Ta kampania pokazała wyraźnie, że nienawiść nie prowadzi do zwycięstwa. To powinna być lekcja dla zwycięzców.
Zwycięzcami są wszyscy, którzy głosowali na kandydata obywatelskiego. To jest zwycięstwo Polski powiatowej, Polski gminnej, Polski zwyczajnej. Takiej, która musiała się zająć polityką, bo zobaczyła z drugiej strony zbyt wiele kłamstwa, manipulacji, oszczerstw i nienawiści. I teraz stoi przed wyborem: czy pogrążyć się w tym samym, czy po prostu uznać swoją siłę i okazać wielkoduszność.
Po jednej stronie stały posłuszne władzy media, których oszczercze materiały zapowiadał sam premier na tydzień przed ich opublikowaniem, stały fundacje udające niezależność i ubierające wyborczą propagandę w szaty obywatelskiej kampanii profrekwencyjnej, stali ludzie, którzy chętnie podchwytywali każde kłamstwo w nadziei, że przygniotą tym pozytywny przekaz drugiej strony, stały służby państwowe, które wysyłały oddziały Policji w pogoni za ludźmi poprzebieranymi w karnawałowe stroje i dostarczały spreparowanych kompromatów usłużnym redakcjom, stały państwowe instytucje, które udawały, że pilnują integralności wyborów, ale w istocie ukrywały niewygodne dla sztabu swojego kandydata informacje. A wszystko to firmowane przed kandydata, który na wszelkie sposoby starał się pokazać swoją europejskość i światowe obycie. Cała ta prowadzona przez obóz rządowy kampania przypominała słynne określenia ministra Talleyranda wypowiedziane przez Napoleona: “Łajno w jedwabnych pończochach”.
Po drugiej stronie była rzeczowość, entuzjazm i dowcip. Ludzie poprzebierani za Zorro, Batmana i Spidermana, dziewczyny na wrotkach, tysiące memów rozbrajających narracje władzy, kibice ozdabiający stadiony setkami metrów banerów, sztab pracujący za środki zebrane przez ludzi, bo dopiero pod koniec kampanii Minister Finansów wypłacił PiS należne pieniądze, kandydat cierpliwie odpowiadający na coraz bardziej dziwaczne pytania i usiłujący się przebić z merytorycznym przekazem. Paradoksalnie, do tego obozu można też zapisać ludzi, którzy w nim się nie znajdowali, czyli obiektywnie nastawionych dziennikarzy pracujących w niezależnych mediach. Ci krytykowali i jednego i drugiego kandydata, ale zajadłość obozu władzy sprawiła, że ktokolwiek uprawiający normalne dziennikarstwo od razu sytuował się w społecznym odbiorze po stronie kandydata obywatelskiego.
W tej sposób zajadłość i oszczerstwo, cały ten rynsztok wyprodukowany przez obóz rządzący, zatchnęły się własną nienawiścią i przegrały. I teraz przed tymi, którzy wygrali stoi prosty wybór: albo pójdą podobną drogą i prędzej, czy później przegrają także, albo podejdą do wyborców przegranego kandydata jak to ludzi, do współobywateli i będą się starali budować kraj, który - wszyscy to wiedzą - znajduje się w śmiertelnym niebezpieczeństwie.
To oczywiście nie znaczy, że należy zapomnieć kto inspirował i podtrzymywał kampanię nienawiści. Myślę, że powinna powstać Biała Księga z dokładnym omówieniem poszczególnych jej elementów. Mam nadzieję, że takie wydawnictwo pomoże ludziom stojącym po drugiej stronie ocenić własną decyzję o tym, aby poddać się nienawistnym narracjom. I zaszczepi ich przed tym na przyszłość.
Bo chcemy, czy nie chcemy, jesteśmy jednym narodem i jednym społeczeństwem i to nas w każdej chwili może wspólnie zaatakować wróg ze wschodu, a wtedy może być za późno na pospieszne budowanie jedności.
Wracam po siedmiu latach. Prowadzę podcast o nazwie Coistotne, dotyczący głównie spraw międzynarodowych. Mówię o groźbach nuklearnych, polityce klimatycznej, budowie europejskiego mocarstwa, wzroście potęgi Chin i amerykańskich kłopotach z własnym państwem, o wszystkim tym, co jest w naszym świecie istotne. Podcast jest dostępny na Youtube i Spotify, ukazuje się nieregularnie, ale przynajmniej raz w tygodniu.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka