Bazyli1969 Bazyli1969
1770
BLOG

Wyprawy krzyżowe jako nauka dla współczesnych Europejczyków

Bazyli1969 Bazyli1969 Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 29

A potem świat znowu zaczął istnieć, ale istniał zupełnie inaczej.
Andrzej Sapkowski
 image
źródło: http://images5.alphacoders.com/411/411368.jpg


Przed ostatnimi mistrzostwami Europy w piłce nożnej, na stronie BBC znaleźć można było artykuł zawierający następujące pytanie: "Czy to źle, iść w przebraniu krzyżowca na mecz reprezentacji Anglii?". Aby nie siać wątpliwości w głowach co bystrzejszych poddanych Korony, dwa wersy dalej prewencyjnie umieszczono sugestię, która w zamiarze autorów wpisu miała odpowiednio ukierunkować tok myślenia wątpiących. A brzmiała ona tak: "Krzyżowcy byli sprawcami brutalnych ataków na muzułmanów i żydów w Europie i na Bliskim Wschodzie”.  Jak wielu czytelników odeszło od ekranów komputerów ze skruszonych i z rozdartym sercem by natychmiast ulokować w koszu na śmieci swoje kibicowskie stroje z czerwonym krzyżem - nie wiadomo. Wielce prawdopodobnym  jest natomiast, że redaktorów, którzy popełnili wspomniany tekst rozpierała duma z powodu  doskonale spełnionego obowiązku w dziele  nawracania na tolerancję miejscowych,  chrześcijańskich dzikusów. Być może sądzili nawet, że apelując do swych rodaków, uczynili milowy krok ku pojednaniu od dawna zwaśnionych stron i zaskarbili sobie dozgonną wdzięczność milionów wyznawców Proroka. Być może... Z pewnością jednak wpisali się w wielogłos coraz potężniej rozbrzmiewający od Alaski po Antypody i od Skandynawii po Maghreb, iż to nasi przodkowie ponoszą całkowitą winę za narastający konflikt pomiędzy cywilizacją łacińską a cywilizacją islamu. Początków owej "zbrodni" najczęściej upatrują w zamierzchłych czasach i tak jak np.  Amin Maalouf (chrześcijański Libańczyk tworzący we Francji!) twierdzą, że ruch krucjatowy był "rozpoczęciem tysiącletniej wrogości pomiędzy światem islamu i Zachodem".  Czy tak było naprawdę?


27 listopada 1095 r. w miejscowości Clermont, papież Urban II w obecności nieprzeliczonych tłumów wygłosił następujące frazy:
"Ponieważ, o synowie Boży, obiecaliście energiczniej niż zwykle podtrzymywać w waszym środowisku należny pokój, a jeszcze sumienniej przestrzegać praw Kościoła, powinniście dążyć do tego, aby siłę waszej gorliwości obrócić na jaką bądź inną bożą i waszą sprawę. Wszak jest koniecznością, abyście niezwłocznie podążyli z pomocą waszym braciom zamieszkującym na Wschodzie i potrzebującym waszej, niejednokrotnie obiecywanej im pomocy. Na nich zwalili się bowiem, jak o tym większości z was już doniesiono, Turcy i Arabowie, którzy dotarli aż do Morza Śródziemnego, do tego miejsca, które zwie się "ręką św. Jerzego", u granic Romanii. Zajmując coraz dalsze ziemie tychże chrześcijan, oni uzyskali nad nimi przewagę niejednokrotnie rozbijając ich w walce, wielu zabili lub wzięli do niewoli, kościoły porozbijali, a imperium spustoszyli. I jeśli wy spokojnie pobłażać będziecie jeszcze przez pewien czas wszystkim tym gwałtom, oni zwyciężą jeszcze więcej ludzi oddanych Bogu.
[...]
Niech się obecnie staną rycerzami ci, którzy przedtem byli rozbójnikami. Niech obecnie prowadzą sprawiedliwą walkę z barbarzyńcami ci, którzy poprzednio walczyli przeciw braciom i współrodakom. Niech otrzymają teraz wieczną nagrodę ci, którzy dawniej za małą zapłatę byli najemnikami. Niech podwójny honor uwieńcza wysiłki tych, którzy trudzili się ze szkodą ciała i duszy. Kto tu nieszczęśliwy i biedny, tam będzie bogaty, kto tu przeciwnikiem Boga, tam będzie Jemu przyjacielem. Niech zatem idący [do Ziemi Św.] nie zwlekają, ale, powierzywszy swoje dobra [w godne ręce] i zebrawszy środki na koszty podróży, z końcem zimy, w najbliższą wiosnę, niech z Bogiem żywo wyruszą w drogę".


Działania papieskie nie wynikały li tylko z rozważań i zachęt rezydujących w Rzymie hierarchów Kościoła, ale tak naprawdę były reakcją na błagania Bizancjum o pomoc. W 1095 roku Aleksy I Komnen  wysłał do Urbana II pilne poselstwo. Posłowie, odszukawszy papieża w Piacenzie, „nalegali, by Jego Świątobliwość i wszyscy wierzący w Chrystusa pomogli w obronie tego świętego Kościoła, niemal unicestwionego przez niewiernych, którzy dotarli już prawie pod mury Konstantynopola". Władca Wschodu wiedział, iż w obliczu śmiertelnego zagrożenia jedyną nadzieją mogą być siły żyjących na zachodzie braci w wierze. Istniał zresztą już precedens w tej materii, gdy w czasach Sylwestra II (druga połowa X w.) grupy zbrojnych z ziem galijskich oraz Italii przybyły na pomoc pogrążonemu w niemocy Cesarstwu. Jak dowiodły wydarzenia  z jesieni 1095 r. zdesperowany Bizantyjczyk nie pomylił się.


Para nie poszła w przysłowiowy gwizdek i następnego roku liczne grupy zbrojnych pod kierownictwem  doświadczonych przywódców zebrały się by ruszyć ku Ziemi Świętej. Nim jednak to nastąpiło w Nadrenii i północnej Francji skupiły się olbrzymie masy tzw. ludności pospolitej, na czele której stanęli niezamożni i gorącokrwiści rycerze. Uznali, iż ogólne poruszenie jest doskonałą okazją do poprawienia swego losu i wyrównania zaległych rachunków. Wśród nich wyróżniał się niejaki Walter Bez Ziemi oraz trzech rycerzy z Niemiec, czyli Gotschalk, Volkmar i Emich. To za ich przyczyną gniew ludu obrócił się przeciw miejscowym Żydom i wielu reprezentantom duchowieństwa. Tumult jednak wygasł tak szybko jak wybuchł. Sprawy w swoje ręce wzięli oficjalni przywódcy wyprawy.


Droga krzyżowców do Palestyny nie była usłana różami. Przemarsz dziesiątków tysięcy zbrojnych musiał budzić niepokój wśród mieszkańców krain, przez które wiodły drogi na wschód. Nie obyło się zatem bez utarczek, grabieży, gwałtów. Na domiar wszystkiego przywódcy wyprawy musieli zmierzyć się na niwie dyplomatycznej z samym cesarzem, który widząc potęgę "Franków" liczył na pozytywny rozwój wydarzeń i z góry chciał zagwarantować sobie wymierny udział w potencjalnych zyskach. A te z dnia na dzień przybierały realne kształty. Po przeprawie na azjatycki brzeg, krzyżowcy zdobyli kolejno Nikeę, pobili muzułmanów pod Doryleum, szturmem wzięli starożytne miasto Antiochię, a potem jeszcze stoczyli kilka walk na trasie do Jerozolimy. Do tej ostatniej dotarli w czerwcu 1099 r. Przez trzy lata cierpieli głód, nękały ich choroby, w walkach znacząco przerzedziły się ich szeregi. Mimo tego, gdy na horyzoncie zamajaczyły mury Świętego Miasta wycieńczeni rycerze (w sile maksymalnie 14-15 tys. ludzi) oszaleli z radości. Jak wspominał naoczny świadek: "Cała armia, na kolana padłszy, wołała z radości: — Jeruzalem! Jeruzalem!".

Początkowo ataki nie przynosiły oczekiwanych skutków. Udało się wprawdzie wedrzeć na mury ale tylko na moment. Pewien młody, pełen wigoru wojak zwący się Raimbold Cretons z Chartres, postawił nawet stopy na fortyfikacjach, ale gdy dotarł na szczyt, któryś z obrońców odciął mu zupełnie jedną rękę, a drugą prawie zupełnie. Zadowoleni z takiego obrotu spraw islamscy obrońcy Jerozolimy popadli w pychę i aby osłabić morale napastników, strzelali w ich obóz z katapult głowami pojmanych rycerzy, oraz wieszali chrześcijańskich duchownych do góry nogami na murach i bili ich po piętach do  śmierci. Według zachowanych przekazów przed decydującym szturmem krzyżowcy pościli przez trzy doby. Między Bogiem a prawdą należy dodać, że i tak nie mieli za bardzo czego spożywać... Jakby nie było w dniu 15 lipca zaczął się decydujący akt dramatu. Muzułmanie bronili się dzielnie, lecz zapał atakujących był przeogromny. Jako pierwszy na mury wdarł się rycerz o imieniu Lethold, po nim następni i kolejni... Jerozolima na bez mała stulecie stała się stolicą chrześcijańskiego królestwa.


Wieść gminna niesie, że główna przyczyna podjęcia wyzwania wyzwolenia Ziemi Świętej leżała w sferze ekonomii. Rzesze drobnego rycerstwa i młodszych synów zachodnioeuropejskich feudałów, nie miały widoków na materialna nirwanę i niczym wygłodniały pies kości uchwyciły się idei głoszonej przez papieża, dającej szansę na uzyskanie w nowych warunkach choćby kawałka własnej ziemi z garstką poddanych. Tkwi w tym ziarno prawdy i trudno temu zaprzeczyć, ale... Gdyby taka optyka dominowała wśród krzyżowców, to jak można wytłumaczyć fakt, iż prawie nazajutrz po zdobyciu Jerozolimy około 75% rycerzy powróciło do swych pieleszy nad Ren, Sekwanę i Pad? Zresztą ci, którzy pozostali, zwykle nie przypominali bezwzględnych i krwawych tyranów  znanych z hollywoodzkich produkcji. Muzułmański podróżnik -  Ibn Jubayr, który przemierzył Morze Śródziemne na drodze swojej pielgrzymki do Mekki w latach 80tych XII wieku zauważył, że muzułmanom powodziło się lepiej pod rządami krzyżowców niż na terenach rządzonych przez islam. Przeprowadzone obserwacje ubrał w takie słowa: "Kiedy opuściliśmy Tibnin, minęliśmy rzędy farm i wsi, których pola były sprawnie uprawiane. Mieszkańcy byli wyłącznie muzułmanami, którzy żyli w pokoju z Frandż [Frankami]. Ich mieszkania są ich własnością i ich ziemia nienaruszona. Wszystkie regiony kontrolowane przez Frandż [Franków] w Syrii podlegają podobnemu systemowi: wsie i ziemie pozostawały w rękach muzułmanów. W ich serca wkrada się niepewność, kiedy porównują własną sytuację z Frandż i sytuacje swoich braci na terytoriach muzułmańskich. Ci drudzy doświadczają niesprawiedliwości ze strony swoich współwierzących, a Frandż [Frankowie] postępują sprawiedliwe".


  Twierdzi się również, że motorem wypraw była przemożna chęć nawracania niewiernych i rozszerzenie władztwa Rzymu. Ok, lecz w takim razie trzeba by zamknąć oczy na to, że pierwsze namowy do konwersji muzułmanów na chrześcijaństwo zostały podjęte dopiero wiek później przez franciszkanów! Wreszcie pojawiły się także niestandardowe interpretacje zagadnienia krucjaty. Uwaga: psychoanalitycy wysunęli tezę, że rycerze, którzy wyruszyli do Jerozolimy, szukali ujścia dla stłumionego popędu seksualnego. Sądzę, że ten pomysł należy bez żalu schować do szuflady z etykietą: "błazenady". W takim razie - co?


Zapominamy często, że na długo przed i w dobie pierwszej krucjaty świat chrześcijański podlegał nieustannej presji zewnętrznej. Na wschodzie od pierwszej połowy VII stulecia bezlitosne i fanatyczne armie arabskie, a potem również tureckie, w błyskawicznym tempie podbijały olbrzymie tereny Bliskiego Wschodu i Afryki, na których od wieków żyli wyznawcy Chrystusa. Zagony wojowników Proroka stanęły u bram Chin, przekroczyły Kaukaz, wpadły do Indii, oblegały ówczesną stolicę świata, czyli Konstantynopol i zapędziły się aż do południowej Francji. Prawie całe Morze Śródziemne stało się domeną żeglarzy pływających pod banderą z półksiężycem, atakujących Italię oraz miasta na wybrzeżu dzisiejszej Chorwacji. Państwo ruskie, ledwo pokryte pokostem chrześcijaństwa, nieustannie zmagało się pogańskimi Pieczyngami, Połowcami, Torkami, Czarnymi Kłobukami oraz agresywnymi ludami wschodnio-fińskimi. Na zachodzie chrześcijanie zamieszkiwali stosunkowo małe terytorium (w porównaniu z Dar al-Islam), ograniczone de facto z jednej strony Wyspami Brytyjskimi a z drugiej Łabą, i w świeżej pamięci nosili doświadczenia najazdów wikińskich oraz madziarskich. Nowe nabytki, jak Polska, Szwecja czy Węgry, po wielkich buntach pogańskich, dopiero dostrajały się do kultury zachodniej. Prócz tego rozległe obszary, ciągnące się od Hamburga po Finlandię, nadal znajdowały się we władaniu ludów wyznających rodzime religie. Jednym słowem - nieciekawie!


 image

źródło: https://historia.opracowania.pl/gimnazjum/arabowie/


Wydaje się zatem, że sytuacja zewnętrzna oraz konieczność podjęcia wyzwania w obronie ojcowizn i stylu życia stały się w kontekście krucjat głównymi podnietami dla szerokich rzesz zachodnich Europejczyków. Jako równie istotna przyczyna jawi się - lekceważono dziś niemiłosiernie - głęboka wiara oraz poczucie solidarności ze współwyznawcami żyjącymi gdzieś, hen!, za morzami. Różnice pomiędzy oboma "płucami" Kościoła nie były jeszcze bardzo głębokie, a informacje o straszliwych prześladowaniach bliskowschodnich chrześcijan, bezczeszczeniu świątyń i mordach na pielgrzymach, budziły uzasadniony gniew. Warto zaznaczyć, że nie są to tylko przypuszczenia wysuwane tysiąc lat po wydarzeniach, gdyż już współcześni podkreślali aspekt religijny w poczynaniach krzyżowców. Szczególnym obserwatorem była wybitnie inteligentna córka basileusa - Anna Komnena, która o przybyszach z zachodu pisała w ten sposób: "Napływali do niego [Konstantynopola] jedni po drugich, z bronią, na koniach i z innym wyposażeniem wojskowym. Mieli tyle chęci, tyle zapału, że zapełniły się nimi wszystkie drogi. Wraz z żołnierzami celtyckimi ciągnęły tłumy bezbronnego ludu, liczniejsze od ziaren piasku morskiego i gwiazd na niebie. Na plecach miały czerwone krzyże...".


Nie da się ukryć, że płomienne idee wraz z upływem czasu ulegały deformacji. Czy to w schyłkowym okresie rekonkwisty płw. Pirenejskiego, czy też po zakończeniu podboju plemion pruskich, próżno byłoby szukać u epigonów ruchu krucjatowego tego żaru, poświęcenia, rycerskości i siły charakteru jak choćby u komtura królewieckiego Bertolda Bruhavena (1289-1302), który przez rok poprzedzający wstąpienie do Zakonu w celu hartowania woli spał  w jednym łożu z piękną dziewczyną –  jak zaznaczył kronikarz –  "nawet jej nie tykając". Cóż, panta rhei...


Według nieuprzedzonych badaczy zagadnienia "pierwsza krucjata zdefiniowała średniowiecze. Dała europejskiemu rycerstwu wspólną tożsamość, związaną silnie z wiarą chrześcijańską, wpłynęła też zasadniczo na jego zachowanie, sprawiając, że takie cechy, jak pobożność czy poświęcenie stały się bardzo cenionymi przymiotami, wychwalanymi w poezji, prozie, pieśniach i malarstwie. Narodził się ideał pobożnego rycerza walczącego w służbie Boga. Ponadto krucjata uczyniła z papieża przywódcę nie tylko duchowego, lecz także świeckiego i dała zachodnim państwom wspólny cel, zmieniając obronę Kościoła w powszechny obowiązek. Z pierwszej krucjaty wyrosły idee i struktury, które kształtowały Europę aż do czasów reformacji".  Nie bez znaczenia okazały się także lekcje w obszarze profanum. Otóż to właśnie wtedy - po długiej przerwie -  odrodziło się w Europie przekonanie o potrzebie aktywności wykraczającej daleko poza opłotki parafii lub hrabstwa.  Stało się bowiem oczywistym, iż samo pragnienie pokoju w żaden sposób nie gwarantuje bezpieczeństwa wspólnoty i niekiedy, nawet wbrew sobie, trzeba zaangażować się w tzw. wojnę sprawiedliwą.


Wielu z nas sądzi, że wszystko już było, a spokój zagwarantowany został na wieczność. Na razie tylko niektórzy dostrzegają zagrożenia nabrzmiewające w różnych punktach globu i starają się, na przekór politycznej poprawności, mówić o tym głośno. A jest o czym! Jednym z najpoważniejszych niebezpieczeństw są niewątpliwie działania zmierzające do upadku i tak już osłabionej cywilizacji zachodniej. Na naszych oczach odbywa się bowiem ofensywa skierowana przeciwko resztkom zdrowego rozumu, obyczaju, wartościom i religii, z których przez długie wieki  Europejczycy byli dumni. Niezwykłą powagę sytuacji dobrze obrazują m.in. poglądy i zachowania prof. Jamala Bin Ammar al-Ahmara, z Uniwersytetu Ferhat  Abbas w Algierii. W liście adresowanym do hiszpańskiego monarchy Juan Carlosa, al-Ahmar zaapelował o "pełne historyczne dochodzenie w sprawie zbrodni wojennych na muzułmańskiej populacji Andaluzji, których dopuścili się Francuzi, Anglicy, inni Europejczycy i papiescy krzyżowcy, którzy pastwili się nad naszymi biednymi ludźmi po upadku islamskiego panowania [w Hiszpanii]. " Autor apelu zażądał także, iżby hiszpański monarcha oficjalnie przeprosił "w imieniu swoich przodków oraz wziął na siebie odpowiedzialność  i poniósł konsekwencje dziejów z okresu średniowiecza." Mówił, że "konieczne jest, żeby zidentyfikować zbrodniarzy i skazać ich w retrospekcji, a także zidentyfikować i zrekompensować ofiary."  W praktyce oznacza to "dekret, który umożliwiłby muzułmanom powrót do ich domów w Andaluzji, nadanie im pełnych praw obywatelskich oraz zwrot muzułmańskiego mienia i majątków."


Na koniec krótka refleksja... "A potem świat znowu zaczął istnieć, ale istniał zupełnie inaczej." Moim zdaniem słowa znanego pisarza zawierają proroctwo. Że tak się stanie nie powinniśmy mieć wątpliwości i właściwie pozostaje tylko jedna niewiadoma. Czy Europejczycy - ci wierzący, jak i nie akceptujący istnienia Siły Wyższej, ale hołdujący tradycyjnym wartościom -  będą potrafili pójść śladem krzyżowców czy też wybiorą łatwiznę. Od tego  przecież zależy, czy rozwój wydarzeń przebiegnie według scenariusza napisanego przez  Nas czy też... przez Nich.


Coś w klimacie:

https://www.youtube.com/watch?v=6g2BVhWCdgo



Bazyli1969
O mnie Bazyli1969

Jestem stąd...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura