Doświadczenie to nazwa, którą każdy nadaje swoim błędom.
O. Wilde

Byłem dziś pograć w badminton-a, a potem na spacerze. W lesie. Lubię las. Ciszę, swobodę, zapach… Nawet krótkie obcowanie z przyrodą zawsze mnie doładowuje, a jednocześnie wycisza. Mam wtedy czas na oderwanie się od zgiełku i przemyślenie różnych spraw…
Zawsze zastanawiało mnie zagadnienie dotyczące wpływu osobistego doświadczenia na poglądy. O życiu, o pracy, o miłości, o płci przeciwnej, o podróżach, o sztuce, o sporcie, o… Tak, o polityce również. Nie da się bowiem ukryć, że jesteśmy niczym gąbka i w trakcie naszego pobytu na tym łez padole nasiąkamy doświadczeniami, które konstruują, a nawet konstytuują, każdego i każdą z nas. To pozornie truizm, ale z tego rodzaju, o których zbyt często zapominamy. Dlaczego o tym wspominam? Otóż znaczna, a może i zdecydowana większość „aktywistów” z s24 zagląda tutaj z powodów – nazwijmy je roboczo – politycznych. Ba! Komentujemy notki, a nawet samodzielnie je tworzymy. W zależności od zapatrywań wspieramy, krytykujemy lub wyrażamy obojętność wobec tej lub inne formacji. Wolny kraj (jeszcze!), wolne słowo! Jest jednak jeden, bardzo dolegliwy, problem. Idzie o to, że pośród nas harcują ludzie aspirujący do miana demiurgów strategii i wizjonerów politycznych. Czynią to niekiedy inteligentnie, a czasami… Hmm… Ordynarnie. Ich prawo. Takie stanowiska wywołują dyskusje, spory i – niestety - również kłótnie. Osobiście nie mam nic przeciwko burzom mózgów, a nawet sądzę, że tylko ze sporów może „urodzić się” coś wartościowego. Z pożytkiem dla wszystkich. Z drugiej strony spoglądam ze smutkiem na chryje targające od pewnego czasu s24. Dlaczego? A to z tego powodu, iż bardzo często nie potrafimy ze sobą rozmawiać. Blokujemy rzeczowym argumentom przystęp do naszych umysłów i zagrzebujemy się w mentalnych „Okopach św. Trójcy”. To – moim zdaniem – intelektualny samogwałt. Nikt i nigdzie na takim paliwie daleko nie zajechał.
Jako że nie bytujemy w enklawie oddzielonej od świata nieprzepuszczalnymi granicami żywo reagujemy na zdarzenia wokół nas. Każda i każdy wyrabia sobie opinię na dany temat i ją artykułuje. Na zdrowie! Niestety, to co zauważam w postawach wspomnianych wyżej „demiurgów” i „wizjonerów” budzi mój zasadniczy niepokój. Przede wszystkim z tej przyczyny, iż odczytuję poszczególne stanowiska jako wynik prywatnych doświadczeń i wynikających z nich afektów. Co więcej, pewna część salonowych aktywistów (zapewne mocno zaangażowana emocjonalnie w ocenę zachodzących procesów i wydarzeń) pretenduje do tytułu realistów, którzy z wysokości niebosiężnych cokołów łaskawie pouczają miejscowy populus. Przy okazji wszystkich oponentów starają się przywoływać do porządku stwierdzeniem: „my, realiści (czytaj: prawdziwie martwiący się o los Polaków) wiemy lepiej”. „My, narodowcy”… Sam uważam się za sympatyka tego nurtu, ale nigdy nie przyszło mi do głowy, aby kogoś z naszych rodaków, faktycznie zatroskanych o los Ojczyzny, postponować tylko z tego tytułu, że mają oni odmienny pogląd na porządki wewnętrzne. Prawica, centrum, lewica… Mnie tam (niemal) „wsio rawno”, bylebyś tylko człowieku na pierwszym miejscu stawiał Polskę i Polaków. Spierajmy się z klasą i dla dobra wspólnego. Prawica, centrum, lewica. Nawet ostro. Wtedy z pewnością, w oparciu o zasady demokratycznej rywalizacji, umeblujemy nasze otoczenie według odpowiadających nam gustów. Natomiast tych, którzy wysługują się potęgom ościennym (a takich mamy niemało spod każdego sztandaru) z miejsca wystawiam poza nawias. Tak jak nasi przodkowie Komunistyczną Partię Polski i wszelkie jej mutacje.
Z tej przyczyny muszę stwierdzić, że już jako absolutnie irytujące jawi się nakłanianie publiki do przyjęcia jako objawionych prawd o tym lub owym sąsiedzie Polski. Jak rozumiem tenże zabieg ma spowodować, iż jako naród wybierzemy jedną opcję i stanie się ona dla nas receptą na wszelkie niedomagania i dolegliwości. Będziemy żyli bezpiecznie, bogato, długo oraz w zdrowiu. A być może coś nam jeszcze ekstra z obcego stołu skapnie… Mnie to nie przekonuje, gdyż nikt tak nam nie pomoże jak my sobie sami. Wysyłanie niewolniczych uśmiechów na wschód lub na zachód – jak zawsze – musi skończyć się morzem łez; a najpewniej i krwi. I tyle. Jedynym sposobem na utrzymanie w jako-takim porządku Polskiego Domu jest roztropne i systematyczne dążenie do odzyskania lub - jak wolą niektórzy – zachowania zdrowego rozsądku, szacunku dla siebie oraz - uwaga! - korzystania z doświadczenia. Jest wszakże jedno „ale”! Doświadczenie.
Sięgam do zakamarków pamięci i odżywają w niej obrazy kontaktów z obcymi. Na dobrą sprawę poza Białorusinami poznałem reprezentantów wszystkich naszych sąsiadów. Znajomości miały różnorodny charakter i kończyły się odmiennymi ocenami. Gdybym chciał jednak budować moje opinie o kształtach relacji pomiędzy narodami i państwami w oparciu o indywidualne doświadczenia z Iwanem, Hansem lub Vytautasem, to wystawił bym sobie marne świadectwo. Zresztą… Mniejsza o mnie. Trochę popiszę, pogadam, pójdę wrzucić kartę wyborczą do urny itd. itp. Wiem jednak, iż na poziomie odpowiedzialności za wielomilionową wspólnotę, za jej teraźniejszość i przyszłość, żaden polityk nie ma prawa kierować się sentymentami. Jeśli zapomni o tej żelaznej zasadzie – biada ludziom zawisłym od jego decyzji. Wiem też, że nie wszyscy, a nawet nie większość kierowników polskiej polityki jest świadoma tej oczywistości. To źle wróży, choć jeszcze nie jest beznadziejnie. Wciąż w popiele żarzy się iskierka nadziei. Dlatego tak ważnym jest, by aktywni uczestnicy debaty politycznej, a ci poruszający zagadnienia relacji międzynarodowych już szczególnie, również nie dawali się zwieść namiętnościom, zauroczeniom i pojedynczym sympatiom. Nawet uczestnicy tacy jak my. Tym, którzy jednak z powodu pychy lub „najmojszego” realizmu nie będą chcieli tego zaakceptować, dedykuję słowa napisane przez jednego z naszych Ojców Niepodległości. Człowieka, który doświadczył wiele i z niejednego pieca jadał chleb. Miał prawo kogoś lubić, a kogoś nienawidzić. A mimo to stał twardo i z chłodnym umysłem przy sprawie polskiej. Szkoda, iż jego nauki (wbrew potocznemu przekonaniu) dziś poszły w las…
„Przyznam się, że mam wstręt do oskarżania Niemców i Moskali. Powiem więcej: jeżeli się nie łudzę, to przestałem ich nawet nienawidzić. Inna rzecz, że nie lubię Niemców, że wstrętny lub śmieszny mi jest pod wielu względami ich samolubny typ życia, ich sposób czucia i myślenia, że budzi we mnie częstokroć politowanie ich brutalna naiwność, ale z drugiej strony mam ogromny szacunek dla ich energii, karności, zdolności organizacyjnych, a przede wszystkim dla ich konsekwencji, która jest głównym przymiotem prawdziwie dojrzałego, męskiego umysłu, a która u nas jest białym krukiem. Mam pogardę dla Moskali za ich azjatycką skłonność niszczycielską, za tę bezceremonialność, z jaką tratują po niwach wiekowej pracy cywilizacyjnej, za tę wschodnią nieodpowiedzialność przed własnym sumieniem, która w każdej sprawie pozwala mieć dwa oblicza, ale czasem mi się zdaje, że nawet oni mają więcej odwagi, gdy idzie o uznanie bolesnej prawdy i wyciągnięcie z niej bezpośrednich wniosków. Poza tym jedni i drudzy są mi obojętni: ich czyny o tyle tylko mię interesują, o ile są w jakimkolwiek związku z losami naszego narodu, o ile nam wyrządzają szkodę lub zapowiadają korzyść przez osłabianie ich samych.”*
Aha, jeszcze jedno. Tytułowe pytanie otrzymałem od jednego z aktywistów, z grona tych, którzy nie zadają sobie trudu rozważania po męsku oraz odpowiedzialnie wszystkich za i przeciw. Nie potrafią także oddzielić własnych doświadczeń od interesu państwa i narodu. Niczym dzieci we mgle. Oczywiście, to uprzejme założenie, bo – być może – kryją się za taką postawą znacznie bardziej brudne intencje. Co ciekawe, nie otarli się również o coś, co nazwać należy „kulturą sporu”. O ile to drugie da się znieść, o tyle barbarzyńskiego bełtania w głowach rodaków już w żaden sposób. Mógłbym w tym miejscu wyrazić osobistą ocenę takich smarkatych zachowań, ale dla utrzymania higieny gawędy skorzystam z kolejnego cytatu naszego wielkiego rodaka. Niech się niesie…
„Nienawidzę ludzi nikczemnych, bez względu na to, czy są Niemcami, Moskalami, czy moimi własnymi rodakami, a może najwięcej w ostatnim wypadku.”*
PS "Bryk" notki dla Koleżanki @gini:

* „Myśli nowoczesnego Polaka”, R. Dmowski, W-wa 1989, ss. 89-90.
---------------------
Obrazy wykorzystywane wyłącznie jako prawo cytatu w myśl art. 29. Ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych
Inne tematy w dziale Społeczeństwo