kolejnych stuleci władze rzymskie przyznawały wspomniane wyróżnienie różnym grupom mieszkańców zarządzanego przez nie państwa. Czyniły tak, ponieważ… było je na to stać! Wielkie podboje przynosiły Rzymowi olbrzymie wpływy, wystarczające na utrzymanie urzędników, armii, inwestycje w infrastrukturę a nawet na ekstrawagancje panujących. Dla zobrazowania znaczenia podbojów dla ekonomiki rzymskiej wystarczy wspomnieć, iż dochody skarbu republiki wynosiły ok. 50 mln denarów (200 mln sestercji) przed wyruszeniem Pompejusza na wschód. Po jego powrocie (reorganizacja prowincji wschodnich) dochody wzrosły do 135 mln denarów!

Czas nieubłaganie płynął i już za panowania cesarza Trajana (przełom I i II w. n.e.) pojawiła się pilna potrzeba znalezienia nowych źródeł dochodów. Uporano się z tym problemem poprzez wysłanie ciężkozbrojnych legionów za Dunaj i nad Eufrat. Niestety, apetyt Fiskusa wciąż rósł, a następcy Trajana – z różnych powodów – nie wykazali się równą mu zdolnością do zasypywania dziur budżetowych poprzez wyciskania grosza z ludów i krain nowo-podbitych. Skoro pojawił się szklany sufit trzeba było szukać nowych rozwiązań, a pomysłowość funkcjonariuszu skarbowych nie zna granic…

Tzw. Edykt Karakalli (212 r. n.e.) bardzo często przywoływany jest w literaturze jak przykład (rzadkiej przecież) otwartości i humanitaryzmu z doby starożytności. Przyznanie obywatelstwa rzymskiego wszystkim wolnym mieszkańcom Imperium miało być wielkim krokiem na drodze sprawiedliwości społecznej, praw człowieka, równouprawnienia itd. itp. Szkopuł w tym, że jak wyjaśnia wiarygodny świadek z epoki, czyli Kasjusz Dion, prawdziwą przyczyną decyzji Karakalli były trudności finansowe skarbu rzymskiego. Dzięki edyktowi,  cesarz rozszerzył obowiązki podatkowe dotyczące dotąd jedynie obywateli na większość (!) mieszkańców państwa – uwaga! – bez zwolnienia jej z dotychczasowych obciążeń. Krótko mówiąc mieszkaniec Egiptu, w zamian za obywatelstwo, prócz dawnych obciążeń, otrzymał cały pakiet nowych opłat i danin. Ręce same składają się do oklasków… A potem było już tylko gorzej…

Pozostawię na boku opis licznych perypetii związanych z chronicznym deficytem skarbu Rzymu. Nadmienię tylko, że w okresie panowania Dioklecjana i Konstantyna Wielkiego władze z jednej strony ściągały ze swoich obywateli bezlitośnie każdą należność, a z drugiej starały się ratować sytuację dekretując… ceny maksymalne. Jak wiadomo była to droga donikąd. Sprawy przybrały taki obrót, że dla zabezpieczenia wpływów zmuszano zamożniejszych mieszkańców miast do przyjmowania funkcji samorządowych, które niegdyś zaszczytne stawały się w późnym cesarstwie nieznośnym ciężarem, ponieważ „szczęśliwców” zobowiązywano do ponoszenia kosztów leżących onegdaj w gestii państwa. Więcej nawet! Ogłoszono i rygorystycznie egzekwowano prawa polegające na przypisaniu chłopstwa do ziemi, a dzieci rzemieślników musiały (!) dziedziczyć zawód po ojcu. Jednocześnie prześcigano się w wymyślaniu coraz to nowych obciążeń. W ten sposób wprowadzono podatek od płodów rolnych, narzędzi przemysłowych, kapitałów miejskich, opłatę za zwolnienie od służby wojskowej… Co ciekawe, w V w. poborem należności podatkowych parało się kilkadziesiąt (!) instytucji, a ich urzędnicy byli wynagradzani procentem od ściągniętych podatków, co prowadziło do licznych, a właściwie stałych, nadużyć względem płatników. Jak reagowali na to mieszkańcy?

Posiadamy liczne źródła dowodzące, iż ludność straciła szacunek dla państwa i jego funkcjonariuszy. Taki stosunek – poza najbogatszymi – prezentowały praktycznie wszystkie warstwy społeczne. Wielkie rzesze ludności uciekały na odludzia lub pod władzę barbarzyńców. Wybuchały powstania, podczas których obywatele rzymscy toczyli krwawe boje z… wojskiem rzymskim. Ba! Niejednokrotnie zdesperowani Rzymianie przywoływali dzikie ludy przeciw własnej władzy, a nawet walczyli w szeregach Gotów, Rugiów, Wandali, Alanów, Piktów... Państwo i kasta urzędnicza stali się wrogami dla większości obywateli. Trzeba zatem przyjąć, że rzymski Fiskus przyczynił się walnie (jeśli nie decydująco) do tego, że gdy w roku 476 członek germańskiego plemienia Skirów o imieniu Odoaker zdetronizował ostatniego władcę zachodniej części cesarstwa (Romulusa Agustulusa) i odesłał insygnia władzy do Konstantynopola, całe rzesze Rzymian przyjęły to wydarzenie obojętnie. Gmach najsilniejszego państwa w dziejach za przyczyną tych, których teoretycznym powołaniem była dbałość o dobrostan współobywateli, runął z wielkim hukiem. Na zawsze!

Pozwoliłem sobie na zgrubne przybliżenie roli Fiskusa w klęsce projektu pt. Rzym nie bez przyczyny. Zdaje się bowiem, że lekcja z historii miasta nad Tybrem nie została odrobiona przez ludzi zarządzających obecnie organizmami państwowymi. W tym i Polską. Gdy spojrzymy na historyczny rozrost cielska państwowego „smoka”, ciążącego coraz to bardziej na barkach obywateli, to nie możemy mieć wątpliwości, iż idzie to w złym kierunku. Widać przecież wyraźnie, że od dekad (i niestety w latach ostatnich) wymiar i wysokość wszelkich opłat, podatków, danin itd. nieustannie rosną. Symboliczny „dzień wolności podatkowej” wciąż przypada na połowę roku (w USA – jeszcze! - na kwiecień), co w porównaniu z minionymi epokami jawi się jako horrendum.

Nie jesteśmy potęgą militarną, gospodarczą czy kulturową. Na dziś nie ma szans abyśmy mogli żyć kosztem innych, mniej roztropnych nacji. Czyż jednak sposobem na rozwój, wzniesienie się wyższy poziom dostatku i siły nie jest poluzowanie na szyjach Polaków fiskalnej obręczy? Czyż nie jest prawdziwą ocena, że państwo jest silne siłą i zamożnością swych obywateli? Sądzę, że tak. Oczywiście zapiekły orator z frakcji obrońców budżetu państwa i stawiania go ponad realne dobro obywateli, potrafi produkować seryjnie opowieści o tym jak wielkie są potrzeby na szpitale, szkoły, mosty, drogi, wojsko… OK! Któż jednak potrafi wytłumaczyć: z jakiej przyczyny rok po roku spod sztanc decydenckich wychodzą coraz to nowe instytuty, urzędy, komisje, delegatury, agencje, biura? Dlaczego rząd i samorządy prześcigają się w zatrudnianiu setek i tysięcy osób zarządzających słońcem i pogodą? Czy jest sytuacją normalną, że w II RP w kancelarii Prezydenta i kancelarii Senatu Rzeczypospolitej pracowało po 40, 50 osób, a dziś każda z nich zatrudnia – bez mała – po pół tysiąca urzędników? Oczywiście nie chcę dziadowskiego państwa, ale pamiętam, iż wspomniany wyżej Rzym wzniósł się na wyżyny gdy kasta urzędnicza konsumowała nie więcej niż 0,5% przychodów,  począł więdnąć w chwili gdy osobnicy dysponujący urzędową „pieczątką” zaczęli pożerać 5-6% budżetu , a upadł, gdy wszyscy funkcjonariusze utrzymywani z podatków obywateli „konsumowali” ponad 70% wpływów!

Obecnie w Rzeczpospolitej funkcjonuje niemal 500 000 wszelkiej maści urzędników cywilnych. Co oznacza, że na ok. 30 pracujących Polaków przypada jeden decydent. Dodajmy do tego mundurowych. To dużo, bardzo dużo. Według wszelkich prognoz nie zanosi się na znaczącą zmianę trendu. Rzecz jasna mam świadomość, iż bez administracji i służb państwo traci sterowność. Niemniej jestem przerażony nierozważnym podążaniem przez rządzących (na każdym poziomie) ścieżką antycznych Rzymian, którzy własnym nieszczęściem dowiedli, iż niepohamowany fiskalizm jest drogą do katastrofy. Jeśli ktoś dysponujący odpowiednimi narzędziami i zdolnościami sprawczymi oraz cieszący się jako-taką estymą nie pójdzie po rozum do głowy i nie przeprowadzi, lub choćby zainicjuje, procesu odbiurokratyzowania państwa, optymalizacji funkcjonowania biuralistów i reformy systemu podatkowego, to możemy być pewni, iż klany urzędnicze w sojuszu z Fiskusem doprowadzą najpierw do niechęci, następnie do obojętności, a potem nawet szczerej nienawiści wobec państwa. Polskiego państwa! Co prawda, władza zawsze może wybrać wariant odmienny i wzorem dawnych sług Fiskusa wprowadzić kolejne podatki. Od mioteł, od pochodzenia, od pochówku, od noszenia brody, od zakrywania piersi a pospólstwo mocniej chwycić „za pysk”. Tylko… Tylko Polski żal.

---------------------------------------------

Obrazy wykorzystywane wyłącznie jako prawo cytatu w myśl art. 29. Ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych.

Bazyli1969
O mnie Bazyli1969

Jestem stąd...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka