Zły pokój to coś, co mamy w czasie, kiedy dojrzewa kolejna wojna.
Terry Pratchett

Dwa mocarstwa, 28 punktów i kilkadziesiąt państw. Zdaje się, że nawet dla doświadczonych kucharzy posiłek złożony z podobnej ilości składników może okazać się katastrofą. W polityce jest podobnie. Tam, gdzie winno być jasno, począł panować mrok. Tam, gdzie czystość powinna być wzorcowa, od brudu aż się klei. Tam, gdzie musi być bezpiecznie, płonie mnóstwo źródeł otwartego ognia. Z tej przyczyny ramowy plan negocjacji koniecznych dla zakończenia wojny na Ukrainie to memorandum kuriozalne. Nie tylko pełne niedopowiedzeń, niejasności i amatorskich wtrętów, ale również pozbawione niezwykle ważnego pierwiastka, czyli… sprawiedliwości. Rzecz jasna sytuacja na froncie i w gospodarce zaatakowanego państwa nie jest godna pozazdroszczenia i trudno wymagać, aby dominujący - coraz to bardziej - agresor miał zadowolić się niczym, ale są pewne granice hucpy. Hucpy polegającej na tym, że ewentualne przyjęcie (bez istotnych zmian!) warunków zawartych w omawianym dokumencie, w żaden sposób nie zaspokaja oczekiwań Ukraińców. Ktoś powie: „Co tam oczekiwania Ukraińców! Niech już kończą tę wojnę!” Sam jestem gorącym zwolennikiem jej zakończenie, wiem jednak, iż wspomniane 28 punktów to dobry przepis na kolejne zamieszanie. I to takie, które rykoszetem odbije się na… nas. Czemu? Dla jasności obrazu pominę kwestie „biznesowe” oraz te związane z wyniesieniem prezydenta USA na stołek imperatora wszechświata. Skoncentruję się za to na krótkim zreferowaniu kilku potencjalnych zagrożeń dla Rzeczypospolitej.
Nie ulega dla mnie wątpliwości, iż brak lub niewielkie zmiany dot. warunków pokoju zawartych w 28 punktach nie staną się środkiem pacyfikującym nastroje znacznej, a może nawet olbrzymiej części Ukraińców. Szczególnie tych, którzy od miesięcy i lat żyli i żyją w okopach. Nie ma takiej szansy! Gdy uwzględnimy jeszcze fakt, że w szeregach SZU znajduje się mnóstwo osób związanych z takimi formacjami jak „Azov”, UNA-UNSO czy posiadających swe domy na obszarach wciąż pozostających pod kontrolą ukraińską, to wybuch niezadowolenia z powodu ewentualnego zawarcia pokoju na obecnych warunkach zdaje się pewnym. O jego skali trudno prorokować, lecz co do generaliów nie powinniśmy mieć złudzeń. Co to oznacza? Ano tyle, że za naszą wschodnią granicą będzie niespokojnie. Może nawet bardzo. Tak jak w okresie XVII wiecznej „Ruiny”. A skoro tak, to musimy pamiętać, iż wielu ludzi w sytuacji poważnego zamieszania wewnętrznego oraz będącego jego wynikiem braku bezpieczeństwa (każdego rodzaju) wybiera emigrację. Tym bardziej, że w dużej części społeczeństwa znad Dniepru zapanuje przekonanie o zdradzie narodu przez władze. Dla nas oznacza to, iż będziemy skazani na nową falę migracji zza południowo-wschodniej granicy. Będzie on różniła się od poprzednich przede wszystkim tym, iż pośród dziesiątek lub setek tysięcy migrantów znajdzie się spora grupa ludzi przywykłych do wojny i… zabijania. To po pierwsze.
Drugie zagrożenie ma inny charakter. Chociaż również wynika z treści 28 punktów. Otóż potraktowanie przez USA państwa dzielnie broniącego swej niepodległości przed barbarzyńskim najazdem, w taki a nie inny sposób, jest kolejnym i właściwie ostatecznym dowodem na to, że mocarstwo mieniące się strażnikiem uczciwych zasad na całym globie, tymi zasadami wyciera sobie gębę(vide: Strefa Gazy). Rzecz jasna każdy rząd tegoż mocarstwa winien dbać przede wszystkim o interesy własnych obywateli, ale sztuka polega na tym, aby umiejętnie pogodzić swoje potrzeby z potrzebami sojuszników. Gdy zaprzestaje się stosowania takiej sztuki, to samemu rezygnuje się z wiarygodności, czyli głównego narzędzia w procesie budowania aliansów. Dodajmy do tego zapisy projektu godzące (przyznaję, że boleśnie) w poczucie godności Polaków i uzyskujemy bliską doskonałości pożywkę dla wszystkich tych sił nad Wisłą, które pieją o konieczności pogłębienia integracji w ramach UE. Ba! Przy umiejętnej propagandzie obozu sił zewnętrznych skokowo może wzrosnąć poparcie dla powstania legendarnej już „Armii Europejskiej”. I apele realistów odwołujące się do zdrowego rozsądku i doświadczenia mogą na niewiele się zdać. Wpadniemy z deszczu pod rynnę…
Podsumowując trzeba stwierdzić, że „niespodzianka” wygotowana przez Waszyngton (mający „gorące” plany wobec Wenezueli) w porozumieniu z Moskwą jest dla nas – w krótkim okresie - groźna głównie z dwóch powodów. „Kocioł” u wschodnich granic i kolejna fala masowej migracji oraz zwiększenie nad Wisłą poparcia dla frakcji optujących za anihilacją Rzeczypospolitej. Obawiam się, że taki scenariusz jest raczej bardziej niż mniej prawdopodobny. A to także z tej przyczyny, że środowiska skupione wokół rządu ukraińskiego oraz samego W. Zełeńskiego mają sporo za uszami i stojąc pod ścianą zadbają przede wszystkim o bezpieczeństwo… własnych tyłków. O to, co się stanie po podpisaniu pokoju, niech się martwią inni. Tak pewnie myślą.
Z tej perspektywy uważam, że koniec wojny na Ukrainie w oparciu o sławetne 28 punktów, to dla nas dopiero początek… nowej serii problemów.
-----------------------------
Obrazy wykorzystywane wyłącznie jako prawo cytatu w myśl art. 29. Ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych
Inne tematy w dziale Polityka