Bazyli1969 Bazyli1969
618
BLOG

Dlaczego Unia Europejska nie będzie Imperium Rzymskim?

Bazyli1969 Bazyli1969 UE Obserwuj temat Obserwuj notkę 15

Każdy wprowadza swój system tak daleko, jak sięga jego armia.
Józef Stalin

image

http://buzz.gazeta.pl/buzz/56,156947,18281729,Kary_w_rosyjskim_wojsku_sa_nie_tylko_dotkliwe__Sa.html

Nie od dziś wiadomo, iż Rzeczpospolita stoi ością w gardłach brukselskich biurokratów i quasi-władców Unii Europejskiej. Sposobów na spacyfikowanie niepokornej Warszawy tabuny urzędników, lobbystów, przedstawicieli globalnych korporacji i zwyczajnie nawiedzonych naprawiaczy świata, poszukują w opasłych kodeksach oraz budżetach wspólnoty. Groźby pod adresem naszego kraju znajdują zdecydowany wyraz  w coraz  to bardziej buńczucznych tyradach:


"Atmosfera wokół Polski, to co w tej chwili się dzieje i to, w jaki sposób rozmawiamy o Polsce i aktach prawnych, nad którymi w tej chwili się pracuje – absolutnie będzie miało bardzo zły wpływ na przyszłe rozmowy o budżecie UE (…). Na pewno w Brukseli zgody i zrozumienia dla tego typu zmian nie będzie." –  Elżbieta Bieńkowska.


„Podporządkowanie sądów partii rządzącej w sposób, jaki zaproponował PiS, zrujnuje i tak nadszarpniętą opinię na temat polskiej demokracji (…). Sytuacja, także w wymiarze międzynarodowym jest naprawdę poważna. I dlatego wymaga poważnych środków i poważnych partnerów...” – Donald Tusk.


"Europa ma piątą kolumnę w swoich szeregach: cheerleaderki Putina, które chcą zniszczyć Europę i liberalną demokrację od wewnątrz: Le Pen, Wilders, Farage, Orbàn, Kaczyński..." - Guy Verhofstadt.


Itd. itp. Zamróz przechodzi po plecach? U rozsądnych ludzi raczej nie, bo od pohukiwania  nawet największej sowy jeszcze nikt nie umarł. Co innego gdyby brukselscy biuraliści, złowieszczo marszczący brwi w oczyska kamer, prócz mikrofonów i długopisów, posiadali jeszcze jedno groźne narzędzie. Wtedy głosy dochodzące do nas ze Strasburga i Brukseli musielibyśmy potraktować  bardziej poważnie.


Praktyka polityczna dowodzi, iż dla wymuszenia posłuszeństwa nie zawsze wystarcza wymowne pogrożenie palcem, szczerzenie kłów czy środek represyjny w postaci zaczopowania źródełka z pieniędzmi. Bywa również tak, iż ktoś się zbiesi na tyle, że nawet solenne przyrzeczenia wydeklamowane z ręką na sercu, potraktuje niczym nic nie znaczące trele-morele. Co zatem czynić? Ano to, co już przećwiczyli wielokrotnie nasi antenaci. Wysłać zbrojne ramię, które nie będzie traciło czasu na niekończące się dyskusje, jeno trzask-prask... I po sprawie. Tacy - dajmy na to - Rzymianie lubili dyskutować. Wprawdzie trochę mniej niż starożytni Hellenowie, ale jednak. Gdy mieli do kogoś sprawę - wysyłali epistoły, zwoływali narady, delegowali posłów.  Namawiali, przekonywali, obiecywali i... grozili. Dla tych, którzy byli na tyle nierozsądni, że wciąż trwali w uporze mieli tylko jedno przesłanie:  Bellum parate, quoniam pace pati non potuistis (Gotujcie się  do wojny, skoroście pokoju ścierpieć nie potrafili!). Jak zapowiadali, tak czynili. Ponadto potrafili być niebywale konsekwentni, czego dowodzą przykłady rozprawienia się z Numancją, Kartaginą i Masadą. Tak czy owak, zwykle wychodziło na ich, a oponent musiał długo lizać rany. O ile któryś przetrwał...


Mam głębokie przekonanie, że dyrygenci UE mieli wielką chrapkę na powiększenie środków perswazji o kolejny atrybut. W 1992 r. z błogosławieństwem Niemiec i Francji powołane  zostało dowództwo tzw. Eurokorpusu, który w pierwotnych założeniach miał dość szybko osiągnąć  stan ok. 60 000 ludzi pod bronią. Euroentuzjaści doznawali nawet wizji, w których "armia europejska" zyska na sile i stanie się równie potężna jak wojsko Jankesów. Gdyby do tego doszło, to hipotetycznie można sobie wyobrazić kolumny czołgów z logo UE na pancerzach, przekraczające płytkie koryto Odry czy Nysy na wysokości Słubic lub Zgorzelca, w celu przywrócenia w Polsce zasad demokracji, wolności mediów i niezawisłości sądów... Dlatego raczej dobrze się stało, iż projekt powołania sił zbrojnych UE ledwo zipie. Po części jest to zasługą (sic!) obecnego polskiego rządu. Jeszcze bowiem w 2008 r. władze polskie pod przywództwem D. Tuska wyraziły zainteresowanie pogłębieniem współpracy w zakresie tworzenia wojsk europejskich. Całe szczęście, że koalicjanci PO-PSL także ten projekt wdrażali równie dynamicznie jak inne. W ten sposób sprawa przeciągnęła się do czasu ostatnich wyborów i w marcu 2017 r. A. Macierewicz zadeklarował: a kuku, nie ma naszej zgody!


Jest oczywistym, że w najbliższej przyszłości liczba gromów rzucanych z Brukseli w stronę Warszawy najpewniej nie zmaleje, a może nawet wzrośnie. Warto traktować te erupcje oburzenia z dystansem i robić po prostu swoje. Przede wszystkim dlatego, że Unia Europejska to nie Imperium Rzymskie i nie swoich legionów.


PS Nie chcę nikogo urazić, ale wartość bojową i morale potencjalnej armii europejskiej, składającej się  z reprezentacji bez mała trzydziestu państw, być może dobrze oddaje poniższy - lekko zmodyfikowany - dowcip:
Pułk europejskiego wojska odbywa manewry. Będzie przeprawiał się przez rzekę. Generał wysyła zwiadowcę na rozpoznanie terenu. Ten po powrocie melduje:
- Samoloty przelecą, działa przejadę, czołgi przejadą ale z zamkniętymi włazami...
- A piechota? - dopytuje się generał.
- Piechota nie da rady...
- Czy tam jest głęboko?
- Nie, ale przy brzegu stoi duży pies i warczy....


Bazyli1969
O mnie Bazyli1969

Jestem stąd...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka