Bazyli1969 Bazyli1969
333
BLOG

Francja - rok 2050.

Bazyli1969 Bazyli1969 Fantastyka Obserwuj temat Obserwuj notkę 3

- Pyta pan jak to się zaczęło? Niby zwyczajnie. Ostatnimi czasy co rusz ktoś wyskakiwał z podobnymi pomysłami. Ale dobrze... To był lipiec. Trzynastego...  Tak, w przeddzień dawnego święta. Koło południa otrzymaliśmy informację o kolejnej próbie ogłoszenia secesji Marsylii. Miejscowi policjanci nie dawali rady, a zresztą większość z nich stanęła po stronie secesjonistów. Zrazu na ulice wyszli nieliczni przeciwnicy działań miejscowych władz ale szybko zostali spacyfikowani. Polała się krew i zapełniły więzienia. Ruszyliśmy. To tylko 40 kilometrów od naszych koszar. Zgodnie z rozkazami generała Faux mieliśmy rozpoznać sytuację i zabezpieczyć strategiczne punkty miasta i regionu. Niestety niebawem po dotarciu do rogatek z okolicznych  budynków wylały się nieprzeliczone tłumy wykrzykujące religijne hasła, powiewające czarnymi flagami i besztające moich podkomendnych. Z każdą chwilą groza narastała i część żołnierzy nie chciała wykonywać rozkazów. Ktoś wystrzelił... Skontaktowałem się z generałem i ten polecił mi wycofać oddziały na pozycje wyjściowe. Rzekomo po to aby nie zaogniać sytuacji. Jestem zawodowym wojskowym więc rozkaz wykonałem. Do koszar wróciła nas połowa. Pozostali, głównie ci co to nie chcieli się podporządkować rozkazom, rozpierzchli się z bronią. Mówiąc krótko: zdezerterowali. Kolejne dni przypominały prawdziwy horror. W jednostce wzmocnione posterunki i gotowość bojowa. W telewizji relacje z płonących miast, manifestacje, uliczne wiece i apele prezydenta Faible o zaprzestanie przemocy, wartościach republikańskich, jednym narodzie i takie tam. Trwało to prawie tydzień. Któregoś dnia zaatakowano naszą jednostkę. Dość długo broniliśmy się, lecz wtargnięcie ciężarówek wypełnionych materiałami wybuchowymi przechyliło szalę na korzyść atakujących. Wraz z dwoma oficerami i kilkoma szeregowcami przebiliśmy się w stronę wzgórz. Tam przeczekaliśmy do wieczora. Byliśmy pozbawieni informacji, prowiantu, amunicji. Do Bretanii? Wandei?  Gdzie? Naradziliśmy się, a że rozsądek podpowiadał aby oddalić się możliwie daleko od epicentrum wydarzeń postanowiliśmy ruszyć ku północy. Początkowo poruszaliśmy się w ciągu dnia. Na nasze nieszczęście już wtedy ludność zamieszkująca dawniej spokojne i senne wsie była terroryzowana przez grupy uzbrojonych bandytów i jakieś obce milicje. Byliśmy piekielnie głodni i zmęczeni. Pozostała nam tylko noc. Od czasu do czasu widzieliśmy wielkie i przerażające łuny. To paliły się liczne miasteczka i osady. Raz nawet zdarzyło nam się zapoznać z efektami takiej wizyty bandytów. Trupy, zgliszcza kościoła... Hmmm...  W okolicach Nancy jeden z miejscowych, jak się okazało stary wojak, udzielił nam schronienia.  Mieliśmy też okazję wysłuchać przemowy tego zdrajcy  i gamonia Mechanta, który dowódcom istniejących jeszcze jednostek nakazał złożyć broń i zadeklarował przystąpienie do Rządu Tymczasowego. Nad ranem gospodarz poinformował nas, że dla własnego dobra powinniśmy zmienić kierunek wędrówki bo granica strzeżona jest przez oddziały specjalnie delegowane przez Berlin i każdy Francuz starający się opuścić kraj przekazywany jest bezlitosnym milicjom religijnym. Posłuchaliśmy starca. W trakcie marszu odszedł porucznik Espoir. Miał potworną ranę jamy brzusznej. Zabiło go zakażenie. Niech spoczywa w pokoju... Na początku września, przebrani już w cywilne ubrania, dotarliśmy do Havru. Pod osłoną nocy, mimo patroli uzbrojonych strażników, udało się nam dostać do portu. Kapitan jednej z niewielu cumujących jeszcze jednostek wysłuchał naszej opowieści i całą siódemkę kazał napoić, nakarmić i ukryć pod pokładem. Gdy odpływaliśmy od brzegów naszego kraju popłakaliśmy się jak dzieciaki. My, dorosłe chłopy... I tak pojawiliśmy się tutaj.

- Kapitan Marciniak spojrzał w przekrwione oczy Derniera: Panie pułkowniku, witam na terytorium Rzeczypospolitej. Jest pan już bezpieczny.

Bazyli1969
O mnie Bazyli1969

Jestem stąd...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura