Znam osobę, dla której Ryszard jest autorytetem. Poważnie. Podobno jest taki "hamerykański", światowy, zna się na wszystkim. Politolog, mówca, prawnik, historyk, geopolityk i... ekonomista. Prawdziwy mąż stanu. Początkowo nie chciałem w to uwierzyć. Ale to prawda. Opadła mi szczęka. Są ludzie, którzy w Ryszardzie i jego czynach upatrują swej szansy. Na co? To już przekracza możliwości mojej nietuzinkowej wyobraźni... Po pewnym czasie przybliżyłem się do odpowiedzi. Znajoma pracuje w korporacji bezlitośnie wysysającej od lat soki z naszego rynku i pracujących dla niej tuziemców. Jeździ służbowym samochodem klasy C i raz w roku dostaje talon na balon. Jest "właścicielką" mieszkania kupionego za frankowy kredyt. Latem bywa w Turcji, okupując w sześć osób pokój o wymiarach 3 na 4. Wkurza ją bicie w kościelne dzwony i z marszu podpisuje petycje o liberalizację prawa aborcyjnego. Nigdy nie wrzuca do kapelusza grosza dla bezdomnego ale z dumą wypina pierś przyozdobioną owsiakowym serduszkiem wykupionym za zetę. "Wielkiego żarcia" nie oglądała, "Sienkiewiczów" nie czyta, Adam Strug i jego sięganie do korzeni to według niej popelina. Naszych sportowców nie poważa i ogląda Australian Open, choć absolutnie nie kuma reguł gry. TVP to kaczystowska i plebejska propaganda. Woli TVN i GW. I wtedy zrozumiałem...
Inne tematy w dziale Rozmaitości