BBudowniczy BBudowniczy
2257
BLOG

Rekonstrukcje Macieja Laska

BBudowniczy BBudowniczy Katastrofa smoleńska Obserwuj temat Obserwuj notkę 45

Od dłuższego czasu z coraz większym zażenowaniem śledzę wypowiedzi Przewodniczącego PKBWL Pana Macieja Laska. W swoim czasie byłem nawet w stanie zrozumieć jego motywy i zachowanie, co oczywiście nie znaczy że je akceptowałem. Postawiony wraz z resztą Komisji Millera przed faktami dokonanym (brawo Donald Tusk...), "zmuszony" został do badania katastrofy samolotu Tu-154 w Smoleńsku w oparciu o pochodzące z drugiej ręki strzępy informacji, poszlaki i "oglądanie" miejsca katastrofy. Lasek z całą resztą komisji mógł oczywiście odmówić pełnienia funkcji "listka figowego" dla rządu, mającego służyć jedynie do udowadniania opinii publicznej że Polska prowadzi własne, profesjonalne śledztwo, a współpraca z Rosjanami to bajka. Mógł też spróbować sklecić z tego co dali Rosjanie, zdołali "zaobserwować" członkowie Komisji lub wygooglowano u Amielina, jakąś prawdopodobną teorię i modlić się, by okazała się prawdziwa. 
Wybrano ten drugi wariant, od którego już nie było odwrotu, a członkom Komisji z Laskiem na czele pozostało bronienie do samego końca efektów swojej ułomnej pracy. Obserwowaliśmy więc dr Laska, twierdzącego że wybuch w samolocie da się wykluczyć badaniem parasolki przysłanej przez Rosjan, wykrycie trotylu jest dowodem na brak wybuchu, zakrywanie niewygodnych danych w raporcie końcowym ma na celu jedynie dobro czytelnika, do badania katastrofy nie jest konieczne badanie miejsca katastrofy i wraku, a przemieszczanie szczątków wraku przed ich zinwentaryzowaniem nie ma wpływu na badanie przyczyny katastrofy. Że nie ma znaczenia, czy przed miejscem upadku samolotu znaleziono 30,300 czy 3000 jego osmolonych i przepalonych fragmentów, a brzoza została ścięta na 4, 5 czy 8 metrach wysokości. Że nie ma znaczenia, że większość kluczowych dowodów trafiła do nas za pośrednictwem Rosjan, którzy jak wiadomo nie są zdolni do mataczenia i manipulacji materiałem dowodowym, tak jak nie są w stanie wysadzić w powietrze bloków z własnymi obywatelami, by mieć pretekst do napaści na sąsiedni kraj. 
Ostatnimi czasy jednak coraz częściej można odnieść wrażenie, że dr Lasek sam uwierzył w to co próbuje nam od lat wmawiać. W to, że wraz z resztą komisji wykonał swoją pracę rzetelnie i w sposób nie budzący wątpliwości. Ba, że nawet śledztwo Rosjan można traktować jako całkiem OK. Jak inaczej bowiem wytłumaczyć wpis dr Laska na TT, w którym jako pozytywny punkt odniesienia do badania katastrofy malezyjskiego samolotu, przywołał "rekonstrukcję wraku" przeprowadzoną przez Rosjan w Smoleńsku. 

Pomijając taki drobny fakt, że malezyjski samolot został zestrzelony w rejonie objętym regularną wojną i opanowanym rosyjskich separatystów, a Tu-154 rozbił się na terenie ponoć przyjaznego i życzliwego wówczas sąsiada, przypomnijmy jak wyglądała ta rekonstrukcja wraku:
Mniejsze fragmenty wraku bez ładu i składu wrzucono na na ciężarówki, większe wcześniej cięto i niszczono. A oto wynik rekonstrukcji podawanej przez dr Laska jako przykład:
Rekonstrukcji, która wyglądała raczej na rozrzucenie co z grubsza i "na oko" poszczególnych fragmentów samolotu na placu, bez wiekszej dbałości o to czy jakiś fragment pochodzi z lewego czy prawego skrzydła samolotu. Bez większej refleksji, ile mniejszych lub większych fragmentów wraku dalej wala się po miejscu katastrofy, jego okolicach lub została zebrana przez okoliczną ludność.

Pozostaje mi pogratulować Rosjanom i komisji MAK nowego, obiecującego konesera rosyjskich osiągnięć przy "badaniu" katastrofy w Smoleńsku.

Zdjęcia: screeny z filmu "List z Polski".

BBudowniczy
O mnie BBudowniczy

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka