Podobno znaczna część emigracji powojennej to ci, którzy uciekali przed terrorem i zamordyzmem komuny.
Tylko niewielka część przyznaje się, że była to emigracja o podłożu ekonomicznym.
W efekcie na portalach społecznościowych - takich jak ten, znakomita część blogerów pochodzi "z obcych stron". Przynajmniej ci, którzy wykazują się jakimś stopniem niezależności, ale i oni, rzekomo niezależni sygnują się nickami, a nie nazwiskiem - zapewne dlatego, aby nie zostać poddanym ostracyzmowi w swych, niby liberalnych środowiskach.
To, że tą drogą chcą zachować kontakt z Ojczyzną i językiem polskim - jest nawet chwalebne. Gorzej, że wielu z nich występuje (zmniejsza się ilość tego typu obiektów) w pozycji mentorów, którzy wiedzą lepiej jak Polacy, którzy pozostali w kraju, powinni się zachowywać i co robić. Uzasadniają to swoim statusem (materialnym, bo nie intelektualnym), a potwierdzeniem ich racji jest zazwyczaj status państwa w którym zamieszkują.
I co ujawniło się ostatnio?
Ano to, że ten liberalizm Zachodu w błyskawicznym tempie przekształca się w wysokiej klasy zamordyzm. Czyli te wszelkie rady i pouczenia to prosta droga w tym samym kierunku.
Pytanie: czy dla tych "srebrników" warto było opuszczać Polskę? Czy znaleźliście tam zaspokojenie swych potrzeb i ambicji - i czy takie możliwości tam istnieją?
Chyba nie będę "głosem odrębnym" w twierdzeniu, że to raczej u nas pozostały przynajmniej enklawy, gdzie jeszcze funkcjonuje wolność wypowiedzi i są potencjalne możliwości rozwoju. Fakt - ostatnio bardzo ograniczane pod pozorem walki z pandemią. Ale my jeszcze mamy szanse się z tego wyzwolić. Zachód, w którym można zablokować wypowiedzi urzędującego prezydenta i sfałszować wybory "na oczach wszystkich" - już takich możliwości nie daje.
Jeszcze trochę i okaże się, że ostoją wolności będzie Białoruś i Rosja. Warto mieć to na uwadze.
Czy przesadzam? Na to już każdy sam musi sobie odpowiedzieć.