Z pozoru nieistotne zdarzenia, zachowania i sytuacje niejednokrotnie służyć mogą jako klucz do wyjaśniania spraw zamglonych. To spostrzeżenie nie jest obce światu nauki. Astronomowie, fizycy, biolodzy, socjologowie czy historycy dokonywali czasem wielkich odkryć zwracając uwagę wcale nie na plan pierwszy, ale na rzeczy ledwo widoczne. A jak się to ma do polityki? Ma się, ma...
Przedwczorajsze głosowanie nad nowelizacją Ustawy o IPN wywołało wśród obywateli Rzeczypospolitej burzę. I dobrze. Zasadniczo jednak obserwatorzy (w tym bardzo wytrawni) koncentrują się na skutkach krótkoterminowych i generalnie dotyczących bezpośrednio samej ustawy (tzw. sprawy "godnościowe"). Moim skromnym zdaniem to (jak mawia J. Tomaszewski) nie jest błąd, to wielbłąd! Efekty korekty prawa są dużo, dużo poważniejsze i zwiastują nadejście wiekopomnych zdarzeń. Co mnie skłoniło do przyjęcia takiego wniosku?
Otóż spośród posłów tzw. Zjednoczonej Prawicy jedynym, który wstrzymał się od głosu był odwołany w styczniu tego roku minister środowiska prof. Jan Szyszko. Zaznaczę, że minister J. Szyszko nie jest dla mnie żadnym bratem czy swatem. Popełnił sporo błędów (np. nie ograniczając się w tworzeniu w strukturach ministerstwa legionu zaufanych). Był jednak jedną z bardziej wyrazistych postaci w rządzie B. Szydło. Miał też charakter i dopóki mógł, dopóty walczył z durnymi zarzutami o plany eksterminacji populacji kornika drukarza, zdegradowania Puszczy Białowieskiej czy chęci wycięcia wszystkich drzew w Polsce. Walczył...
Tak się jednakże poukładało, że w pierwszych dniach stycznia 2018 r., już w około miesiąc po objęciu funkcji premiera przez M. Morawieckiego, został zdymisjonowany. Zawsze uważałem, iż trener, przywódca, szef firmy i premier mają święte prawo dobierać sobie współpracowników. Wydaje się jednak, że w przypadku prof. Szyszki kontekst wykluczenia z "drużyny dobrej zmiany" był nieco szerszy.
Nie da się ukryć, że powołanie M. Morawieckiego na urząd premiera zostało spowodowane przyczynami, o których zwykli zjadacze chleba (czyli większość moich rodaków) nie mają bladego pojęcia. Jest też jednak tak, że nikt nie może zabronić tym "szarym obywatelom" analizowania rzeczywistości. Stąd też według mnie zachowanie prof. Szyszki podczas czwartkowego głosowania nowelizacji Ustawy o IPN wynikło z przyczyn fundamentalnych. Oczywiście należy brać pod uwagę scenariusz, iż pan Szyszko mocno się obraził i w ten sposób dał pstryczka młodemu Morawieckiemu. Wydaje się jednak (znając przekonania bohatera notki), że w ten sposób dał wyraz swej dezaprobacie. Wobec czego?
Jako Polacy i państwo polskie nie mamy wielkich zasobów ropy i gazu. Nie jesteśmy geniuszami w zakresie nanotechnologii i wymyślania nowych rodzajów broni. Brakuje nam fabryk, w których produkowalibyśmy super auta, samoloty, sprzęt RTV... Nie jesteśmy znani w świecie z posiadania rodzimych odpowiedników Google czy FB. Mamy jednak coś co zawsze stanowiło i również w najbliższych latach stanowić będzie łakome kąski. Tak, są to lasy, wody, ziemia... Lasy Państwowe, Agencja Nieruchomości Rolnych, Państwowe Gospodarstwo Wodne - Wody Polskie, to "towar" warty - pi razy oko - setki miliardów dolarów. Jedną z osób najbardziej obeznanych w tych kwestiach jest niewątpliwie były minister Szyszko. Przypuszczam, że będąc w rządzie zdążył zorientować się dość dobrze w kwestii przyszłości wspomnianych narodowych zasobów, a dokładniej powziął informacje na temat kto ma zostać ich właścicielem w niedalekiej przyszłości. Stąd też jego głos wstrzymujący.
Być może jestem w wielkim błędzie i prof. Szyszko jest zwyczajnie małostkowy i wielkie sprawy polskie znaczą dla niego tyle samo co dla hordy polskojęzycznych oligarchów lub tchórzliwych wciskaczy guzików w budynku parlamentu. Istnieje jednak szansa, że stanowisko prof. Szyszki powinno dać wiele do myślenia analitykom, obserwatorom życia politycznego, publicystom i nam - wyborcom i obywatelom Najjaśniejszej Rzeczypospolitej.
Inne tematy w dziale Polityka