Wiele ostatnio mówi się i pisze o radnym Wojciechu Kałuży, który ponoć jest zdrajcą i sprzedawczykiem, bo... przystąpił do koalicji z PiS-em w sejmiku śląskim. Przez media i jego rodzinne miasto przetacza się fala rzadko spotykanego hejtu, a wezwania do złożenia przezeń mandatu są nagminne. Tymczasem jestem u rodziny żony w Słupsku. Od jakiegoś czasu miasto to kojarzy się głównie z Robertem Biedroniem, który pełnił tutaj funkcję prezydenta, a w ostatnich wyborach przekazał pałeczkę swojej zastępczyni, by zostać radnym miejskim, nota bene z najwyższym w Słupsku poparciem.
Tyle tylko, że z góry było wiadomo, iż Robert Biedroń nie jest w ogóle zainteresowany Słupskiem. Pisałem o tym wielokrotnie, choćby krótko przed wyborami
TUTAJ. Bardzo krytycznie na temat kandydowania Roberta Biedronia w wyborach do rady wypowiadał się lokalny poseł PO Zbigniew Konwiński, aktualnie zasiadający w sejmowej komisji śledczej ds. wyłudzeń VAT. Start Biedronia nazwał
"oszustwem wobec wyborców" i miał rację. Dlaczego? Bo Robert Biedroń z góry zapowiedział, że będzie radnym "tylko na chwilę", a jego faktycznym zamiarem jest "pociągnięcie listy" i m.in. wsadzenie do rady następnego członka swojego komitetu. No i stało się. Kadencja w zasadzie jeszcze się nie zaczęła, a Roberta Biedronia już nie ma w składzie Rady Miejskiej w Słupsku. Zgodnie z zapowiedziami i przewidywaniami zrezygnował.
Czy tak postępuje etyczny i moralny polityk, który ma zamiar "ratować Polskę" przed PiS-em, a nawet zostać głową państwa? Z pewnością nie. Tymczasem te same media, który wylewają pomyje na Wojciecha Kałużę, z pełnym zrozumieniem komentują decyzję Roberta Biedronia. Portal Tomasza Lisa natemat.pl przeprowadził nawet
wywiad z Robertem Biedroniem, już po jego rezygnacji z funkcji radnego. Dziennikarz bardzo delikatnie podpytuje go, czy w ogóle był sens startować, by zaraz po wyborach rezygnować. Oto odpowiedź Roberta Biedronia:
Tak to działa w polityce. Jak trzeba będzie zrezygnować z mandatu w europarlamencie, też to zrobię.
Na tym skończyła się dziennikarska dociekliwość w tym wątku. Z tego przykładu widać jednak bardzo wyraźnie, że ustalone w III RP reguły gry politycznej, które dotyczą np. Roberta Biedronia, nie mogą być stosowane przez innych, w tym radnego Wojciecha Kałużę. Oczywiście nie ma najmniejszych szans, by jakiś KOD napiętnował postępowanie Roberta Biedronia i choćby w ślad za posłem Konwińskim z PO nazwał go "oszustem wyborczym". Co to, to nie! Wszak Robert Biedroń jest jednym z kapłanów świątyni AntyPiSa, przeto wolno mu więcej.