Grzegorz Gołębiewski - grzechg Grzegorz Gołębiewski - grzechg
1670
BLOG

Polska - dwa elektoraty

Grzegorz Gołębiewski - grzechg Grzegorz Gołębiewski - grzechg Wybory Obserwuj temat Obserwuj notkę 53
Kończy się epoka bezrefleksyjnego zachłystywania się tym wielkomiejskim życiem, nieustającym pędem za kasą i korporacyjną orką. Wyrasta trochę inna, niemniej atrakcyjna Polska, o którą już niedługo trzeba będzie bardzo zabiegać, nie tylko w roku wyborczym.

Zacznę od takiego drobnego, pozornie nieistotnego przykładu. Niedaleko od Warszawy, w małym mieście, pracownik Orlenu, który zarabia tam całkiem dobre pieniądze (nawet jak na Warszawę), ma także w pobliskiej wsi kilka hektarów pszenicy. Jego szwagier „ściąga” mu tę pszenicę wielkim kombajnem w jeden dzień, a krótko potem do kieszeni pracownika koncernu trafia dodatkowo pokaźna gotówka. To przykład z życia wzięty. W bogacącej się Polsce, tej gminnej i powiatowej, nieco odległej od politycznego wrzasku, też tworzy się stabilna finansowo struktura społeczna, która nie ma nic wspólnego z dość prymitywnym wyobrażeniem o prowincji, jaki dominuje w politycznym światku Platformy czy na Wiertniczej. Mieszkańcy tej „małej” Polski są niemniej zaradni od wielkomiejskiej korporacyjnej klasy średniej. A przy tym, nie mają w sobie tej odpychającej postawy wyższości. Rzeczywiście, hołdują bardziej tradycyjnym wartościom, ale wcale nie są zaściankowi i zamknięci na otaczający ich wielki świat. Może rzadziej podróżują, może jeszcze ciężej pracują, ale prowadzą życie o standardzie zbliżonym do mieszkańców wielkich miast.


Ta gminna i powiatowa oraz wiejska Polska uważana jest za bastion Prawa i Sprawiedliwości. Sporo w tym prawdy, ale to nie oznacza, że tak jak osiem lat temu magnesem dla mieszkańców „małej” Polski będą teraz takie same obietnice wyborcze jak w 2015 czy w 2019 roku. Innymi słowy, jeśli PiS chce utrzymać na „swojej” prowincji wysokie poparcie w nadchodzących wyborach, to nie wystarczą już same transfery finansowe. Ważna jest infrastruktura drogowa i kolejowa, możliwość atrakcyjnego spędzenia wolnego czasu blisko miejsca zamieszkania, po prostu wszystko to, co łączy się z codziennymi warunkami życia. Osiem lat rządów Zjednoczonej Prawicy, przy korzystnej koniunkturze gospodarczej spowodowało, że polskie wsie i małe miasta przeszły w większości wielką metamorfozę i trochę w opozycji do wielkich miast wyrósł elektorat o podobnie wysokich aspiracjach, bez żadnych kompleksów wobec Warszawy czy Łodzi. Prawdę mówiąc, nie bardzo wiadomo, czym dziś mieszkańcy Wilanowa mieliby zaimponować mieszkańcom Gąbina czy Sierpca, poza kupowaniem na pokaz jak najdroższych odmian pomidorów, które i tak nigdy nie będą tak smaczne jak te z lokalnego targu.


Co więcej, nie ma jakiegoś istotnego konfliktu pomiędzy Polską powiatową i wielkomiejską, jedni i drudzy mieszkańcy mają swoje własne zwyczaje i dominujące wartości. Tam ważna pozostaje rodzina, tu kluczowa jest indywidualna kariera. Mamy więc dziś dwa elektoraty, które trudno już dzielić na prawicę i lewicę. Można powiedzieć, że tradycyjna Polska nowocześnieje, a nowoczesna niestety parcieje w oparach absurdu, jaki dominuje w komercyjnych mediach i u ich politycznych patronów z PO. Serwowany jest nadal obraz europejskiej, wielkomiejskiej, oświeconej elity i pisowskiej, ciemnej prowincji. Idealna droga do wyborczej klęski. Co prawda Donald Tusk w swoich rajdach po Polsce bywał tu i tam, ale nadaremno byłoby szukać w jego wystąpieniach pozytywnego odniesienia do żyjących tam ludzi. Hejt na PiS, straszenie chlebem po 30 złotych i wyprowadzaniem prezesa NBP z gmachu to nie jest oferta dla „małej” Polski, chcącej po prostu żyć dostatnio i w zgodzie ze swoimi najczęściej tradycyjnymi wartościami, która chce się bogacić na zdrowych, równych zasadach. Mniemanie, że prowincja czeka tylko na to, jak PiS coś znowu rzuci na wybory jest przejawem politycznej głupoty.


Politolog Jarosław Flis w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej”* nazwał ten nowy podział wśród wyborców „góra – dół”, akcentując, że ów „dół” czyli prowincja jest zdecydowanie bardziej wspólnotowy, a wielkomiejski to indywidualizm i życie bez tradycyjnych ograniczeń i odrzucenie starych wzorów. Można przyjąć, że jeszcze przez co najmniej jedną kadencję po tegorocznych wyborach te dwa elektoraty będą głosowały głównie na PiS lub PO (szerzej na liberalną opozycję). Bo ruch Hołowni, cokolwiek by nie wymyślił jeszcze jego lider, nie jest atrakcyjny ani dla jednego ani dla drugiego bloku. Nie ma tam nic oryginalnego, co przyciągnęłoby pokaźną grupę wyborców wielkich miast czy Polski powiatowej. To stabilne póki co 10% Szymona Hołowni i tak jest fenomenem socjologicznym.

Jak może więc wyglądać walka o rząd dusz za kilka lat? Jeśli Prawo i Sprawiedliwość wygra wybory w 2023 roku i prawidłowo odczyta zmieniające się na naszych oczach aspiracje mieszkańców prowincji, a także dokona niezbędnej, wewnętrznej sanacji po wyraźnym zużyciu się części swoich kadr, to nie jest wykluczone, że zapewni sobie i czwartą kadencję rządów w Polsce. Niemniej, już podczas tej wyborczej jesieni nie wystarczą same sprawdzone tradycyjne hasła wyborcze. Dwa elektoraty, wbrew pozorom nie stoją w ostrej opozycji do siebie, choć ten wielkomiejski nadal odnosi się do tego drugiego z poczuciem wyższości, a nade wszystko owej mitycznej dziś europejskości. Rzecz w tym, że ów szwagier z wielkim kombajnem ma kilkadziesiąt hektarów ziemi, dom, domy mają także jego dzieci, które ukończyły studia na warszawskich uczelniach. Jedne mieszkają w pobliżu ojca, pozostałe robią karierę w stolicy w wygodnych apartamentach. To nie jest jakiś wielki wyjątek.


Polska wiejska, Polska gminna i powiatowa do końca tej dekady będzie wymarzonym miejscu do pogodnego, choć może nie luksusowego życia. Nie tak wygodnego i z łatwym dostępem do wysokiej kultury, która zresztą z pojęciem „wysoka” ma coraz mniej wspólnego. Natomiast nad stołecznym luksusem coraz mocniej ciąży jego wysoka cena: kilkusettysięczne kredyty zaciągnięte na 30 lat, których spłaty końca nie widać, niebywały stres i chaos. Kończy się epoka bezrefleksyjnego zachłystywania się tym wielkomiejskim życiem, nieustającym pędem za kasą i korporacyjną orką. Wyrasta trochę inna, niemniej atrakcyjna Polska, o którą już niedługo trzeba będzie bardzo zabiegać, nie tylko w roku wyborczym. PiS w wielkich miastach wielkich szans nie ma, ale do odważnych świat należy. Sfrustrowanych ciężkim życiem w stolicy dziś nie brakuje, więc od dzieła.


https://next.gazeta.pl/next/7,151003,29458120,toksyczna-opozycja-zarty-z-obajtka-ze-jest-z-pcimia-to-przepis.html 


Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka